Główna » Radosław Lech Wiącek, Skecze, WSZYSTKIE WPISY

“WEEKEND” RADOSŁAWA LECHA WIĄCKA

Autor: admin dnia 13 Maj 2013 Brak komentarzy

Przedstawiamy Państwu skecz pt. “Weekend” Radosława Lecha Wiącka z Mielca vel Stefana Bolcmana – Księcia Łgarzy 2013 z Bogatyni.

RADOSŁAW LECH WIĄCEK

WEEKEND

Nawet najdłuższy weekend kiedyś się kończy. Wiadomo, jak „się nie chce się” wracać po takim weekendzie do pracy. Nie wszyscy jednak są równie leniwi jak ja. Doświadczyłem tego w taki właśnie „polongweekendowy” poniedziałek.

Koło 9 zadzwonił telefon.

- Dzień dobry, jestem kurierem, mam dla pana przesyłkę, czy jest pan w domu?

- Nie, jestem w pracy, może pan podjechać na firmę?

- Oj nie, a pan nie może? Trudno, to co zrobimy?

- Ok., niech pan zostawi paczkę u sąsiadki z numeru obok.

- Dobra, to ja potem do pana zadzwonię.

Nie minęła chwila, a zadzwonił drugi telefon.

- Dzień dobry, jesteśmy monterami od kablówki, możemy montować, jest pan w domu?

- Jestem w pracy, a umawialiśmy się na 13?

- No tak ale tamto zlecenie zostało anulowane i mamy czas.

- Sorki, nie mogę wyjść wcześniej.

- Trudno, to my sobie poczekamy na ławce.

Telefon.

- Zostawiłem paczkę piętro niżej.

- Czemu tam ??

- Bo tam mi otworzyli. Do widzenia.

O matko! Z tą sąsiadką to tak nie za bardzo,  trudno, dobrze że nie u innego sąsiada…

Zabrałem się do roboty, ale  myśl o czekających na ławce monterach nie dawała mi się skupić. Dwa tygodnie na nich czekałem (ekipa miała być solidna, by nie zdemolować mieszkania świeżo po remoncie), ale jak sobie tak posiedzą, to może im się nie zechce tego robić ładnie, a być może będą chcieli stracony czas odzyskać?

Czarne myśli chodziły mi po głowie, włączył mi się także „tryb  logika”,  pomyślałem sobie – jak ten kraj ma się rozwijać, skoro po odbiór dóbr muszę zrywać się z pracy. Przecież żeby na te dobra mieć, muszę na nie zarobić, ergo muszę być w pracy, a nawet pracować. Szybko wyłączyłem „tryb logika” (bardzo przeszkadza u nas w normalnym życiu),  z roboty jednak już nic nie wychodziło. Zdecydowałem się więc – załatwię zastępstwo i wyjdę wcześniej. Que sera sera. Choć sera zasadniczo nie lubię.

Zadzwoniłem do monterów, nie powiem – ucieszyli się.

- No to czekamy. Pan da znać kiedy będzie.

Pan (czyli ja) wypisał druk przepustki, poszedł na parking rowerowy i… jak nie zaczęło lać! Zacinało na szczęście w drugą stronę, mogłem więc obserwować i słońce, i deszcz, i w ogóle bezstresowo się denerwować.  Zgodnie z prawami fizyki, deszcz jak nagle zaczął, tak nagle skończył gdzieś po  kwadransie. Wskoczyłem na swojego stalowo-aluminiowego rumaka i hajda – parującą dal…

Panów monterów zastałem wesoło siedzących na ławce. Pod moim blokiem  nie padało, więc moje tłumaczenia że deszcz, że oberwanie chmury, itp. przyjęte zostały nader sceptycznie. Dopiero (po moich naleganiach) oględziny roweru spowodowały, że niechętnie uznali tłumaczenie.

Weszli, zrobili co swoje (nie powiem, bardzo rzetelnie, szybko i bezstratnie), alkoholu z barku  nie wypili (widać nie lubili kolorowych), wytarli buty, podziękowali i poszli.

Do pełni szczęścia brakowało mi tylko paczki. Pukałem, stukałem, okazało się, że sąsiadka wyjechała na tydzień do SPA. Trudno, poczekam. Skoro przez ponad 40 lat mogłem się bez tej rzeczy obejść, tydzień nie zrobi różnicy.

Siedzę sobie teraz i oglądam moją nową telewizję, koncentrując się oczywiście na kanałach HD. W wyniku tego nie oglądałem mojego ulubionego hokeja, ponieważ nie był nadawany w wersji HD. Zamiast tego wlepiałem gały w kolorowe kulki, które ktoś próbował umieścić w odpowiednich kieszeniach, ale drugi taki bez przerwy mu je wyjmował. Durne to było, no ale w HD.

I tak się teraz zastanawiam – po co mi ta cyfrowa kablówka była? Przecież ja zasadniczo nie oglądam telewizji, no a teraz będę musiał, żeby mi się wróciło. Jedno w moim przypadku już mi nie grozi. Niektórzy powiadają, że telewizja ogłupia. No właśnie, to mi już chyba nie grozi…

Digg this!Dodaj do del.icio.us!Stumble this!Dodaj do Techorati!Share on Facebook!Seed Newsvine!Reddit!Dodaj do Yahoo!

Komentowanie wyłączone.