Główna » Różne, WSZYSTKIE WPISY

UTWORY WYRÓŻNIONE DRUKIEM W XV OGÓLNOPOLSKIM KONKURSIE SATYRYCZNYM „O STATUETKĘ STOLEMA” 2019- CZĘŚĆ II

Autor: admin dnia 10 Grudzień 2019 Brak komentarzy

XV OGÓLNOPOLSKI KONKURS SATYRYCZNY

„O STATUETKĘ STOLEMA” 2019

UTWORY WYRÓŻNIONE DRUKIEM

CZĘŚĆ II

HENRYK LISZKIEWICZ

PIŁA


Z cyklu „Szkolne opowieści Miśka”:

„Cudotwórca”

Wyobraźcie sobie, że dopiero dziś rano przypomniało mi się o sprawdzianie z matmy. Nie było więc innego wyjścia, postanowiłem zachorować. W kolejce do szkolnego lekarza byłem dopiero piąty, miałem więc chwilkę na to, by uświadomić sobie, co mi dolega. Zdecydowałem, że będzie to kilka chorób jednocześnie.

- Gardło, żołądek i skręcona kostka – wyrecytowałem, gdy tylko wszedłem do gabinetu.

- Aż tyle? – zdziwił się lekarz. – W zeszłym tygodniu byłem na pogrzebie pacjenta, którego bolało tylko gardło. A tu jeszcze żołądek i kostka. No, to pokaż gardło.

Otworzyłem usta.

- Ho, ho… Niedobrze, niedobrze. Przepiszę ci „Antyzgonal”. Dziś wieczorem połknij dwie tabletki, a jutro, jeśli przeżyjesz, następne dwie.

Trzęsącymi się rękoma schowałem receptę do kieszeni. Tymczasem z żołądkiem wcale nie było lepiej.

- Tak, to bez wątpienia rakus nieborakus. Operacja jest niezbędna. I to natychmiast -zadecydował medyk, po czym zaczął gorączkowo czegoś szukać po wszystkich kieszeniach. Gdy nie znalazł, spojrzał z zatroskaną miną w moim kierunku. – Albo, wiesz co, przyjdź na tę operacje jutro. I weź ze sobą koniecznie otwieracz do konserw, bo mój gdzieś się zapodział. No, chyba, że masz jakiś przy sobie?

Przerażony pokręciłem przecząco głową.

- No, trudno, to pokaż jeszcze kostkę.

Lekarz popatrzył, popukał, wreszcie smutno pokiwał głową.

- Tak, jak myślałem, bez amputacji się nie obejdzie.

I zawołał w kierunku pielęgniarki:

- Siostro, czy mamy tu gdzieś piłkę, albo jakiś inny tasak?

Ja jednak, najwidoczniej, nie byłem ciekaw odpowiedzi, bo zerwałem się z krzesła i runąłem, jak oszalały w kierunku drzwi. Po prostu nagle ozdrowiałem. Wszystkie choroby ustąpiły, jak ręką odjął. Równie niespodziewanie wróciło mi też zamiłowanie do matmy. Nie ma co, ten nasz lekarz to prawdziwy cudotwórca.

Z cyklu „Szkolne opowieści Miśka”:

„ Wielkie pieniądze”

Ostatnimi czasy z Piegusem zaczęło się dziać coś dziwnego. Stał się jakiś niespokojny i nerwowy. Jakby na coś czekał. Czyżby na miłość?

- Gdzie tam na miłość, czekam na pieniądze – wyjaśnił mój przyjaciel.

- Jakie pieniądze?

- Nie mogę ci teraz powiedzieć, ale wkrótce będę bardzo bogaty. Mam niezawodny sposób… -powiedział ściszonym głosem.

Minął jednak tydzień, później drugi, a pieniędzy nie było. Piegus tymczasem wyraźnie markotniał. Wreszcie któregoś dnia zabrał mnie do siebie.

- Słuchaj, Misiek. Niedawno odkryłem, jak szybko i łatwo dojść do wielkich pieniędzy. Ale coś nie wychodzi…

- Jak to nie wychodzi?

- No właśnie, sam nie wiem, co się stało – zasmucił się Piegus. – Ale poczekaj, zaraz ci wszystko pokażę.

I Piegus przystąpił do dzieła. Najpierw jednak zamknął drzwi na klucz, po czym zastawił je szafą. Następnie zaciągnął zasłony i podszedł do swojej biblioteczki. Stamtąd wyciągnął jakąś grubą książkę, z której wyjął dwa banknoty. Dziesięć i dwadzieścia złotych.

- To moja tajemnica – rzekł ściszonym głosem.

Ja jednak nadal niczego nie rozumiałem.

- To proste – szeptał dalej Piegus. – Wystarczy tylko, że odkryjesz, skąd się biorą banknoty.

- No, chyba z drukarni…

- Tak się właśnie wszystkim wydaje – uśmiechnął się tajemniczo mój przyjaciel.

- Jak to?

- A nigdy nie słyszałeś powiedzenia „pieniądz robi pieniądz”? – pytaniem na pytanie odparł Piegus. – No więc odkryłem, że z pieniędzmi jest jak z ludźmi. Wystarczy tylko dwa banknoty zostawić sam na sam, a wkrótce pojawi się trzeci. Dlatego włożyłem je do tej książki.

- To czemu nie wyszło?

- No właśnie nie wiem. Może powinienem poczekać aż minie dziewięć miesięcy? – podrapał się po głowie mój przyjaciel.

Ja również podrapałem się po głowie, by chwilę później doznać olśnienia.

- Piegus! – krzyknąłem. – Przecież tu masz dwóch facetów. Popatrz, na dziesiątce jest Mieszko, a na dwudziestce Chrobry.

- Rzeczywiście – potwierdził Piegus. – Chłop z chłopem niczego tu nie zrobią, chyba że pójdę do gabinetu ojca. On ma jeszcze te stare pieniądze z Waryńskim, Chopinem, Kopernikiem i Skłodowską. Jak myślisz, wyjdzie ze Skłodowską i Kopernikiem?

- Pewnie wyjdzie, ale po co ci pełno nieważnych pieniędzy?

- Racja – zasmucił się Piegus. – Tu trzeba jakiejś baby z aktualnych banknotów.

Zaczęliśmy gorączkowo myśleć, jednak z naszych ustaleń wyszło, że na razie mamy tylko pieniądze z Mieszkiem, Chrobrym, Kazimierzem Wielkim, Jagiełłą i Zygmuntem Starym.

- Tffuu… – zdenerwował się Piegus. – Ani jednej baby, a mógłbym być taki bogaty.

- Głowa do góry – pocieszyłem go. – Skoro jest już Zygmunt Stary, to pewnie wkrótce będzie i królowa Bona. A wtedy…

No właśnie. Niech no tylko pojawi się banknot z królową Boną. Już Piegus będzie wiedział, co z tym fantem zrobić.

*****

JACEK ŁODYGA

KRAKÓW

Małpa

Siedząc już od godziny na korytarzu Wojewódzkiego Urzędu Rozwiązywania Problemów Wszelakich, Agnieszka intensywnie myślała. Z każdą minutą zaczęły ją dopadać wątpliwości odnośnie szansy rozwiązania jej arcyważnego problemu, z którym się tutaj pofatygowała. Specjalnie wstała wcześnie rano, aby jak najszybciej mieć to już za sobą i zdjąć wreszcie z siebie poczucie niepewności.   Po drugiej godzinie oczekiwania, ból uciskanych pośladków, spowodowany ciągłym siedzeniem na niewygodnym krześle, stał się tak bardzo dokuczliwy, że gdy nadeszła wreszcie jej pora wejścia do urzędniczego gabinetu, poderwała się gwałtownie i z wyrazem wielkiej ulgi na twarzy weszła, czy wręcz wbiegła do środka.

- Dzień dobry – zwróciła się do urzędniczki.

- Imię? – szybkie pytanie, jakie otrzymała potwierdziło według niej profesjonalizm pracowniczki urzędu, dając tym samym nadzieję na rychłe załatwienie sprawy.

- Agnieszka.

- Nazwisko?

- Stec-Nowak.

- Mężatka – urzędniczka szybko zapisywała wszelkie informacje.

- Tak.

- To nie było pytanie. Adres mailowy?

- Agnieszka kropka stecnowak małpa dżimejl kropka kom.

- Dobrze – skończyła notować starsza kobieta, która zapewne już kilkadziesiąt lat pracowała w tym urzędzie.

- A więc, mój problem…

- Proszę pani – przerwała jej urzędniczka, która dopiero teraz na nią spojrzała zza biurka. – Jaki problem? Czy pani wie, co to są prawdziwe problemy?

- No tak. Bo mój problem…

- Czy myślała pani kiedyś, co by było, gdyby na nazwisko rodowe miała pani Małpa?

- Słucham?

- A po mężu Kropka?

- Ale mój mąż to Nowak.

- To bez znaczenia. Gdyby nazywała się pani Agnieszka Małpa-Kropka to adres mailowy wyglądałby następująco: Agnieszka kropka Małpa Kropka małpa dżimejl kropka kom.

- No tak…

- Nie za dużo tych małp? I kropek?

- No dużo. Ale co to…

- To bardzo istotne! -znów przerwała jej urzędniczka. – Ilekroć ktoś pytałby panią o adres mailowy, miałby problem z poprawnym jego zapisaniem, co skutkowałoby albo błędnym zapisem i w konsekwencji nie dostarczeniem stosownej korespondencji na pani adres, albo prośbą o ponowienie podania adresu, co oczywiście także nie przyniosłoby pozytywnego skutku, gdyż ze względu na znaczną nadpodaż małp i kropek w pani adresie, również ta próba skończyłaby się niepowodzeniem, zwłaszcza, że pani sama mogłaby się w tym zagubić i w stresie podać błędny układ zamieniając na przykład kropkę z małpą. Czyż nie tak?

- No możliwe, że tak.

- A więc proces podawania adresu zakończyłby się albo błędnym jego podaniem albo koniecznością kilkukrotnego jego przeliterowania, albo w ostateczności osobistego napisania przez panią tego adresu urzędnikowi na kartce. Tak?

- Pewnie tak.

- Widzi więc pani ile problemów mogłoby na skutek tego powstać? Ile zamieszania? Ile niepotrzebnie zmarnowanego czasu urzędniczego na rejestrację pani adresu? A czas urzędniczy jest cenny!

- Oczywiście.

- Ale na szczęście – po raz pierwszy uśmiech pojawił się na twarzy urzędniczki – pani nie ma tego problemu, gdyż nazywa się pani Stec-Nowak, a nie Małpa-Kropka.

- No tak – ucieszyła się również Agnieszka.

- No widzi pani, jakie to wspaniałe? Proszę poprosić kolejną osobę.

- Ale…

- Do widzenia – uśmiech zniknął z twarzy urzędniczki, która jeszcze szybko coś zanotowała w swojej dokumentacji.

- Do widzenia odparła Agnieszka i opuściła gabinet z poczuciem ulgi.

*****

ZBIGNIEW MARTEN

GÓRKI MAŁE

Wiadomości śniadaniowe

Obudziłem się wypoczęty. Spałem dobrze i spokojnie, a sen miałem taki, jakiś… fajny. Nie bardzo umiałem go sobie przypomnieć, ale pamiętałem, że był miły, kolorowy może? Fajny.

Powoli udałem się do łazienki. Ciśnienie wody było dziś znakomite, jej temperatura też. Teraz golenie.

-  Skończyły mi się jednorazówki do golenia – pomyślałem. – Zapomniałem kupić nowe.

Otworzyłem szafkę obok lustra, a tam, na górnej półce leżała paczka nowych nożyków. Żonka kupiła i to nawet tej firmy, którą lubię. Mają dobrze ustawiony kąt ostrza.

- Kochana kobietka – pomyślałem – czujna, uważna, spostrzegawcza, o wszystkim pamiętająca.

W kuchni czekało na mnie gotowe śniadanko. Wszystko, co lubię. Szyneczka, bułeczki, masełko, owocowa herbatka. A obok kubek gorącej kawy. Przykryty dekielkiem, żeby utrzymać ciepło do końca mojego  jedzenia

- Kochana żonka – pomyślałem – o wszystkim pamiętająca, zna moje upodobania, wie o mnie wszystko, nadopiekuńcza wręcz.

Jadłem powoli, celebrowałem  poranną ucztę. Za oknem wstawało słońce. Zapowiadał się piękny dzień.

Włączyłem telewizor. Lubię przy posiłku gapić się w ekran, przerzucać kanały, czasem dłużej czegoś posłuchać. Dawniej zanim usiadłem do śniadania wyskakiwałem do pobliskiego kiosku po poranną gazetę. Świeże śniadanie, świeże wiadomości. Teraz wystarczy włączyć telewizor i ustawić na jednym z czterech ? Pięciu kanałów, gdzie  rzucają się do naszych uszu wszelakie sygnały dnia, echa tygodnia ,gorące wiadomości , polityki na gorąco, szkiełka i oka i inne co tam panie w polityce. I nadal – świeże śniadanie, świeże wiadomości.

Herbata była posłodzona akurat tyle.  ile lubię. Na ekranie uśmiechnięta spikerka informowała mnie o świetlanych perspektywach naszej  gospodarki, kolejnym spadku czegoś tam złego przy jednoczesnym wzroście czegoś tam dobrego. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej mówiąc o zachwycie jaki u naszych przyjaciół zagranicą  wywołał nowy program nowego rządu, co go jeszcze nie ma, ale zaraz będzie. Znaczy – rząd będzie, a program, to się dopiero zobaczy, czy będzie. I w tym momencie pani spikerka uśmiech swój gwałtownie zgasiła informując, że właśnie dostała wiadomość, iż gdzieś, całkiem niedaleko coś  się stało. Nie wiadomo jeszcze co,  ale kolega reporter terenowy zaraz nam powie.

Bułeczki były chrupiące, ciepłe jeszcze. Pani spikerka wywołała kolegę reportera terenowego pytając go, co się stało i gdzie się to stało. On odczekał paręnaście sekund zanim jej pytanie do niego przez kosmos doleciało i odpowiedział,

Masło nie było zmrożone. Musiała je – pomyślałem – wyraźnie wcześniej wyjąć z lodówki. Smarowało się jak … no masło! Reporter powiedział, że właściwie nic się nie stało, chociaż wyglądało początkowe groźnie. Prowadząca program spoważniała jeszcze bardziej i pytała, czy reporter jest pewien, że zupełnie nic.

Szyneczka lekko uwędzona, świeżutka. Położyłem ją pieszczotliwie  na masełku. Reporter zapewnił, że nic się nie stało, a nawet to, że mogło się stać jest małą przesadą. Prowadzącej uwidoczniła się na czole pionowa bruzda. A może telewizor mi się psuje? Coś z tym obrazem, czy co?

- Czyli nie ma ofiar? – zapytała.

-Nie, nie ma ofiar – odpowiedział reporter.  – Nie ma ofiar, bo nie było żadnego groźnego zdarzenia.

Dopiero teraz zauważyłem, że obok talerzyka z wędliną stoi drugi. Z kwaszonymi ogóreczkami. Prowadząca dociekała, czy zatem ktoś ze świadków zdarzenia nie doznał obrażeń. Reporter mówił, że nie albowiem nie było zdarzenia, nie było świadków, a zatem kto miał czegoś doznać?

Ogórki zrobiła wspaniałe. Chyba dodawała czosnku. Były twarde i chrupiące.

Prowadzącej zmienił się tembr głosu. Mówiła teraz powoli, dwa tony niżej niż zwykle. Chyba, że to mi telewizor wysiada ? Cedząc słowa poprosiła kolegę reportera terenowego, aby spytał świadków (jednak świadków ? !), co czuli w tej dramatycznej sytuacji ?

Świadkowie okazali się absolutnie nieprzygotowani do udziału w środkach masowego przekazu. Pierwszy powiedział, że jest nietutejszy, drugi nie miał jeszcze pomysłu na kogo głosować, a trzecia z pań wykrzyczała do kamery, żeby tym seksualnie niezdecydowanym zabronić wchodzić do kościołów.

Kończyłem śniadanie. Zdjąłem dekielek z filiżanki z kawą. Jeszcze dymiła . Pani prowadząca upewniała się , że plama w kącie ekranu nie jest plamą krwi poczym zrezygnowanym głosem podziękowała (ale nie, jak zwykle, serdecznie) koledze reporterowi terenowemu. Opowiedziała jeszcze o skandalicznych, przestępczych aktach wandalizmu politycznego w wykonaniu  opozycji i już zamierzała kończyć poranne wiadomości  dawane, jak wszystkim było wiadome,  prosto z kraju kiedy dostała wiadomość, że inny  kolega redaktor ma dla nas sensacyjne wiadomości. Twarz jej natychmiast wypogodziła się, wzrok nabrał ostrości, mikrofon lekko podniosła gdyż cała jej sylwetka gwałtownie wyprostowała się. Głosem zdecydowanym zaprosiła na wizję owego redaktora.

Kawa była świetna. Gdzie ona ją kupiła ? To jakiś nowy gatunek! Przed kamerą stanął z kijkiem w ręku dyżurny meteorolog. Powiedział, że ma … tu zawiesił głos, a po chwili wykrzyknął … rewelacyjną, sensacyjną wiadomość. Oto – szanowni państwo – dzisiaj będzie pogodny dzień !

Dopiłem kawę. Zdało by się jakieś ciasteczko. Słonko za oknem świeciło już pełnym, zuchwałym blaskiem.

Czułem że dzisiaj musi się stać coś złego.

*****

WOJTEK OLEKSIEWICZ

KATARZYNÓW

MIAŁ

Wcale nie tak dawno temu

I zupełnie niedaleko

Żyła sobie mała myszka

Jadła serek piła mleko

Wino piwo oraz kawę

A czasami też herbatkę

I jak żadna inna myszka

Miała tak wspaniałą matkę

Że wokoło wszystkie myszy

Zazdrościły jej tej matki

I tak obie sobie żyły

Razem jak w doniczce kwiatki

Mama dbała o futerko

Swojej myszki o kaprysy

Wykształcenie ułożenie

Cały-świat dla jednej myszy

Najsmaczniejsze kęsy sera

Wszystko dla swojej królewny

Nawet piwo najmocniejsze

Choć tego nie jestem pewny

Myszka była doskonała

Żeby nie powiedzieć boska

I w tym wszystkim utwierdzała

Mocno ją matczyna troska

Spośród wielu swoich zalet

Jedną najważniejszą miała

Że jak żadna inna myszka

Doskonale wprost śpiewała

Miała głosik nie piskliwy

Jak to w mysiej jest naturze

Lecz starannie osadzony

Dźwięczny w dole mocny w górze

A sam środek tego głosu

Płynął jako Wisła płynie

Aż z zawiści zieleniały

Inne myszy myszoświnie

I żył kocur w okolicy

Taki trochę upasiony

Który szukał towarzyszki

Swego życia czyli żony

Aż któregoś dnia przechodząc

Nieopodal mysiej nory

Śpiew usłyszał i oszalał

Miauuu umizgi miauuu amory

Miauuby ale niemiauuu gdyż

Przecież to śpiewała mysz

Choć pisali już poeci

Miłość miłość nie wybiera

Ale żeby kocur w myszy

Się zadurzył o cholera

Tak więc łaził za tą myszką

Nawet kiedyś przyniósł kwiatka

Ona bardzo się wzbraniała

Bo co na to powie matka

Żoną twoją być nie mogę

Taki ślub przyniesie klapę

Jeśli bardzo chcesz to mogę

Z tobą żyć na kocią łapę

Cóż miauuuu zrobić biedaczysko

Przystał na mysi warunek

Utworzyli konkubinat

Żyli na wspólny rachunek

Całkiem nieźle im się wiodło

Nawet razem zamieszkali

Wieczorami pili piwo

Smacznym serem przegryzali

A nazajutrz rankiem myszka

Do roboty pomykała

Tam wręczali jej piosenki

Które po prostu śpiewała

Tak wspaniale to robiła

Że wszyscy się zachwycali

Jak ta myszka pięknie śpiewa

I pieniądze jej dawali

No po prostu było super

Ekstra życie bez kłopotów

Tylko kocur czegoś szukał

Tak już jest w naturze kotów

Że na miejscu nie usiedzą

Wiecznie niezadowolone

Dosyć miauu na kocią łapę

I wymiauuuczał sobie żonę

Moja myszka moja żona

Ślub się odbył bez przepychu

Bez zbytniego rozgłaszania

Skromny prosty ślub po cichu

No a później kotu z myszą

Przyszło żyć w małżeńskim stanie

- Czemu ty tak strasznie mruczysz

Ja nie mogę spać

- Kochanie

- Łapy umyj

- Przecież czyste

- Ale pełno w nich zarazków

I naniosłeś do sypialni

Na tych łapach mnóstwo piasku

Przestań chrapać oszaleję

Zrób coś bo do mamy wrócę

Więc jej kocur dzieci zrobił

Taki był przebiegły mruczek

No i żyli tak jak dotąd

Nic się wiele nie zmieniło

Tylko tych zarazków wszędzie

Jakby jeszcze więcej było

To mruczenie i chrapanie

Było nie do wytrzymania

I te z dziećmi obowiązki

Te karmienia te kąpania

To wstawanie przewijanie

I te wieczne kiciu myki

I tych kupek wywalanie

A do tego jeszcze siki

Wszystko robił jak należy

Albo nawet jeszcze więcej

Urobiony był po uszy

Ogon wąsy oraz ręce

Podaj przynieś zrób to zostaw

Wypierz oddaj pozamiataj

Otwórz piwo zamknij okno

Gdzie jest ser tata herbata

A gdzie miłość przytulenie

Pieszczotliwe sierściogłaski

Nic nie było tylko krzyki

Jęki piski wieczne wrzaski

Ot codzienność myszki razem

Tylko kocur w zapomnieniu

Odsunięty od miłości

Został gdzieś samotny w cieniu

I zmarkotniał włos mu zsiwiał

Zaczął łazić przygnębiony

- Czy ja właśnie tego chciałem

Czy-naprawdę chciałem żony

Inne koty gdzieś na płoty

Włażą i mrugają okiem

I marcują i harcują

I tak gonią rok za rokiem

I się byczą fajkę palą

Mleko piją i śmietanę

A ja nocą w ciemnym kącie

Do snu wtulam się w piżamę

Mojej myszki ukochanej

Której nie ma w tej piżamie

Bo gdzieś w drugim końcu domu

Z dziećmi śpi i śni o mamie

A ja gdzie jest moje miejsce

Tak bardzo bym tego chciał

Lecz się nie dowiemy czego

Bo powiedział tylko miauuu.

*****

ZBIGNIEW PIKUŁA

MAJKOWICE

Strefa

Poruszę temat wstydliwy,
by przerwać w końcu domysły,
dlaczegóż to przed wiekami
Wanda wskoczyła do Wisły.

I już Wincenty Kadłubek,
zamiótł pod dywan ten temat,
dlatego dzisiaj w narodzie
wciąż funkcjonuje ten schemat.

Że był to wielki heroizm,
czyn szczytny, patriotyczny,
i można o nim dziś pisać
nawet poemat liryczny.

Lecz powód był nieco inny,
zdradzę tu sekret wam cały,
co w gruzy zmieni legendę
i nie przyniesie nam chwały.

Za wdzięki pięknej Słowianki
zapłatą być miała gotówka
wszyscy myśleli, że w euro,
a zapłacono w złotówkach.

Warto więc zadać pytanie,
czy zaufania nam starczy,
by wpuszczać obcy kapitał
do naszych stref gospodarczych.

I czy się to nie powtórzy,
(aż strach tu o tym pomyśleć),
aby w efekcie tych fuzji
znów trup nie płynął po Wiśle.

Żarty z filmem w tle

Czasami się wydarzy,
że dzwoni ktoś dwa razy,
być może to listonosz
więc zdejmę choć biustonosz,
to może się odważy.

Raz dosyć spokojną rzeką
dryfował minister z teką,
co z tego tylko zasłynął,
że w wypowiedział popłynął
o jeden most za daleko.

Baca Leon, już wdowiec
rzec można zawodowiec,
od czasu do czasu
w sezonie wypasu
cenił milczenie owiec.

Kawałek za Poznaniem
skromnie ubrane panie,
drepcząc bez ustanku,
czekały na przystanku
na tramwaj zwany pożądaniem.

Rachunek prawdopodobieństwa

Rzekła suma do ilorazu
używając brzydkich wyrazów,
że do potęgi jest baranem
i scałkowanym wielomianem.

Iloraz na to rzekł tak: sumo
ty dodających wszystkich dumo,
odpowiedz jeśli chcesz być szczera
co wyjdzie gdy dodasz dwa zera.

Ósemka – suma odpowiada,
i czasem tak się właśnie składa,
że gdy spotkają się dwa zera
to i różnica się zaciera…

Jest przeświadczenie w pewnych kręgach,
że suma zer to jest potęga.
To polityczne koleżeństwo?
Cholerne prawdopodobieństwo!!!

Limeryki

Raz pewien mieszkaniec Iłży
przypadkiem panią nawilżył.
Tu wyjaśnić to muszę
stało się to w Przysusze,
gdzie teraz chodzi i lży.

W południe, pewną panią w Paryżu
zastał listonosz jeszcze w negliżu.
Miał dla niej owsa paczkę,
połóż na wycieraczkę
- usłyszał. Ja potrzebuję ryżu.

Pewna mecenas z Iławy
w sądzie w czasie rozprawy,
występując w todze
krzyknęła: dochodzę
- już teraz do sedna sprawy.

Studentka medycyny w Wilnie
anatomię wkuwała pilnie.
Wspomagał ją promotor,
a jeśli chodzi o to,
znajomość dosyć dobra – styl nie.

Oda do nalewki z tarniny

Kieliszek nieduży, a wspaniale służy,
choć w ustach gorzkawy jest posmak.
Z tej oto przyczyny z jagody tarniny
w mym sercu dziś budzi się wiosna.

I bukiet i smaczek, pomyśleć że krzaczek,
w przyrodzie piekielnie kłujący,
w miód w ustach się zmienia i dla podniebienia
w istocie jest taki kuszący.

Drugiego więc nalej na daremne żale,
bo raźniej się pójdzie im w parze.
A niechże żałują, którzy nie kosztują
co daje natura nam w darze.

Czasem dar natury, zakładam to z góry
nie zawsze jest dla nas stworzony.
Z tej oto przyczyny, ze słodkiej dziewczyny
ktoś cierpkiej doczeka się żony.

Fraszki nie z tej ziemi

Epitafium rolnika

Strasznie jałowo tu,
dorzućcie azotu.

Nagrobek posłów

To nagrobek posłów
co stanęli na głowie,
by móc tu leżeć razem
bo byli po słowie.

Nagrobek dziwki

To nagrobek dziwki
tak chętnej z natury,
że go obcasami
podnosi do góry.

Nagrobek laborantki

To nagrobek laborantki Elizy
w wazonie mocz do analizy

Nagrobek muszli klozetowej

Tu leży porcelana
doszczętnie spłukana.

Epitafium woreczka żółciowego

Odnoszę wrażenie,
że to znów kamienie.

Digg this!Dodaj do del.icio.us!Stumble this!Dodaj do Techorati!Share on Facebook!Seed Newsvine!Reddit!Dodaj do Yahoo!

Komentowanie wyłączone.