WIERSZ ” RODZINNE WCZASY” GRZEGORZA LEWKOWICZA
W dniu dzisiejszym mają Państwo okazję przeczytać kolejny znakomity wiersz Grzegorza Lewkowicza pt. “Rodzinne wczasy”, za który autor został wyróżniony na Ogólnopolskim Konkursie Satyrycznym “Energia Satyry” o Statuetkę Stolema w Gniewinie w 2008 r.
Grzegorz Lewkowicz
„Rodzinne wczasy”
Kiedy się letni sezon zaczyna,
i ciepło robi na dworze,
wtedy kochana nasza rodzina,
chce nas odwiedzać nad morzem.
Mówią, że jadą do nas z tęsknoty,
że chcą umacniać korzenie.
A my wierzymy w takie głupoty,
rodzinny bajer jest w cenie.
Choć pensjonaty oraz hotele,
chętnie użyczą gościny,
nasze mieszkania są jednak celem,
bliższej i dalszej rodziny.
Że od przybytku nie boli głowa,
dwóch braci dał mi mój tata,
oraz trzy siostry jak u Czechowa,
co tęsknią każdego lata.
Nie mam fortuny i raczej skromnie,
życie nad morzem mi płynie,
a pięć pokoleń lgnie latem do mnie,
jak tu odmówić rodzinie.
Dziadek z babunią jadą dlatego,
bo tęsknią za wnuczętami.
A dużo czasu mają wolnego,
więc goszczą się miesiącami.
Kuzynka dziadka z południa kraju,
też bywa każdego roku.
Z mężem odwiedza nas zawsze w maju,
bo latem nie lubi tłoku.
Moje rodzeństwo z dziećmi przyjedzie,
w czerwcu, bo wcześniej nie może.
Znowu spać będą jak w beczce śledzie,
ale tak bywa nad morzem.
W domu się ciasno robić zaczyna,
posłanie mam na balkonie,
a wkrótce jeszcze żony rodzina,
przyjeżdża w dość licznym gronie.
W lipcu dołączy z rodziną wujek,
aby nawdychać się jodu.
W śląskich kopalniach od lat pracuje
i rąbie na dołku z przodu.
Stryj ze stryjenką na dwa tygodnie,
przyjechać mają ochotę.
Chcą duży pokój aby wygodnie,
dzielić go z psem oraz kotem.
Polska gościnność z mlekiem wyssana,
wysoko stawia poprzeczki,
więc wcześnie wstaję by kupić z rana,
nabiał i świeże bułeczki.
Jak już rodzinka z łóżeczek wstanie,
na boczku jajeczka smażę,
A potem robię drugie śniadanie,
by mogli zabrać na plażę.
W termosach kawkę oraz herbatkę,
koniecznie z dodatkiem rumu,
bo główki bolą rodzinkę latem,
to chyba z morskiego szumu.
Trzeba leżaki dać oraz koce,
dla drogich gości wygody.
A dzieciom soczki oraz owoce
i parę złotych na lody.
W końcu usypiam w pracy biurowej,
zmęczony i niedospany,
lecz mnie telefon budzi teściowej…
- przyjeżdżam, zięciu kochany!
Z pracy urywam się na godzinkę,
by zrobić jeszcze zakupy.
Muszę nakarmić głodną rodzinkę,
jak zwali się do chałupy.
Wieczorem będzie suta kolacja
i kilka butelek wina.
Ja się położę spać po wakacjach,
niech wypoczywa rodzina.
Chciałbym się zaszyć w mazurskie lasy
i pluskać w czystym jeziorze,
lecz wszyscy mówią, po co ci wczasy?…
- przecież ty mieszkasz nad morzem!