UTWORY WYRÓŻNIONE DRUKIEM W XVI OGÓLNOPOLSKIM KONKURSIE SATYRYCZNYM „O STATUETKĘ STOLEMA” 2021- CZĘŚĆ II
XVI OGÓLNOPOLSKI KONKURS SATYRYCZNY
„O STATUETKĘ STOLEMA” 2021
UTWORY WYRÓŻNIONE DRUKIEM CZĘŚĆ II
Marek Szczerbiński
Kraków
Pochód zwierzęcy
Zaskroniec, borsuk, łasica,
jastrząb i ruda lisica,
bury szarek, szary burek,
rodzina głodnych wiewiórek,
kret kudłaty, trzy korniki,
mucha, pluskwa, świerszczyk dziki,
ważka, ćma i motyl barwny,
wąż, stonoga i trzy sarny,
kukułka, co dzieci gubi
– żadne zwierzę jej nie lubi,
turkuć, żaba, dwie ropuchy,
szary zając długouchy,
wilk, ryjówka, mokre raki,
wróbel, dzięcioł, inne ptaki
(w tym sikora żółtolica,
gołąb i synogarlica)
tchórz niezmiernie wystraszony,
orzeł bielik bez korony,
(którą reszka mu zabrała,
kiedy ptaka opuszczała)
włosogłówka, dudek, stonka,
pachnąca wiatrem biedronka,
szczupak – wielce zaszczycony
gdyż w akwarium jest niesiony,
puszczyk pod opieką sówki,
dwie zapracowane mrówki,
suseł (z drzemką bitwę toczy,
kleją się mu suśle oczy,
bystrość wzroku osłabiona,
nadepnął ogon gawrona),
truteń pracą przemęczony,
niedźwiedź miodem obklejony,
z długim dziobem bocianowa
(bociek zwiał – słomiana wdowa)
odleciały też jej dzieci,
a więc gniazdo pustką świeci,
kozioł z brodą, czarna wrona
i jaszczurka bez ogona,
szczygieł – lasu dzielnicowy,
garbaty wołek zbożowy,
ubłocony żółwik błotny
– stary, zmęczony, markotny,
czarne pająki plugawe,
obżarte, tłuste, niemrawe,
królików liczna rodzina
(500+ tego przyczyna),
ameba mała z Afryki,
dwa stare pasikoniki,
prążkowany trzmiel spasiony
w towarzystwie szczupłej żony,
jest koguta żona – kura
i szczurzyca – siostra szczura,
są komary obrzydliwe,
wychudzone, napastliwe,
pchła z wnukiem i wesz krwiopijca,
nie brakło też tęgoryjca,
jest szynszyli ród bogaty
pod wodzą szynszyla taty,
padalce z tyłu zostają
– sprawnych odnóży nie mają.
***
Stara słonica otyła
na spotkanie się spóźniła,
drzemią w norach swych jenoty,
nie miały na marsz ochoty,
brak też klaczy i ogiera,
dobra zmiana im doskwiera,
przyślą usprawiedliwienie:
ochwat albo przemęczenie.
***
Bąk i żmija idą parą
za odyńca żoną starą,
kruk, nietoperz, czapla siwa,
ślimak galopem przybywa,
ślepy gawron, kuna, sroka,
jemiołuszka – nawet foka,
sroka w kość się zapatrzyła,
o mało się nie spóźniła,
tasiemiec, glista, owsiki,
ryjówka i szerszeń dziki,
koza marszem podniecona,
puszcza bobki spod ogona,
osa, mól, żuków rodzina,
chrząszcz z trzciny spod Szczebrzeszyna,
kleszcz, dżdżownica, stary jeż,
mysior z żoną przyszedł też,
pies przybłęda, kot dachowy
– wykaz chyba już gotowy.
***
Dokąd zmierza ta wyprawa?
Celem zwierząt jest Warszawa
chcą fetować znajomego
osła…
posłem wybranego!
Agata Campr
Warszawa
Krytyk i artysta u schyłku rozmowy
Krytyk: Jestem artystycznym bigamistą, bowiem w dwójnasób sztukę uprawiam (oram i zaoruję, według youtuberów). Najpierw jestem rzeźbiarzem słowa, poetą, w użyciu słowa mistrzem i w wiedzy erudytą, po drugie – objąłem funkcję krytyka, która – póki jej nie objąłem – była nieobjęta (rzeźbię w kupie słowa i mam z tego narcystyczny ubaw). By fanaberie mojego wymagającego, krytycznego umysłu przywoływać i rozdrapywać wiersze do krwi (wcale nie twierdzę, że wiersze to strupy). Zechciało mi się tu przyjść, bowiem mam za to dobry rozgłos i dobry przelew na konto. U mnie pieniądze mają stan płynny – kapią. Mam wykapane wypłaty, ale kapią suto (ciągle mi mało). A cóż ma do powiedzenia ten oto tu – błazen? Grafoman? (Dureń, idiota, rzezimieszek, kretyn, intelektualny wytrych, dupek, dosłowny konował) Wyszykował się, wypindrzył w przymiotniki swoją książkę, jak małolata przed wyjściem na dyskotekową domówkę. (Bardziej po polsku i mniej eufemistycznie „po cholerę żeś tu przylazł?”).
Artysta: Oj, jak miło mnie nazywasz (odwal się, pucybucie ładnych słówek). Szanowni państwo – oto Władek. Zarabia na krytykowaniu dzieł wszelakich – wielkich tomiszczy i małych tomiątek, źrebiąt i piskląt literackich, oraz ich matek, ojców, dziadów i babki. Krytykuje e-booki, audiobooki, książki w języku brajla, chociaż ich nigdy nie dotykał, ulotki do leków, że źle napisane i za dużo skutków ubocznych po przeczytaniu. No i że czcionka za małą i, że do ich przeczytania musi używać lunety. Na dobrych produktach zarabia marnie -pozachwyca się w dwóch tygodnikach, w jednej telewizji ze skrzydełkami podpaski w logo stacji i basta, a skrzydła prawdziwe, niepodpaskowe, rozwinąć może dopiero wówczas, kiedy dane mu będzie o złych książkach pisać. Bo proszę państwa – wydałem złą książkę. Jest zła do szpiku kartki, do miejsca pod drukiem, do szpalty. Może mogłaby mnie nawet zabić. Jest niegodziwie niedobra. Jestem Paulo Coelho, wydanie drugie, niepoprawione. Jestem do poprawy, ale ludzie kupują niepoprawione. I taki pan krytyk, niby wściekły, liczy przelewiska, które urastają w jedno, konkretne koryto pieniężnej rzeki, która płynie, kiedy pojawiają się złe książki. Bo pan krytyk jest zapraszany do programów, by robić pogrom. Patrzcie, jak te słowa są podobne – program, pogrom. Taki sam mają według krytyka rdzeń znaczeniowy, gadzi pień. Z pnia słoje, słoiki z zakiśniętym posłowiem, z przedmową grobową, bo pan krytyk urządza pogrzeb. Pogrzeb słów, znaczeń, przecinków i kropek. A po pogrzebie wielokropek.
Krytyk: Nie, po pogrzebie dwukropek z opisem:
Tu w wierszyczku jest malutki szkopuł, bo w linijkach
zaplątało się w nowotwór słów kretynów kilka.
Nie wiem jak się leczy raka wiersza, gdzie wskazówki?
Google milczy, a „artysta” szuka słów w kielichu wódki.
Artysta: Dziękuję, nie zdawałem sobie sprawy, że krytyk może być tak w swoje krytykanctwo zaangażowany, że aż tworzy wierszyczyczki. Myślisz, że te twoje ozdobniki stworzą odpowiednią scenografię do kłótni? Daruj. Ja dzisiaj jestem ponad to, w nastroju nieprzysiadalnym Świetlickiego, z „nic dwa razy” Szymborskiej, co się tyczy twojego myślenia, i z własną „cholerą jasną”, która tym razem wychodzi z twojego ciemnego, ale cennego zadka.
Krytyk: Ozdabiasz się nazwiskami, żeby lepiej brzmieć, czy żeby okazać się najgłupszym z przytoczonych?
Artysta: Ozdabiam się rówieśnikami w słowach. Nie jestem – rzecz jasna – tak samo dobry, ale nie jestem również tak samo zły, jak ty. Znajduję się gdzieś pośrodku, a obok mnie prawda, która zawsze tutaj leży.
Krytyk: I kwiczy.
Artysta: Tak. I beczy głosem każdego barana i literackiego krytyka. Zatem powiedz, mój drogi, przedni intelektualisto ( mam na myśli przedniość przedniego zęba, który jest pierwszy do wybicia), cóż byś robił, gdybym nie pisał, nie wydawał i nie tworzył? Bo mnie się wydaje, że twój nieformalny związek z moją twórczością przerodził się w konkubinat. Czujesz się władny do tego, by mówić w jakie słowa mam ubierać swoje książki. Jesteś jak Bóg wszechmogący, rozdmuchujący mi w gniewie literki, żebym nie mógł ich pozbierać i zapisać.
Krytyk: Oj, Bóg to już za dużo. Nie spuszczaj sobie Pana naszego, wszechmogącego, na głowę. W kuluarach się mówi o twoim niebiańskim tatuażu na męskości, o pozbawieniu kawałka tkanki, o tym, że tę odciętą łatkę skórki oprawiłeś w ramę ze złota i sobie powiesiłeś na ścianie w swoim domu.
Artysta: Tanio skóry nie sprzedam – jak mawia Pudzian. Owszem, jestem obrzezany. Noszę dumę w gaciach. I mogę ci powiedzieć, że wystarczy, gdy ten akt w życiu Żyda jest pojedynczy – niepotrzebne i zupełnie bezcelowe są twoje próby, by razem z wackiem teksty mi obrzezywać. Ale teraz już wiem – ty uwielbiasz rozmowy majtkowe, dlatego tak często stosujesz chwyty poniżej pasa. Ale spokojnie – możesz się wyprostować. Nie będę zmuszał cię do tego, żebyś trwał w tej pozycji, by mi dupę całować. Ale o czym innym chciałem. Słyszałem, drogi przyjacielu, że założyłeś Szkołę Pisarstwa Powszechnego, przy Polskiej Akademii Krytyk. Gratuluję. A nie myślałeś o tym, żeby się do niej zapisać? Zapewne mógłbyś się nauczyć czegoś innego, niż interpretacji tekstów już powstałych. I te cudowne i wykwintnie kwaśne w smaku sztuki teatralne, które stworzyłeś. „Gombrowiczowski atempt wtłoczenia jungowskich teorii psychologicznych do literatury”. Liczba wystawień na scenie: 3. Słownie – trzy. Jestem pod wrażeniem. Czy ty swój zawód człowieka niezadowolonego uprawiasz, bo ci się nie udało, czy dlatego, że lubisz komuś dowalić? Czy ktokolwiek cię rozpoznaje dzięki twojej pracy?
Krytyk: Pozwól, że na większość z tego potoku słownego nie odpowiem. Tylko na ostatnie pytanie. Tak, zostałem ostatnio rozpoznany. W uberze. Wchodzę i mnie uberzysta pyta „pan Władek?”. „Tak” – odpowiedziałem. Czułem się wtedy w stu procentach Władkiem. Wszystko było Władkiem. Potem – dbając o moje bezpieczeństwo – kazał zapiąć pasy. Wywiązała się między nami intymna rozmowa. Zapytał mnie „oglądałeś ten film na youtube, gdzie kochają się dwa zakochane żółwie?”. Nie oglądałem, ale włączyłem sobie naprędce i zauważyłem, że one naprawdę są zakochane. Potem jednak się okazało, że jeden z żółwi zdradza pingwina.
Artysta: Jak to? Zdradza symptomy pingwina, czy jest w związku z pingwinem i będąc w tym związku go zdradza z żółwiem?
Krytyk: To drugie, kochany. To tak samo jak mój kolega gej. Mówi, że woli mężczyzn, bo przetestował już wszystkie kobiety. Ale w dalszej części filmiku do głosu dochodzi również foka, która podkochiwała się w żółwiu pasywnym. Mówię ci, całe zoo różnych związków, ‘ rozwiązań i powinowatości.
Artysta: Popatrz, a ja myślałem, że tylko ludzie są jacyś popieprzeni. A tu i żółwie i foki i pingwiny.
Krytyk: To jeszcze nic. Całą sprawę komentowała papuga, która nagrała filmik ze swoją reakcją na ten romans.
Artysta: Cały ogród zoonielogiczny. Ale słuchaj. Lubię robić zakupy w drogeriach. Eko, bio, Tico. Ostatnio w Rossmannie zauważyłem niewidzialne prezerwatywy. Normalnie stand z niewidzialnymi kondomami spoglądał na mnie zupełnie widzialnego. Durex invisible. Nowość. Kupiłem.
Krytyk: Zobaczyć niewidzialne – to dopiero awangarda. Albo schizofrenia. Ale po tym, jak zareagowałeś na zwierzęta nawet bardziej zaczynam cenić twoją grafomanię. Wracając do gumek: ciekawe czy będąc niewidzialnymi są też niewyczuwalne. I czy nie przepuszczają. I czy po nałożeniu penis nie znika…
Artysta: Nie znikł. Był tak samo przed i po. Tylko w trochę różnych odcieniach i stanach skupienia. Przed i w trakcie strzałka wyznaczająca kierunek, ale bez spiczastego łebka. Bo łeb jest bardziej obły. Po – szaman w trakcie transu po wypiciu ayahuaski. Taki miotający się pomiędzy udami.
Krytyk: Jedno pytanie mnie męczy od dawna i przypomniało mi się po tej ayahuasce: czy Bóg – jak stwarzał świat – to robił to na czarno biało czy od razu w kolorze?
Artysta: Mało tego! Nie dość, że w kolorze, to jeszcze z dźwiękiem stwarzał. Przecież mówił co ma być, co ma się stać i to się stawało.
Krytyk: Jedni mówią, że na początku było słowo. Inni, że na początku było jajko i z niego wykluła się kura. A kogut narodził się dopiero w starodawnym Kazimierzu nad Wisłą. W kraju pierwszych Kazimierzów.
Artysta: Którzy stali się słynni, jak ludzie zaczęli ich drukować na banknotach NBP. Kazimierz Wielki jest patronem deweloperów. Bo zostawił Polskę murowaną.
Krytyk: Jezus też dał podwaliny temu przemysłowi: „kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień”. Potem jednak ciut zwątpił w tę teorię, ponieważ przepowiedział, że kamień na kamieniu nie zostanie.
Artysta: Ale został. Nie wiem jak i dlaczego, ale tylko z tobą te rozmowy są takie twórczo durne. I kretyńsko smaczne.
Krytyk: Bo ty pasujesz do mnie jak tyłek do kija. I jak buda do psa, bo to ja częściej szczekam.
Artysta: Może rzeczywiście. Lepiej się kłócić tylko na pokaz. Chodź, napijemy się tej wódki z wierszyczyczka. Wzniesiemy toast za tandetę, złe książki i to, że ludzie ich potrzebują! Kazimierz Wielki i Jagiełło nam świadkami w naszych portfelach, że na niesztuce, albo tym, co sztukę udaje, zarabia się najwięcej!
KONIEC