Główna » A JAK CIEKAWOSTKI, WSZYSTKIE WPISY

Kontrapunkty Jonasza Kofty

Autor: admin dnia 30 Lipiec 2011 Brak komentarzy

Krzysztof Masłoń 16-07-2011, rp.pl 

Mówił autoironicznie o sobie „tekściarz”, pozornie lekceważył swoją pracę, pozował na błazenka, choć był lirykiem najczystszej wody

W kabarecie, najpierw w Hybrydach, potem Pod Egidą, obsadził się
w roli Arlekina, Pierrota, trochę takiego Bipa od Marcela Marceau, groteskowego, zagubionego w świecie, lirycznego błazna.
Publiczność widziała w nim ostatniego z bohemy, modernistycznego poetę jakimś cudem przeniesionego w zgrzebne klimaty PRL. A on przypominał tylko, że „dano nam do inności prawo”. Dlatego Janusz stał się Jonaszem, wcześniej, o czym nie on jeszcze decydował,
z Kaftala zrobił się Kofta.

Ze SPATiF zapamiętałem, jak któregoś dnia Adam Ważyk, wyraźnie rozjuszony, zapiał swoim charakterystycznym dyszkancikiem, głośno się na coś oburzając. Wystarczyło tego, by w gronie, w którym biesiadowaliśmy, znalazł się ktoś, kto korzystając z okazji, wyliczać zaczął „zasługi” stalinowskiego poety, ale że po większej dawce alkoholu temat wydał się mało nośny, przerwano mu słowami:
– Daj spokój, to jeszcze jeden smutny Żyd. Co Jonasz z godnością sprostował: – O, przepraszam. Ja jestem bardzo smutny Żyd. Czym, oczywiście, wzbudził powszechną wesołość.

Jak każdy prawdziwy artysta był czuły na punkcie swojej twórczości. Sam niejednokrotnie mówił autoironicznie o sobie „tekściarz”, pozornie lekceważył swoją pracę i osiągnięte w niej sukcesy, pozował na błazenka, choć był lirykiem najczystszej wody. Ale niech no komuś pomyliła się fraza w jego wierszu, natychmiast ją poprawiał, wyraźnie zagniewany; sam, recytując swoje wiersze, nie mylił się nigdy. A, oczywiście wtedy, gdy miał na to ochotę, wyrzucał z siebie jeden utwór za drugim. Wówczas towarzystwo milkło, chyba że jakiś osobnik na bezfilmiu, nie wiedząc co, gdzie, z kim i jak, przerywał Jonaszowy monolog jakąś uwagą, która zawsze wydawała się kretyńska. I obłok podlanej alkoholem poezji rozwiewał się w okamgnieniu. A Jonasz niechętnie wracał do rzeczywistości.

W tym stosunku do swojej poezji nieco przypominał… Władysława Broniewskiego, którego swoją drogą wspomniał
w pewnym czterowierszu,
jaki ku niekłamanej satysfakcji odnalazłem w drugim tomie jego „Wierszy i piosenek zebranych”
(w listopadzie ukaże się, oczywiście, także nakładem Prószyńskiego, tom trzeci).
Napisał go po tym, jak Tadeusz Woźniak wygrał festiwal opolski piosenką do słów Bohdana Chorążuka. Jonasz skwitował to wydarzenie następująco:

Wstałem dziś jasny i gotowy

We śnie Broniewski przyszedł i poradził mi:

Kiedy przyjdzie po ciebie zegarmistrz

światła purpurowy

Daj mu w mordę i wyrzuć za drzwi.

Digg this!Dodaj do del.icio.us!Stumble this!Dodaj do Techorati!Share on Facebook!Seed Newsvine!Reddit!Dodaj do Yahoo!

Komentowanie wyłączone.