Główna » Humoreski i opowiadania, WSZYSTKIE WPISY

“Ostatki” Piotra Winczewskiego – Zwycięzcy II edycji Ogólnopolskiego Turnieju Satyrycznego im. Aleksandra hr. Fredry- “FREDROWANIE-2011″

Autor: admin dnia 8 Marzec 2012 Brak komentarzy

Portal Satyryczny Migielicz.pl przedstawia Państwu opowiadanie “Ostatki” Piotra Winczewskego, zwycięzcy II edycji Ogólnopolskiego Turnieju Satyrycznego im. Aleksandra hr. Fredry- “FREDROWANIE-2011″ w kategorii FREDROZA (proza).

PIOTR WINCZEWSKI

OSTATKI

Nastały takie czasy, że każdy chce usilnie wyróżnić się spośród tłumu równych sobie. Coraz więcej jest ludzi zdolnych; zdolnych dosłownie do wszystkiego. Jedni, nie umiejąc tańczyć, startują w konkursach tańca Umiejący jedynie zawodzić, rywalizują w konkursach dla śpiewaków. Jak na razie nie było chyba tylko konkursu dla grających na instrumentach muzycznych dla nie mających o tym zupełnego pojęcia, ale i to pewnie niebawem ktoś wymyśli.
W natłoku tych licznych konkursów nieomal nie zauważyłbym rywalizacji chyba najbardziej nietypowej. Na szczęście jednak noc przespałem nieźle, więc moja uwaga była wyczulona, zmysły aktywne, a umysł sprawny.
Wszystko to wydarzyło się w Ostatki. Gdy tylko wyszedłem z domu na ulicę, od razu zrozumiałem, co się dzieje. Natychmiast rzucił mi się w oczy pierwszy uczestnik rywalizacji o palmę pierwszeństwa na najzabawniejszy strój. Niby nic. Czapka jak to czapka, szalik też niby taki zupełnie zwykły. Diabeł jednak tkwił w szczegółach. Mężczyzna niósł konika na biegunach mocno przyciskając go do boku. Robił to tak niby od niechcenia, jak gdyby to przebranie było jego drugą skórą. Strój nie kolidował z żadnym jego ruchem. Każdy jego krok był idealnie zespolony z uściskiem dłoni podtrzymującej tułów konika. A wymagało to nieco starań i wysiłku, wszakże taki konik nie jest ani lekki, ani tani. Kupienie rekwizytu było zapewne niemałym wydatkiem, a noszenie ze sobą imponującym wyczynem. Temu zawodnikowi natychmiast przyznałem siedem punktów w skali dziesięciostopniowej. Widać, że nieco się nagłowił w trakcie przygotowań do konkursu.
Nieco dalej spotkałem jegomościa udającego dozorcę. Temu zdecydowałem się dać pięć punktów. Sprzątał tak jakoś niezbyt wiarygodnie. Jego miotła co i rusz wynajdował i zagarniała jakiś śmieć. Przed nim była już całkiem pokaźna stertka jakichś drobnych odpadków. Tak się przecież nie robi! Przecież śmieci należy rozgarniać na boki rozsypując równomiernie po okolicy! Ignorant. Nawet nie chciało mu się uważnie przyjrzeć pracy oryginalnego dozorcy. Nawet nie pięć punktów, tylko cztery. Jak się chce dobrze wypadać w takich konkursach, trzeba starannie przestudiować aktywność odgrywanej postaci. Zapraszamy za rok!
Idąc dalej napotkałem osobę zdecydowanie lepiej przygotowaną. Oto zmierzała ku mnie kobieta przebrana za grubą babę. Gdy tylko ją zobaczyłem, od razu przed moimi oczyma stanęły te sterty pożywienia, które musiałaby wmuszać w siebie każdego dnia, gdyby to nie było tylko przebranie. Znakomicie inscenizowała to, że ledwie daje radę iść. Co kilka kroków przystawała jak gdyby była zadyszana. Tak. To było przebranie na dziesiątkę. I jeszcze do tego ten obszerny ubiór, który wymagał pewnie całej belki materiału. Na wszelki wypadek jednak przyznałem jej dziewiątkę, bo liczyłem się z tym, że mogę napotkać kogoś jeszcze bardziej zdeterminowanego w poszukiwaniu oryginalnego stroju.
Gdy wsiadłem do autobusu, od razu poczułem, że chyba mam tuż obok siebie bezapelacyjnego zwycięzcę rywalizacji. Gdybym tylko miał przy sobie tabliczkę ze zdobyczą punktową dla niego, to od razu zasłoniłbym sobie nozdrza dziesiątką za smród, który wokół siebie roztaczał. Tak, to chyba było przebranie najlepsze. Jego iście naturalistyczny autentyzm wprost powalał z nóg. Ten niepowtarzalny strój powalił mnie wprost na krzesełko. Naprzeciw siedziała kobieta przebrana za matkę niegrzecznego dziecka. Trzymała je na kolanach. Dałem jej siedem punktów, bo choć dziecko kopało mnie wiele razy po nogach, to jednak tak jakoś niezbyt mocno. Słabe przebranie. Może dziecka nie nakarmiła wystarczająco? Może zmuszała je, wbrew jego woli, do współdziałania. Nie postarała się zbytnio. Siedem punktów i basta!
Gdy myślałem, że konkurs jest rozstrzygnięty, podszedł do mnie jegomość, który przebił skalę ocen. Po prostu zasłużył na jedenastkę. Pokazując jakąś legitymację poprosił mnie o bilet. Roześmiałem się uradowany widząc tak znakomite przygotowanie i oczywiście nie dałem mu biletu, by dotrzymać żartobliwej konwencji. Legitymacja była dopracowana w każdym calu. Zdjęcie autentyczne, pieczątki podrobione dość dobrze. Postanowiłem nie demaskować jego żartu przed innymi pasażerami i wręczyłem mu dowód na jego prośbę wyrażoną zainscenizowanym kategorycznym głosem. Tak. To był bezapelacyjny zwycięzca. Miał nawet nibybloczek do wypisywania mandatów. Gdy wręczał mi zapisaną kartkę do podpisania, ze śmiechem poklepałem go po plecach. Tak. Wyróżnił się ponadprzeciętnie pośród rywali. Jego pomysłowość zasłużyła na nagrodę. Dla mnie był zwycięzcą konkursu na najlepsze przebranie. Do telewizji go!

* * *

Właściwie zapomniałbym o tym całym konkursie, gdyby nie to, że ten człowiek zapragnął bawić się dalej. Ostatnio przysłał mi do domu wezwanie do zapłaty mandatu wraz z odsetkami. Mało nie padłem ze śmiechu czytając jego pismo ustylizowane na język urzędowy. I ta groźba kolegium w ostatnich słowach pisma, i to straszenie zamianą kary finansowej na odsiadkę w razie nieopłacenia mandatu. Był świetny! Gdyby nie to, że zamknąłem już konkurs, to dałbym mu nawet dwunastkę za pomysłowość i zaangażowanie.
Jemu jednak chyba zależało na jeszcze wyższej ocenie. Zapewne dlatego przysłał po mnie takich dwóch z kajdankami i więźniarką. Tak. Za to nawet piętnaście punktów byłoby za mało…

Digg this!Dodaj do del.icio.us!Stumble this!Dodaj do Techorati!Share on Facebook!Seed Newsvine!Reddit!Dodaj do Yahoo!

Komentowanie wyłączone.