WIERSZE LAUREATÓW VIII KONKURSU TWÓRCZOŚCI MIŁOSNEJ „JA CIĘ KOCHAM, A TY PISZ!” im. Mariusza Kargula
Laureat VIII KONKURSU TWÓRCZOŚCI MIŁOSNEJ
,,Ja Cię kocham, a Ty pisz!” ‘2015
NAGRODA GŁÓWNA – kategoria dorośli
Anna Piliszewska
kwietniowanie
Przyszła sama nieskończoność, / by popatrzeć w mą zieloność…
Łąka, B. Leśmian
mówisz mi: jesteś
łąką – rozkazujesz zakwitać.
sen nazywasz konwalią: rozdzwaniają się kruche,
mlecznobiałe dzwony
na nietrwałych łodygach. malujesz
liściasty wzór.
gdzieś, za linią
torfowisk i za szpicem topoli czai się
śmierć, niepokój.
lecz przecież mnie nazwałeś – zatem jestem
twą łąką
w jaskrawej zamieci płatków, pyłków, ważek i pszczół.
rozkazujesz – rozkwitam, choć czarny
cień jastrzębia
kołuje nad brzęczącą, turkusową doliną – mysi pisk wieszczy trwogę:
nie pozwala zasnąć…
lipcowanie
gdziekolwiek mnie prowadzisz – białorunną owcę, słysz!;
czule pobrzękuje metalowy dzwoneczek, zawieszony u szyi
na jedwabnej szarfie. łęg
ma ręce zielone. i dzieje się wieczny lipiec.
w szeptliwych rękawach olszyn kukułki uwiły gniazdo;
wiatr tarmosi liściastą, szmaragdową tkaniną,
gdy wykorzystują ptaki swój piskliwy erotyk.
wiedziesz mnie
w zatracenie, w falowanie
roślin. staję się falowaniem – wartkim rytmem pod skórą
moją
twoją,
żeby przepływać rzeką:
sobą
w tobie.
sierpniowanie
Czemu nie ma tancerki, co tańczyłaby nasz smutek (…)?
Czemu nie ma tancerki, R. Wojaczek
przeobrażasz kolory: sad wiśniowy nie chwieje
krynoliną płatków: gniją
i opadają ciemne, kwaśne owoce. podmuch
zdziera z konarów pierwszy sierpniowy susz.
mówisz: taka jest cena – jesteśmy zbyt podlegli
nieuchronnej płodności. czas jest jadem
bez kształtu, aromatu, substancji. gdy błagam o ocalenie
odmieniasz kierunki wiatrów; marszczysz sinawe
tafle. lecz płynące w nas rzeki
nie zawrócą ku źródłom;
nie wyfruną z łożysk…
Laureat VIII KONKURSU TWÓRCZOŚCI MIŁOSNEJ
,,Ja Cię kocham, a Ty pisz!” ‘2015
NAGRODA GŁÓWNA – kategoria dorośli
Ela Galoch
Miłość w sztetl
Piszę list do Fejgle, o której swaci śpiewają aż pod Ciechanów.
Ja syn bożnicowego szamesa piszę, ze najlepiej czuję się w ciszy
pełnej szczekania psów, świerszczy, gdzie mówić o miłości
znaczy jeszcze raz powtarzać to, co zapisały spojrzenia.
To nic, że w synagodze zawsze będziemy siedzieć w osobnych salach.
Nie dotknę Cię ani nie pocałuję zanim nie spiszemy umowy
i nie staniemy pod baldachimem: oto jednoaktówka mężczyzny.
Piszę list o czułości jak jeziorze o świcie, do którego się podąża,
Gdy ono czeka, żeby nas sobą napoić aż po dno. Potem chce błądzić
i wracać. Gojowskie książki opowiadają o zbliżaniu się do kobiety
jak o zdmuchiwaniu skały niczym pióro, gdy stoi się wobec źrenic,
które się od zawsze szukało. Codzienność bez uczuć
jest znikomym odpryskiem świata. Bliskość to przebudzenie
wśród najświeższych traw, polnego skrzypu,
ale nie tak gwałtownie jak w symfonii, lecz szeptem
niczym w ludowej piosence.
Piszę, że po szabasie przy rozklekotanych stolikach,
gdzie stare ciotki będą zachwalać czerwone wino babki Chai,
niby przypadkiem odsłaniasz czubek buta. Fragment kolana,
niemo prosząc, bym w myślach opowiadał, że za wrotami pończochy
rozpościera się tajemnicza fala szmaragdu: wierzby przy kępach sitowia,
kaczeńce, trzepot skrzydeł, jakby tylko tu – z głębi wieków –
piękne Rebeki, Estery, Ruth tęskniły za zmysłową wyspą
jak najdłuższym wierszem. Napisałem list, wyznając zazdrość
i wszystko inne. Lecz nikt nie rzuci w nas kamienia,
bo nie zdobyłem się na wręczenie koperty. Przecież cały sztetl
w pośpiechu nuci, że za chwilę będziemy mężem i żoną.
Wyjedziemy i rozpłyniemy się w kibucu.
Trakht un trakt: napiszę długi list. List do Miriam…
Dzień ślubu Chanele Hertsztain
Już ci niosą suknię z welonem,
na twojej kruchej gałęzi usiadł archanioł. Dobrze dobrana para
jest równa cudowi przejścia przez Morze Czerwone.
Idziemy brzegiem wykąpani w nowiu. Chederowi chłopcy z siatek,
w których dźwigali pustynny wiatr, wytrząsają antyczne wazy.
Ketuba uczyni cię nienaruszalną dla świata niczym święty werset:
będę dla ciebie pracował, szanował i dotykał – aż staniesz się
łagodnie rozkołysaną synagogą na wzgórzu,
która każdej wiosny zakwita sadem wiśni. Chociaż po ślubie
zetną ci włosy, żebyś nie przyciągała cudzych spojrzeń,
bo masz w sobie coś: bei mir bist du schÖn.
Za zamkniętą furtką sypialni, wyszepczę ci:
bella, bella – a ty całując mnie, powiesz, że rozumiesz.
Krajobraz wypełni się polnym groszkiem ciała,
nieoglądanym wcześniej przez nikogo. Będę gładził
wijące się łodyżki, wybierając okazałe strąki. Drżący z podniecenia,
oddzielając włókno i odłamując koniuszki. Nabrzmiała słodyczą,
powoli rozchylisz kruchy płatek brzucha:
- Wejdź, zmierz tę świeżość, zawładnij Edenem pierwszy i jedyny raz,
bo potem mogę się stać tylko wypłowiałą fotografią.
Zachwyt nie ma smaku ani zapachu, jak się przyzwyczaimy,
to jakby go nie było: utkałeś go niczym arras w łonie Ewy.
Chanele, tylko goje szukają historii krótkich, bez końca i początku.
Ale takimi nie są nawet kobiety od Moneta w rozwianych szalach,
Gdy pośpiesznie pieści pędzlem ich włosy. Będę ci śpiewał: to nie kres,
ale katharsis, choćby to była najpóźniejsza godzina życia.
Ziemia nie jest raniącym gniazdem. Okrutna jest tylko samotność
ludzi o cienistych twarzach.
Córka Aarona
Od pierwszego spojrzenia powiedzieć sobie tak wiele
milczeniem, jakby w spojrzeniu czas nie płynął, lecz trwał
niczym kropla żywicy na ścianach świtu
ledwie przeczuwając ulicę wytyczoną ilością szabasowych kroków.
Zmiłuj się, Panie, zmiłuj się nade mną. Pokrop hyzopem i daj
wreszcie usłyszeć weselne klarnety, bo coraz mniejszą mam władzę
nad królestwem ciała. W myślach wołam: Mojsze, dla ciebie
jestem drzewem, któremu przy bluszczowej sukni poprawiasz ramiączko;
z kącików ust kradniesz oranż zachodów. Dziś upał stał się tak gęsty,
że zieleń za mykwą pachnie kobiecą skórą: trumbala,
trumbala, trumbalalaika.
Przed synagogą wcielamy się w obcych sobie ludzi,
żeby znakami zachwycenia nie zwabić zazdrosnej Lilith.
Przecież niektórzy cadycy w przeczuciu bliskości
szepczą o podziemnej fali, co z sykiem rozbija się o płomienie szeolu.
Głośno śpiewają tylko konstelacje ud żon, gdy brodaci mędrcy
grzeszą zaniedbaniem, nawracając jedynie słowa.
Niech przyjdzie chwila na chupę, żebym z mame i teściową
obeszła osiem razy ślubny baldachim. Bym w muślinowym woalu
mogła stanąć obok ciebie i napić się wina: harej at mekudeszet
li kedat mosze weisrael, oto jesteś mi poślubiona – powiesz,
zanim obcasem stłuczesz kielich.
Po złotym rosole, po wręczeniu prezentów zatańczę mictwa tanc
wokół krewnych. Każda panna młoda jest pełna wdzięku:
z warg ich krajobrazu wyleci oswojony feniks.
W tak oczywistych momentach wiarygodność nie jest konieczna.
Lecz nie powinno się wracać do utraconego raju, bo siedmiobramne Jerycho
śpi niczym wypalona lampa oliwna. Jedynie przy rozszerzonej źrenicy
kołysze się niebieska łódź. Uciec stąd, nareszcie uciec
uczyć się naszych ciał, jakbyśmy rysowali ptasie dzieci
i puszczali wolno.
Laureat VIII KONKURSU TWÓRCZOŚCI MIŁOSNEJ
,,Ja Cię kocham, a Ty pisz!” ‘2015
NAGRODA GŁÓWNA – kategoria dorośli
Michał Witold Gajda
Pierwszej
Wciąż szukam bieli Twojej smukłej szyi,
zapachu kawy na chłodnej werandzie,
którego z niczym nie można pomylić.
Wierzę, że znajdę.
Powracam myślą na parkowe ścieżki
pośród błyszczącej po deszczu zieleni.
Zostaną głuchym echem wspomnień jeśli
nic się nie zmieni.
Mieszkasz daleko i nie jesteś sama,
gdy wiersz układam w kilku prostych wersach,
bo zwykłe słowa nie potrafią kłamać:
Ty byłaś pierwsza.
Na deser
Drzewa pachną na wiosnę jak schłodzony deser
podany ciut za wcześnie, ale właśnie teraz
smakuje obietnicą nadchodzących godzin.
Słuchamy gdy nad polem opowieść się niesie
przez bruzdy ciemnych rowów, gdzie woda przybiera
i oddaje się ziemi, która będzie rodzić.
Maj należy jeść na czczo przymknąwszy powieki:
łakomie, bez umiaru, przecież nam nie szkodzi
nawet księżyc na zimno, wiszący wysoko.
Rozkwitniemy ogrodem, jeszcze czas daleki
śnieżnej bieli. Wsiądziemy do zielonej łodzi,
by popłynąć przed siebie i nieważne dokąd.
Razem
Gęstą siatkę na oknie obsiadły komary,
zwabione aromatem wina, krwi i potu.
Każde twoje dotknięcie budziło niepokój.
Zapadał zmierzch przed deszczem, wilgotny i szary.
Po mapie gładkiej skóry, niewidzialną ścieżką,
weszliśmy do krainy odkrywanych doznań.
W kakofonii oddechów nie mogłem rozpoznać,
czy szeptałaś półsennie, czy musiałaś westchnąć.
Ciepły deszcz ukołysał rozbudzony ogród.
Potem, cisza przyniosła zapach ziół i liści.
Wiem, że gwiazdy zabłysną, niebo się oczyści,
gdy zaśniemy. To samo się przyśni obojgu.
Laureat VIII KONKURSU TWÓRCZOŚCI MIŁOSNEJ
,,Ja Cię kocham, a Ty pisz!” ‘2015
NAGRODA GŁÓWNA – kategoria młodzież
Patrycja Gielarowska
Zimą też można kochać
wiosną otwieram
szeroko okno
wpuszczam do środka
świeże powietrze
latem pozwalam słońcu
dotykać własnej twarzy
po kawałku
wszystko się we mnie rumieni
jesienią zrywam z jabłonki
czerwone jabłka
w kształcie połączonych serc
po drodze wyłapując
nie wypowiedziane zdania
nie wszystko jest do powiedzenia
zimą wiruję
razem z płatkami śniegu
by w końcu
wrócić do domu
i roztopić się przy kominku
Zachód słońca i zapach bzu
podziwialiśmy zachody słońca
niekończące się
końce świata
oświetlone
przyszłym blaskiem
gwiazd i księżyca
w maju
otulając się
zapachem bzu i czerwienią maków
rodziliśmy się od nowa
Lato najlepiej mi smakuje
rysuję oddechem
po białej kartce
odrobiną czekolady
i smakiem truskawek
przestaję oddychać
powietrze wraca
dopiero gdy wiem
że wiosna jest blisko
i Ty
później lato
złota jesień
w tym roku zimy nie będzie
mróz i śnieg
w połączeniu z rumieńcem
na mojej twarzy
mogą spowodować
szok termiczny