W świecie żołnierzyków i dinozaurów, czyli w co się bawić?
Na swoje 3-letnie urodziny Wojtek dostał przed wojną drewnianego konia na biegunach. Kilka dni temu 3-letni Szymon otrzymał mechanicznego dinozaura produkcji chińskiej, który zionie ogniem, ryczy i kroczy. Postęp cywilizacyjny objął także świat zabawek.
— Przed wojną mieszkałem w Grodnie — opowiada emeryt Wojciech Lewandowski, wtedy 3-latek. — Pewnego dnia zobaczyłem przez okno dwupłatowiec. Przewróciłem otrzymanego na urodziny drewnianego konia na biegunach do góry nogami, wsiadłem do środka i wyobrażałem sobie, że siedzę w kabinie samolotu.
Wojciech Lewandowski z enerdowską kolejką
Sam robiłem sobie samochodziki
Wybuchła wojna, Lewandowscy przenieśli się do Ursusa pod Warszawą. O zabawki było trudno, chyba że na czarnym rynku. Ale mały Wojtek radził sobie w taki sposób, że robił ze ścinek drewna samochodziki, bo w sąsiedztwie znajdowała się stolarnia.
— Koła robiłem z pudełek od pasty do butów — wyjaśnia. — Miałem także całą flotyllę statków z pudełek po papierosach “Junak”.
Na swoje 11-letnie urodziny Wojtek dostał elektryczną kolejkę produkcji enerdowskiej, wówczas hit zabawkowy. Kiedy dorósł, kolejki nie wyrzucił. Ma ją do dzisiaj, bawił się nią syn a potem wnuk. W szafie trzyma także kilka kartonów z innymi zabawkami.
— Darzę je wszystkie sentymentem! — opowiada. — To świat mojego dzieciństwa. Pomagały mi rozwijać wyobraźnię.
Żołnierze i kombajniści
Sentymentem darzy stare zabawki także Jarosław Charkiewicz, przedstawiciel średniego pokolenia. Specjalizuje się w kolekcjonowaniu chłopięcych zabawek z czasów PRL-u. Pokazuje je w parku przy piaskownicy, chce zobaczyć, jak reagują dzieciaki.
Jarosław Charkiewicz ze swoją kolekcją
— Głównie są to figurki żołnierzy i samochodziki — mówi, rozpakowując pudełka, wokół których natychmiast zbierają się maluchy. Jeden nich nie może się wprost oderwać od blaszanego samochodu. Pan Jarosław mówi, że to produkcja radziecka, lata 60.
— Ale zdobyłem też moskwicza na pedały. Waży 20 kilogramów!
W jego kolekcji są rycerze, żołnierzyki i bohaterowie filmowi.
— Przemysł zabawkarski na świecie nabrał rozpędu, kiedy nakręcono “Gwiezdne wojny” — opowiada. — Ich bohaterowie w miniaturze stali się natychmiast przedmiotem westchnień maluchów na całym świecie. Oto figurki z tego filmu. Ale i my nie wypadliśmy sroce spod ogona. Po filmie “Krzyżacy” ukazały się na rynku figurki rycerzy, głównie reprezentujących naszą stronę, z królem Jagiełło i księciem Witoldem. Oto oni, nasi bohaterowie.
Zdobył i wielkiego mistrza. A także jedne z pierwszych emisji figurek powstańców warszawskich. O wiedzy producenta świadczy to, że opaska ze znakiem Polski Walczącej jest umieszczony na ramieniu powstańca nie z tej strony co trzeba.
— Dodam też, że długo nie produkowano ułanów — mówi kolekcjoner. — Pierwsze figurki chyba w 1949 roku.
Wśród figurek, jakie ma pan Jarosław, są również ludzie pracy, jak kombajniści. Blaszany kombajn ma także w swojej kolekcji.
Moja pierwsza zabawka, bączek
Sentyment do starych zabawek ma też Piotr Smol, który propaguje w Olsztynie grę w kapsle. Opowiada, że pierwszą z tych zabawek był bączek. Nakręcany sprężyną za pomocą tłoka, przesuwał się po podłodze i cichutko grał melodię.
— Kupowaliśmy również w sklepie harcerskim tekturowe zestawy, z których można było kleić samoloty, w tym myśliwce i bombowce. W sklepie można też było kupić kawałki cyny, które rozgrzewało się w metalowym kubku na gazie, po czym wrzucało do formy w kształcie żołnierzyka i oziębiało w wodzie — opowiada. — Miałem wtedy całą armię żołnierzyków. Były też do nabycia gotowe. Część rozdałem, część zachowałem sobie na pamiątkę.
Pierwszą zabawką Anny Grochal-Mostek, dzisiaj emerytki, była lalka, którą zrobiła jej mama, zatrudniona w spółdzielni krawieckiej, która w domu na maszynie “Singer” wykonywała pracę chałupniczą.
— Mama brała ścinki materiału, wypychała je trocinami, po czym ubierała w uszytą przez siebie sukienkę — opowiada pani Ania. — Jedną z takich lalek mam gdzieś na strychu. Może ktoś to kupi.
Stroje dla lalek szyła także Rita Kostka z Kudyp.
— W sklepie kupowałam takiego plastikowego golaska, po czym ubierałam do w uszyty przez siebie strój ludowy — opowiada. — Wśród lalek, którymi bawiły się moje córki, jest nawet Maria Zientara- Malewska, z książką w ręku i w okularach. Mam w domu tych lalek kilkanaście, stoją w rodzinnej izbie pamięci.
W świecie dinozaurów
Kilka dni temu Szymon obchodził swoje trzecie urodziny.
— Ogląda rysunkowe filmy o dinozaurach, więc niemal każdy, kto gościł na urodzinach, przyniósł mu plastikowego dinozaura — opowiada mama. — Jeden z dinozaurów to mechaniczna zabawka. Zionie ogniem, groźnie ryczy i kroczy. Potrafi nawet przepchnąć wielką koparkę na baterie, niewiele mniejszą od Szymona.
Z okazji urodzin Szymon otrzymał tort w kształcie dinozaura. Ale dostał też zabawkę pouczającą. Obrazki, których treść musi odgadnąć. Właściwą odpowiedź sugeruje elektryczna pałeczka.
4-letnia Marta obchodziła urodziny dwa tygodnie temu. Z tej okazji dostała między innymi plastikowy zestaw pokojowy z telewizorkiem, w którym zamontowano dwa dziecięce programy rysunkowe oraz kuchnię z produktami z plastiku. Koszt takiego zakupu to 280 zł. — A co będzie potem? — zastanawia się pani Ewa, mama Marty. — Chyba z okazji przystąpienia do I komunii kupimy jej komputer!
Współcześni producenci zabawek prześcigają się w pomysłach. Inspiracją są głównie bestsellery książkowe i filmy. Można więc kupić cały Jurajski Park z mechanicznymi dinozaurami czy zestaw magiczny Harry’ego Pottera. Nie mówiąc o grach komputerowych.
— Syn po kilka godzin przesiaduje przed komputerem — skarży się mama 12-go Jurka. — Ciągle z kimś walczy, zabija jakieś potwory. Kupiłem mu kostkę Rubika, ale szybko go znudziła. A tymczasem, jak czytałam, odbyły się kolejne mistrzostwa świata w tej grze.
Z okazji 5-lecia urodzin Joasia była z rodzicami w parku zabaw.
— Najbardziej podobał się jej zorbing — opowiada tata. — Chyba kupimy jej coś takiego, choć marzy też o trampolinie.
Zorbing polega na toczeniu się dziecka w nadmuchiwanej z przezroczystego, elastycznego materiału, który jest odporny na zgniecenia. Wymyślona w latach 90. zabawa robi w Polsce karierę.
— Stare zabawki i gry wypierane są przez nowe — wzdycha Jarosław Charkiewicz. — A to też kawał historii. Dlatego mam pomysł, żeby w Olsztynie utworzyć muzeum takich zabawek, podobne do tych, których istnieje w Polsce kilka. Po latach trafią do niego również te dzisiejsze, jak ryczące dinozaury.
Tekst i fot. Władysław Katarzyński