Główna » A JAK CIEKAWOSTKI, WSZYSTKIE WPISY

Kochały go miliony- Louis de Funes

Autor: admin dnia 14 Styczeń 2012 Brak komentarzy

źródło: AKPA

Człowiek-legenda

Na ekranie pojawia się niski, chudziutki, łysiejący człowiek z wielkim nosem. Zaczyna przesadnie gestykulować, wścieka się, podskakuje, wymyśla wszystkim naokoło. Wniosek może być tylko jeden – oto przed nami Louis de Funes – najwybitniejszy francuski komik w historii kina!

Jego kariera rozpoczęła się jednak bardzo późno. Mimo że na koncie miał występ w 137 filmach, pierwszą wielką rolę zagrał dopiero w wieku 50 lat! Wówczas pokochały go rzesze widzów na całym świecie.

Trudne początki

W końcu pierwszą rolę w filmie Louis de Funes dostał, mając 32 lata. Była to komedia fantasy „Kuszenie Barbizona”, w której wcielił się w… niewymienionego w czołówce portiera.

W kolejnych filmach grał m.in. kucharza na jachcie, pracownika sklepu spożywczego, pracownika wagonu restauracyjnego, kierowcę i kelnera. Trudno te role nazwać drugo-, a nawet trzecioplanowymi. W większości z nich wygłaszał jedno lub dwa zdania, po czym znikał z ekranu.

Znacznie lepiej szło mu w teatrze i to paradoksalnie właśnie tam poznał twórców filmowych, którzy później zapewnili mu role otwierające drzwi do kariery (w „Czarnym rynku w Paryżu” i komedii „Jak włos w zupie”).

źródło: AKPA
Jednak co działo się z nim wcześniej? Czy najsłynniejszy francuski komik rzeczywiście był Francuzem? W jakich zawodach pracował? Dlaczego zwolniono go z wojska? Z jakich powodów rozpadło się jego małżeństwo? Czy to prawda, że był ortodoksyjnym katolikiem?

Żandarm Cruchot

Do dziś Louis de Funes najlepiej znany jest z roli cholerycznego sierżanta Ludovica Cruchota, który musiał użerać się nie tylko z nieprzestrzegającymi prawa obywatelami, ale także z gamoniowatymi funkcjonariuszami ze swojej jednostki oraz zbyt frywolną córką Nicole.

Pierwszy film z serii „Żandarmów” powstał w 1964 roku. Louis de Funes miał wówczas 50 lat. Komedia nosiła tytuł „Żandarm z Saint-Tropez”, a zadaniem naszego bohatera było uporanie się z plagą nudystów. Ogromny sukces filmu sprawił, że w późniejszych latach powstały kolejne jego części: „Żandarm w Nowym Jorku”, „Żandarm się żeni”, „Żandarm na emeryturze”, „Żandarm i kosmici” oraz „Żandarm i policjantki”. Miała powstać także część siódma – „Żandarm pod Waterloo” – jednak przygotowania do niej przerwała śmierć de Funesa.

Ciekawe są za to okoliczności powstania serii. Okazuje się, że pomysł narodził w głowie scenarzysty Richarda Balducciego, kiedy podczas wakacji w Saint-Tropez zniknęła mu kamera, a miejscowi żandarmi nie bardzo kwapili się do szukania złodzieja.

Dojrzała kariera

Rok 1964 był przełomowy w karierze Louisa de Funesa. To wówczas także wystąpił w bijącej rekordy popularności komedii kryminalnej „Fantomas”.

Także tu wcielił się w rolę komisarza policji, który tym razem walczył z nieuchwytnym złodziejem o stu twarzach. Numerem popisowym tytułowego Fantomasa (Jean Marais) było podstępne okradanie jubilerów za pomocą czeków podpisywanych sympatycznym atramentem. Jednak schwytanie go okazało się zadaniem arcytrudnym. Fantomas bowiem potrafił z łatwością upodabniać się do wybranej przez siebie osoby. Ofiarą jego manipulacji stał się zarówno dziennikarz-oszust (w tej roli także Jean Marais), jak i komisarz policji.

W późniejszych latach powstały dwie kolejne części przygód Fantomasa. Przymierzano się także do części czwartej, jednak wówczas zaczęły pojawiać się problemy. De Funes i Marais nie mogli dojść do porozumienia w kwestii wysokości swoich honorariów, a Louis nie zgadzał się na granie roli drugoplanowej.

To wszystko miało jednak miejsce, kiedy komik był już łysiejącym panem w średnim wieku. A co działo się z nim wcześniej?

Kompletnie spłukani

Kompletnie spłukani Jak się okazuje, najsłynniejszy francuski komik… wcale nie był Francuzem. Urodził się w 1914 roku w hiszpańskiej rodzinie o arystokratycznych korzeniach. Jednak na początku XX wieku korzenie te były już mocno spróchniałe, a ich kieszenie puste.

W związku z tym państwo de Funes postanowili przenieść się z Sewilli do Paryża, gdzie przyszły na świat ich dzieci: Maria, Carlos i najmłodszy Louis. W tym czasie ojciec próbował podreperować nieco rodzinny budżet i zajął się handlem diamentami (co zresztą skończyło się totalną klapą). Matka natomiast zajęła się wychowywaniem dzieci.

A była to kobieta o zmiennych nastrojach, nieprzewidywalna choleryczka. To ona stała się później pierwowzorem dla wielu fikcyjnych postaci w filmach syna.

Co zaś się tyczy rodzeństwa aktora, bardzo rzadko o nim wspominał. Nie wiadomo, czy darzyli się sympatią. Wiadomo natomiast, że jego brat zginął na wojnie.

A jak toczyły się losy Louisa?

Zanim został sławnym aktorem…

Louis de Funes dość szybko zrezygnował z nauki w szkole. Doświadczenia ojca podpowiadały mu, że lepiej pracować i zarabiać pieniądze. Nie ugiął się jednak pod presją matki, która nalegała, aby został duchownym.

Po ukończeniu gimnazjum imał się więc różnych zajęć. Był m.in. kreślarzem, pomocnikiem księgowego, projektantem wystaw sklepowych, buchalterem, pomocnikiem asystenta w szkole, a nawet projektantem karoserii samochodowych.

W międzyczasie próbował też dostać się do wojska, jednak ze względu na wzrost (164 cm) i wagę (55 kg) został odesłany z kwitkiem do domu.

Wtedy też zaczął przygrywać na pianinie w paryskich barach i nocnych klubach. Jego muzyczna „kariera” trwała aż do wybuchu II wojny światowej.

Miłość i wojna

Wątła postura nie miała jednak większego wpływu na życie uczuciowe Louisa de Funesa. Już w wieku 22 poślubił zawodową tenisistkę Germanie Elodie Carroyer, a rok później urodził im się syn.

Wybuchła jednak wojna i tym razem nikomu nie przeszkadzał ani wzrost, ani waga przyszłego aktora. Miał jednak szczęście – został wysłany z dala od frontu, gdzie więcej czasu poświęcał na podglądaniu występów Maurice’a Chevaliera niż walce z bronią w ręku.

Po powrocie do domu w 1942 roku postanowił na dobre związać się z aktorstwem (egzaminy do szkoły teatralnej zdał tak dobrze, że nawet zaproponowano mu studiowanie za darmo), lecz jednocześnie rozpadło się jego małżeństwo. Nie płakał po nim jednak zbyt długo, bo już rok później był mężem Jeanne Augustine Barthélemy de Maupassant (tak, z tych de Maupassantów).

Trudne początki

W końcu pierwszą rolę w filmie Louis de Funes dostał, mając 32 lata. Była to komedia fantasy „Kuszenie Barbizona”, w której wcielił się w… niewymienionego w czołówce portiera.

W kolejnych filmach grał m.in. kucharza na jachcie, pracownika sklepu spożywczego, pracownika wagonu restauracyjnego, kierowcę i kelnera. Trudno te role nazwać drugo-, a nawet trzecioplanowymi. W większości z nich wygłaszał jedno lub dwa zdania, po czym znikał z ekranu.

Znacznie lepiej szło mu w teatrze i to paradoksalnie właśnie tam poznał twórców filmowych, którzy później zapewnili mu role otwierające drzwi do kariery (w „Czarnym rynku w Paryżu” i komedii „Jak włos w zupie”).

źródło: AKPA

Złoty wiek francuskiej komedii

Mówiąc o najlepszych komediach z udziałem Louisa de Funesa, nie można też zapomnieć o takich perełkach, jak „Mały pływak” z 1967 roku – opowiadającym o zachłannym przemysłowcu stoczniowym, który próbuje namówić genialnego, choć wcześniej niedocenianego konstruktora jachtów do powrotu do pracy – czy o wyświetlanym kiedyś bardzo często w polskiej telewizji „Hiberatusie” – zwariowanej komedii o „rozmrożonym” po 50 latach mężczyźnie, któremu, dla zaoszczędzenia szoku, stwarza się pozory życia w czasach sprzed wypadku.

Przy okazji warto wspomnieć o aktorce Claude Gensac, która w aż dziewięciu filmach wcielała się w rolę żony Louisa de Funesa.

Śliskie tematy

W 1971 roku de Funes zagrał w „Zawieszonych na drzewie” – zwariowanej komedii z udziałem Geraldine Chaplin (córki Charliego Chaplina), której akcja niemal w całości rozgrywała się w samochodzie, który w wyniku wypadku utknął na szczycie drzewa.

Z kolei dwa lata później aktor wystąpił w komedii, która dziś pewnie raczej nie mogłaby powstać. Dlaczego?

Przygody Rabina Jakuba” to historia złośliwego antysemity, który uciekając przed policją, złoczyńcami i własną żoną wciela się (o ironio!) w rabina, co pomaga mu zweryfikować swoje poglądy na temat Żydów.

Temat, przyznacie, śliski i trzeba było mieć dużo wyczucia, żeby się na nim nie przejechać.

Pierwsze problemy ze zdrowiem

Między „Przygodami Rabina Jakuba” i kolejnym filmem z udziałem Louisa de Funesa minęły trzy długie lata. Dużo jak na tak płodnego aktora. Co było tego powodem?

W 1975 roku Louis przymierzał się do zagrania głównej roli w komedii Le Crocodile. Zdjęcia miały ruszyć w maju. Jednak w marcu aktor (nałogowy palacz) doznał rozległego zawału serca, po którym aż kilka miesięcy musiał spędzić w szpitalu i na rehabilitacji.

Na plan filmowy powrócił w 1976, grając razem z Coluchem w filmie „Skrzydełko czy nóżka”. Realizacja okazała się prawdziwym sukcesem, co tylko zachęciło artystę do następnych projektów.

W 1980 otrzymał nagrodę specjalną Cesara (na zdjęciu). Zadebiutował również jako reżyser w Skąpcu, filmie opartym na sztuce Moliera, w którym zagrał tytułowego, skąpego do bólu ojca. W tym samym roku doznał drugiego zawału serca, słabnąc na scenie podczas jednego ze spektakli w Comedie de Champs-Elysees.

Pożegnanie mistrza

Louis de Funes łatwo się jednak nie poddawał. Powrócił jeszcze na plan, grając w 1981 roku w „Kapuśniaczku”.

Rok później wystąpił w ostatnim, szóstym odcinku serii przygód o żandarmie – wspomnianej już komedii „Żandarm i policjantki”. Był to jego ostatni film. Zmarł 27 stycznia 1983 w szpitalu w Nantes, w wieku 69 lat wskutek trzeciego zawału serca. Pochowany został na parafialnym cmentarzu w Cellier, niedaleko pięknego zamku w Clermont, który przez lata należał do rodziny de Maupassant, a który udało mu się kupić za pierwsze wielkie zarobione pieniądze w „Wielkiej włóczędze”.

Cichy, nieśmiały i… skąpy

A jakim człowiekiem prywatnie był Louis de Funes? Co dziwne – podobno był cichym, nieśmiałym domatorem, który przed każdym spotkaniem z dziennikarzami miał ogromną tremę i czuł się zwyczajnie zagubiony.

W innym artykule na jego temat wyczytaliśmy z kolei, że nie był łatwym człowiekiem. Synowie z drugiego małżeństwa zarzucali mu despotyzm i chorobliwe wręcz skąpstwo.

Zastanawiający jest także fakt, że aż jedną trzecią swojego pokaźnego majątku zapisał w testamencie tradycjonalistycznemu katolickiego Bractwu Św. Piusa X…

Jedno jest jednak pewne – pasją Louisa był ogród, w którym spędzał każdą wolną chwilę. Wyhodował nawet odmianę róży o pomarańczowych płatkach, którą nazwano jego imieniem. Francuzi uczcili jego pamięć również poprzez umieszczenie podobizny aktora na znaczkach pocztowych w 1998 roku.

A jaka jest Wasza ulubiona komedia z Louisem de Funesem?

Komediowo.pl

Digg this!Dodaj do del.icio.us!Stumble this!Dodaj do Techorati!Share on Facebook!Seed Newsvine!Reddit!Dodaj do Yahoo!

Komentowanie wyłączone.