ZYGMUNT JERZYK– WIERSZE- WYRÓŻNIENIE W TURNIEJU LITERACKIM W KATEGORII TEKSTY POETYCKIE W RAMACH XXIV OGÓLNOPOLSKIEGO TURNIEJU SATYRY „ O ZŁOTĄ SZPILĘ” 2021
OGÓLNOPOLSKI TURNIEJ SATYRY „ O ZŁOTĄ SZPILĘ” 2021
TURNIEJ LITERACKI
TEKSTY POETYCKIE
WYRÓŻNIENIE
ZYGMUNT JERZYK
Hymn malkontenta
Gdy pacholęciem jeszcze byłem,
Świat mi się nie podobał,
I w ogóle to kiepsko wtedy żyłem.
Nikt się ze mną nie liczył,
A gdy obstałem przy swoim zdaniu,
Uparciuchem mnie nazywano
I zwykle kończyło się na tęgim laniu.
Do jedzenia mnie zmuszano
I w obiad sadzano przy stole, I nikogo nie obchodziło,
że brodę moczę w rosole.
I tylko tego nie rób, tam nie chodź,
Ciągle te szykany..
Mój los był wówczas jak mój nos,
Przeważnie zasmarkany.
Między nami mówiąc dość już tego miałem,
Więc wyrosnąć z tego wieku szybko się starałem.
Gdy do szkoły trafiłem licząc na uznanie,
To niestety znów coś nie tak było, znów rozczarowanie.
Nic, tylko ta nauka, ciągle tylko ta szkoła,
A w ramach rozrywki mogłem chodzić do kościoła.
I tak marnując swe lata młodzieńcze
Ciągle tylko słyszałem: “Wiesz, stać cię na więcej”
A żadnych przyjemności, nie dla ciebie piwo, wino, papierosy,
I wszystkie dobre filmy też były tylko dla dorosłych.
A człowiek już seksu chciałby zakosztować,
W teorii było go mnóstwo, w praktyce nie było z kim popróbować.
Piękne miałem świata wizje i idee wzniosłe, lecz nikogo to nie obchodziło,
Więc jak najszybciej starałem się wejść w życie dorosłe.
Bo tam człowiekowi wszystko wolno, człowiek wszystko może,
Lecz czym się to skończyło? — Było jeszcze gorzej.
Bo po całym dniu harówy przychodzi człek zmęczony,
A co słyszy w domu? Marudzący głos żony.
Że kran cieknie w kuchni, że z niej zrobiłem praczkę,
Że syn ma alergię, a córka ma sraczkę.
A ona nie ma żadnego relaksu, a ciągle ma nerwy
i że do seksują zmuszam bez przerwy…
I nie tak sobie życie wyobrażała,
a po mnie i po małżeństwie nie tego się spodziewała.
Trudno się dziwić, że dalej nie chciałem iść tą drogą,
O nie. Ten etap życia czym prędzej chciałem mieć za sobą.
Obietnice poprawy losu składałem sobie wciąż puste,
Wierzyłem jednak, że po chudych muszą przyjść lata tłuste.
I plany na przyszłość poczyniłem wspaniałe,
A czy los mój się poprawił? Posłuchajcie co było dalej.
Żona mnie zostawiła, choć to sytuacja niekoniecznie niemiła,
Bo myślałem, że mnie to nie obejdzie,
Ale psychicznie jestem rozbity.
I jeszcze córka nie wraca na noc, a syn wraca nad ranem podpity.
Więc siedzę sam w domu i kombinuję, co by tu zmienić,
Może by chociaż jakoś te dzieci moje pożenić?
Bo ich sposób życia tak bardzo mnie dręczy,
A z resztą niech się teraz kto inny z nimi pomęczy.
A może te problemy życie samo rozwiąże,
Syn wpadnie z dziewczyną, córka zajdzie w ciążę…
Sami widzicie, trudno pogodzić się z tym stanem rzeczywistości,
Ale śmiało do przodu, nadzieja w przyszłości.
Wierzyłem, że los sam w końcu mi pomoże,
I co, pomógł? Było jeszcze gorzej.
Żona wróciła. No i w wielkiej złości
nadrabia w gderaniu wszystkie zaległości.
Córka zaszła w ciążę, jak chciałem po cichu,
Ale męża czy ojca ni widu, ni słychu.
No i syn się ożenił, dziś przykładem świeci,
Mieszka z nami z żoną i trójką małych dzieci.
W tym jazgocie non stop boli mnie głowa,
Nie mam u siebie miejsca, gdzie mógłbym się schować.
I choć tego nie mówię nikomu,
Czuję wprost ulgę, gdy wychodzę z domu.
I dopadły mnie jeszcze osobiste kłopoty,
Na seks jakoś nigdy nie mam ochoty.
Taka egzystencja to przecież forma dramatu,
Więc czym prędzej chciałem przejść do następnego życia etapu.
Aż w końcu dom opustoszał,
gwaru w nim szukać jest rzeczą daremną,
I choć z rodziną nie mogłem wytrzymać,
To chyba bardziej ona nie mogła wytrzymać ze mną.
I z żoną zostaliśmy tylko, w tym domu pełnym samotności.
Nikt już po nikim nie gdera, nikt się już na nikogo nie złości.
Małżeństwo się w końcu dotarło, dziś się nawet lubimy,
Lecz choć w jednym domu mieszkamy, to rzadko się widzimy.
I zdradzę wam rzecz dotyczącą intymności,
Na seks mam ochoty sto procent,
Sto procent ochoty… i zero możliwości.
A na koniec taka prawdę w wasze uszy włożę:
Choć życie nie spełnia wszystkich naszych marzeń,
To cieszmy się każdą chwilą, bo zawsze… może być gorzej.