Główna » Proza, WSZYSTKIE WPISY

ZBIGNIEW MARTEN “TEKST”- III NAGRODA W TURNIEJU LITERACKIM W KATEGORII TEKSTY PROZATORSKIE W RAMACH XXII OGÓLNOPOLSKIEGO TURNIEJU SATYRY „ O ZŁOTĄ SZPILĘ” 2019

Autor: admin dnia 5 Kwiecień 2020 Brak komentarzy

ZBIGNIEW MARTEN

XXII OGÓLNOPOLSKI TURNIEJ SATYRY „ O ZŁOTĄ SZPILĘ” 2019

TURNIEJ LITERACKI

TEKSTY PROZATORSKIE

III NAGRODA

LITERACKI DEBIUT WILIAMA SZ.

Teodor Szpacek urodził się w Prima Aprilis. Jego ojciec nie miał zupełnej pewności, że jest jego ojcem, co miało się między innymi objawiać tą właśnie nieszczęsną data urodzenia. Wątpliwość dnłga, która starym Szpackiem targała taka była, że żona jego bardzo dobrze wyrażała się o niejakim Kubaczce, którego imiema stary Szpacek nie znał, a nawet, gdyby znał nie wymówił by za Boga! Powody takiego fonetycznego zatoru były co najmniej trzy. Pierwszy — bo go Szpackowa chwaliła. Drugi — bo Kubaczka gnój woził i . . . wiecie czym … wciąż śmierdział, a smród ten Szpackowa często do domu przynosiła. Na sobie. To też dawało do myślenia — nie ze sobą, nie pod sobą, czy nad sobą, ale na sobie… no. . .

Powód trzeci, a bynajmniej nie ostatni był taki, że Szpacek głowy do nazw, nazwisk, a i imion nie miał wcale. Kiedy zatem nastał Prima Aprilis, w chacie wiecie czym . śmierdziało, a pod piecem Szpackowa chłopaka na Świat wydała, to Tonda Szpacek (bo Antoni czyli po ichniejszemu Tonda mu było) nijak na trzeźwo tej plątaniny dziwnych okoliczności pojąć nie mógł. Musiał się napić. Kiedy to zrobił w towarzystwie trzech swoich kamratów resztę świadomości w sobie zebrał i zadał im pytanie:

-  Co my dziś mamy?

Kamraci odpowiedzieli, że kwietnia pierwszego. Prima Aprilis.

-  A kto dzisiaj świętuje ? — zapytał Tonda. Znaczyło — pytał kto ma imieniny.

-  Grażyna i Teodor — odpowiedzieli mu.

Tonda uznał, że imię Grażyna dla chłopaka dobre nie jest więc mruknął „a Teodor” i wyłączył się chwilowo z obiektywnie, nieuchronnie, ale i na szczęście istniejącej jeszcze rzeczywistości. Kiedy po trzech dniach mógł uruchomić swoje procesy decyzyjne uznał, że imię Teodor złe nie jest. Zwłaszcza, że można go używać także w chwilach swojej rozterki. Można bowiem krzyknąć „Te! Odor!” i w ten sposób głośno, a niegroźnie, poskarżyć się światu na swoje wątpliwości.

W takiej to atmosferze ojcowskiej nieufności wzrastał Teodor.

Jak to na wsi, jak to w biedzie i jak to zazwyczaj w rodzicielskiej niechęci bywa chłopiec, co ja mówię, pacholę przecież, wyrzucany był na łąkę rogaciznę pasać. Szedł sobie dróżką polną, nóżką bosą. W ręku trzymał badylek, a przed nim leciał baranek, a w górze fimnął motylek. Chłopiec na baranka od czasu do czasu zerkał, ale bardziej zajmowały go obrazy, głosy, zapachy.

Z obrazów przede wszystkim gdzie strumyk płynie zwolna, a w nim, wiadomo, bystra woda bystra wodziczka , a także za górą za rzeką, góry nasze góry i w ogóle ukochany kraj.

Z głosów i krów muczenie i pszczółek brzęczenie i kóz beczenie i owiec meczenie i psów szczekanie, ale ptaki… Ptaki szczególnie. Nie mógł uszu oderwać kiedy zaczynały ćwierkać, świstać, kwilić, pitpilitać i pimpilić.

Nawet z zapachów radość potrafił mieć chociaż nieszczęsny brzydki zapach w imieniu swoim miał. Pachniały mu zatem tak obojętne innym nozdrzom ziela, jak tymotka łąkowa, kosmatka polna, wełnianka wąskolistna, życica trwała, tomka wonna, mozga trzcinowata, śmiałek daniowy, a nawet drżączka średnia. I. w co pewnie trudno uwierzyć, drżączka średnia ! Drżączki Teodor nie lubi, bo pamiętał ją jeszcze z czasów ojcowego popijania.

O tak oczywistych zapachach jak bursztynowy świerzop, czy gyka jak śnieg biała nie ma co wspominać. To nie były teodorowe zapachy. To było tło jeno do jego zapachów!

Niejednego Ha! Wielu! Ha, co ja mówię — większość! Ho, ho! Nie bójmy się wprost powiedzieć — prawie każdego takie bogactwo obrazów, dźwięków i zapachów do szaleństwa przywieść mogło.

Teodora Szpacka nie przywodziło, gdyż nie widział przyczyn, które by to szaleństwo spowodować mogły. Warto tu zaznaczyć, że do dzisiaj psychiatria też przyczyn takich nie widzi. Więcej wiedzą rozumy poczciwe inspirowane dźwiękami muzyko podobnymi. Wiedzą na przykład, że oszaleć można przez oczy zielone. To akurat Teodorowi nie groziło, albowiem w jego otoczeniu przeważały oczy piwne. Były można powiedzieć „na oko”, co najmniej trzy hipotezy wyjaśniające taką osobliwość. Pierwsza z nich głosiła, że to z zanieczyszczenia powietrza naniosłego przez najazdy turystów. Druga, że piwność jest wrodzona, a wzięta ze skłonności ojców do piwa. Trzeci domysł redukował pojęcie ojców do liczby jednego, a najwyżej dwóch Hipoteza trzecia była w dodatku szeptana o tym, że co najmniej połowa dzieci od rocznika …wiecie którego.. do rocznika …wiecie którego. pochodzi od miejscowego hrabiego, a te mniej udane egzemplarze od organisty, który organy, kobiece zwłaszcza, wielce sobie umiłował.

Kiedy już zdawać się mogło, że Teodor na zagrożenia szaleństwem uodporniony jest dostatecznie stało się to! TO !!! To, co stać się miało — rzekłby Wernyhora jakiś.

Nastoletni Teodor do powiatu pojechał za sprawą dla Szpacków ważną, a dla urzędników błahą, by nie rzec… wiecie jaką. Kiedy młodzieniec kilkakrotnie od ważnych powiatowych referentów , starszych referentów i zastępców kierowników usłyszał, że… wiecie co . . . załatwi, to go tak brzuch z tych nerwów rozbolał, tak mu kichy skręciło, że sam skręcił na korytarzu w lewo, doszedł do końca i w drugie drzwi po prawej, oznaczone trójkątem wszedł. To było jedno z lepszych w tym urzędzie miejsc do załatwiania właśnie.

Załatwiwszy więc swoją sprawę postanowił nie zostawiać po sobie niczego, co by innym nieprzyjemne być mogło. Odwrócił się szukając łańcuszka (bo wtedy jeszcze nie na przycisk, nie na fotokomórkę, ale na sznurek, łańcuszek czy druciany uchwyt się to-to uruchamiało) i oniemiał. Na ścianie, pismem równym i wyraźnym taki oto napis biegł:

„i z dziecinną radością pociągnął za sznurek by stary Dąbrowskiego posłyszeć mazurek”

Oniemiał Teodor. O — nie — miał ! Przecież to jest . ten tego no . co to napisał ten wiecie kto!

I sprawdza się jego proroctwo. Tak idzie się do sławy. Nie przez salony, tokszoły, jutuby i te. ..takie… Do sławy się wspina, idzie od dołów, pod strzechy trzeba zbłądzać, a może i pod sławojki ! Tak, tak!

Wyciągnął Teodor, wyrwał, wyszarpał z kieszeni ołówek źle zatemperowany, co go zawsze na wszelki wypadek przy sobie nosił. Zastanowił się chwilę, oczy wzniósł w zamyśleniu, oddech głęboki wziął, a właściwiej byłoby powiedzieć, że zasunął wpół powieki, wciągnął w głąb pół brzucha i. . . napisał

,w kupie siła — siła w narodzie — naród w kupie”

Spojrzał Teodor na dzieło swoje i stwierdził, że jest dobre. Comął się dwa kroki w tył, a dzieło nadal było dobre. Odwrócił się, wyszedł, wsiadł do pekaesu. Dzieło w głowie mu ino pozostało, ale nadal było dobre. Jedyne, co w tym dobre nie było, że anonimowe było. Ale… ale. . . Los nie jest taki zły, los wcale nie jest mdły, niech no tylko lud dzieło zobaczy.

W kilka dni później okazało się, że teodorowe dzieło pewna partia polityczna przyjęła jako swoje hasło przedwyborcze. Partia nazywała się KSN, co oznaczało, podobno – Krajowe Stowarzyszenie Narodowe. Nazwa była — nie ukrywajmy — głupia, program żaden, a więc jeszcze głupszy, a i członków przyjmowano bez wstępnych ustaleń ilorazu inteligencji. Czegóż jednak można wymagać od polityki ?! Zatem hasło wyborcze, które zawierało trzy słowa na te litery, ksn, właśnie, pasowało partii tej jak garnitur na miarę u żyda Szmula szyty.

Teodor nie wiedział jeszcze wtedy, co to są prawa autorskie, różne kopirajty i tantiemy więc upajał się swoim sukcesem w samotności, w sobie, nie chwalący się nikomu. Jednak wiedział już, że kariera pisarza przed nim otworem stoi. Ponieważ żaden inny otwór przed nim nie stał postanowił w ten jedyny wejść i piąć się aż na Pamas . Jedyną przeszkodą mogło być jego plebejskie bardzo nazwisko. No, bo jak tu podpisywać arcydzieła literackie takim banalnym, prostackim, nie bójmy się powiedzieć wprost — wulgarnym — Teodor Szpacek ?!

Aha — z tym „Szpackiem” to podobno było tak. Dziadek Tondy czyli ojca Teodora, czyli pradziadek samego Teodora chłopem zwykłym był, góralskim chłopem, tak chłopskim jak wszyscy jego sąsiedzi. Nazwisk wtedy nie było. Wszyscy byli chłopami czyli od kościuszkowego Bartosza „Bartoszami” albo „Bartosikami”nazywani. A jak który był góralskim chłopem, to był „Górniakiem” albo „Horniakiem”.

Nie każdy chciał być „Górniakiem”, bo podobno taki „Gómiak” to potrafi fałszować najprostsze czy najpiękniejsze chwile. Więc kiedy co dziesiąty snopek panu hrabiemu trzeba było oddać, to karbowy zapisać musiał, kto i ile oddaje. A tu każdy o miano pytany „Horniak” odpowiada. Musiał karbowy tych Horniaków jakoś porozróżniać więc im dopisywał przezwiska, zawołania, dzisiaj powiedzielibyśmy — ksywki, albo nicki. Zaistnieli zatem w hrabiowskich papierach Horniaki jako „Mucha” (bo mały był i brzęczał), „Wątroba” (bo na to narzekał w gospodzie), „Jeleń” (bo żona mu się często oddalała i wracała potem zadowolona dziwnie), „Duda” (bo ambitny był i pracowity nawet o północy) czy jakoś tam jeszcze inaczej i jeszcze inaczej. Pradziadek Teodora szpakiem był nazywany bo w ogródku miał trzy drzewa wiśniowe, z których tylko on owoce zjadał. Nieduży był z niego chłopeczek więc raczej nie szpak, a szpaczek. Właśnie takim mianem — Szpaczek – podał się do hrabiowskich papierów. Karbowy, niestety, seplenił więc zapisał go po swojemu — Szpacek. I tak to zostało.

Teodor Szpacek pamiętał, że był taki malarz, co to też się nieszczególnie nazywał, więc kiedy się dowiedział, że wspaniałym malarzem niejaki Matejko był, nazwisko tego Matejki sobie przybrał jako artystyczny pseudonim. Tak też i Teodor postanowił zrobić. Między „Teodora” i „Szpacka” imię Wiliam sobie wstawił, bo tak miał na imię ten no . . . wiecie kto,

Początkowo nieśmiało, ale z upływem lat coraz częściej dzieła swoje jako „Wiliam Sz.” podpisywał.

Teodor Wiliam Sz. Bardzo był z siebie zadowolony.

Nie mamy , niestety, informacji, czy inni byli z tego Wiliama także zadowoleni.

Digg this!Dodaj do del.icio.us!Stumble this!Dodaj do Techorati!Share on Facebook!Seed Newsvine!Reddit!Dodaj do Yahoo!

Komentowanie wyłączone.