ZBIGNIEW KURZYŃSKI “DZIEŃ TWÓRCZEJ MĘKI” III MIEJSCE WIERSZE SŁOWEM MALOWANE
ZBIGNIEW KURZYŃSKI
WIERSZE SŁOWEM MALOWANE
PROZA
III MIEJSCE
DZIEŃ TWÓRCZEJ MĘKI
Ten szczególny dzień, ostatni spośród długiego ciągu dni bezpłodnych, utkwił mi szczególnie w pamięci, bo metaforycznie uwieczniłem go na kartce papieru swoją kiepską kreską – jak na rysunku.
A desperackim pretekstem do takiego wyrażenia buntu przeciw twórczej niemocy były straszliwe męki nad panegirycznym tekstem okolicznościowym, zamówionym u mnie przez administratora na dziesięciolecie funkcjonowania jednego z literackich portali, na którym brylowałem, jako autor krótkich, satyryczno-humorystycznych form.
Gdy już domownicy zalegli w łóżkach, usiadłem przy biurku z uczuciem twórczego zapału. A tu, jak na ironię, w głowie pustynia pomyślunku. Zapewne głównym powodem, że wena, wespół z natchnieniem, nie chciały szukać włazu do mojej głowy, był sam rodzaj zamówienia: panegiryk dla satyryka?!…
W głowie krążyły mi różne myśli, ale żadna nie chciała obrać właściwej ścieżki do zadanego tematu. Mozoliłem się niemiłosiernie do rana, nawet wbrew moim zasadom, wypiłem lampkę koniaku na pobudzenie. Bez skutku. Zaczęły nawiedzać mnie opętańcze myśli, że jest to objaw twórczego wypalenia. A, jeśli nie jestem w stanie tworzyć, to po co żyć. Są przykłady w historii literatury, że wielu twórców w takich okolicznościach popełniało gwałt na własnym życiu.
Na szczęście, domownicy już powstawali i zaczęli krzątać się po mieszkaniu. Rozproszyło to moje fatalistyczne refleksje na tyle, że mimo zmęczenia, zacząłem rozmyślać świadomie, że nie jestem przecież aż takim wybitnym literatem, żebym nie mógł funkcjonować w życiu, nawet bez głowy do pisania.