ZDZISŁAW DRZEWIECKI WYRÓŻNIENIE W VI OGÓLNOPOLSKIM KONKURSIE SATYRYCZNYM „O STATUETKĘ STOLEMA” GNIEWINO 2010
Przedstawiam dziś Państwu utwory Zdzisława Drzewieckiego, za które otrzymał on wyróżnienie w VI Ogólnopolskim Konkursie Satyrycznym “O Statuetkę Stolema” w Gniewinie .
BALLADA O PRZEBIEGŁEJ KRÓLEWNIE
W dalekim państwie za siódmą górą
żył król brodaty ze swoją córą
i choć zawzięcie wciąż strzegł jej cnoty,
to z córką miewał same kłopoty .
Wytruła wszystkie psy w okolicy,
co ujadały zajadle,
kiedy królewna, gdy ojciec zasnął,
zjeżdżała na dół po prześcieradle.
Tam na nią czekał w rudej gęstwinie
młody i przystojny książę.
I tam ją uwiódł w świetle księżyca,
i tam ją rzucił gdy zaszła w ciążę.
A gdy król o tym się wnet dowiedział,
gały wywalił jak cielę
i prał po pysku swego ochmistrza
i kazał sprawiać huczne wesele.
W drodze konkursu został wybrany,
książę co zwał się Hieronim
i wszystko było by jak ta lala,
gdyby nie pewien mały anonim.
Ktoś mu oddany pilnie donosił,
by móc przed ślubem zdążyć:
„Mój Hieronimie ty nie bądź frajer
wszak twoja luba jest z innym w ciąży”.
Hieronim lekko się zdenerwował
i przybrał barwę opuncji:
„Ach moja luba! Jak to możliwe?
Wszak ci nie było jeszcze konsumpcji.
Jak to możliwe moja najmilsza?”
Spytał ją z miną chytrą,
a ona na to mu odpowiada:
„No cóż – metodą zwaną in vitro”.
Wówczas Hieronim dobył pałasza
i w swej alkowie obalił litra,
i dalej biegać po całym zamku,
i szukać tego gacha in vitra.
Żyli szczęśliwie, lecz w oddaleniu,
bo za jej czyny zdradzieckie,
on ją opuścił, bo nie był frajer,
ona została się panną z dzieckiem.
PIOSENKA SMUTNEJ SKLEPOWEJ
Leżę sobie na wznak,
bo pomysłów mi brak,
na to życie co przez palce przecieka.
Znowu wstać trzeba z wyra,
znowu trzeba iść tyrać,
a gdy wracam to nikt na mnie nie czeka.
W radio włączę jakiś program,
śledziem zagryzę sto gram,
i wciąż wierzę, że może go spotkam.
Bo choć wzdrygnie się esteta,
to ja jestem kobieta,
lecz niestety kobieta samotna
ref. Ja nie pragnę mieć willi
gdzieś w dalekiej Sewilli,
ni w kasynie o złoto grać w kości.
Nie chcę wczasów nad morzem
ani stołów w kawiorze,
ja jedynie potrzebuję miłości.
Ale cóż takie czasy,
zganiam muchy z kiełbasy
i salceson zawijam w gazetę.
Cały dzień się wytężam,
tak bym chciała mieć męża
listonosza lub przynajmniej poetę.
Już raz był taki jeden,
mówił: dla Ciebie Eden!
Potem zniknął w zaułkach podwórzy.
A ja przez swą głupotę,
cóż, straciłam z nim cnotę,
lecz to więcej się już nie powtórzy.
ref. Ja nie pragnę…
Paszport leży w szufladzie
pół rodziny w Kanadzie,
ja wciąż czekam, aż się zjawi mój książę.
Póki co, tutaj żyję,
i z rozpaczy wciąż tyję,
a Kanadę to jedynie znam z książek.
Cerę mam taką bladą,
pół dnia stoję za ladą,
a me ciało do chłopa się garnie.
Może być cięty z metra,
nie mieć na zimę swetra,
byle mój był tylko mój – regularnie.
ref . Ja nie pragnę…
(zd)