UTWORY WYRÓŻNIONE DRUKIEM W XIV OGÓLNOPOLSKIM KONKURSIE SATYRYCZNYM „O STATUETKĘ STOLEMA” 2018 CZĘŚĆ IV
XIV OGÓLNOPOLSKI KONKURS SATYRYCZNY
„O STATUETKĘ STOLEMA” 2018
UTWORY WYRÓŻNIONE DRUKIEM
TADEUSZ CHARMUSZKO
SUWAŁKI
FRASZKI
Z NOTATNIKA PRACOWNIKA
Kierownik-szufla
Fajną ma robotę:
Miesza innych z błotem.
Kierownik-ślimak
Z trudem i mozołem
Ze stołka na stołek.
Kierownik-bliźniak
Typ jest podobny,
Zdaniem gawiedzi,
Do tego pana,
Co w spodniach siedzi.
Kierownik-sztampa
Wzorców cała gama
Powszechnie jest znana.
On bazuje na dwóch:
Osła i barana.
Kierownik-figurant
Byłby zupełnie niczym,
Gdyby nie pracownicy.
Kierownik-sędzia
Jest zawsze skory
Rozstrzygać spory
W sposób przykładny.
Kto winien? Podwładny.
Kierownik-gniot
Taki z niego tłuk,
Że aż zwala z nóg!
Kierownik-lewus
Ma dwie lewe ręce,
Do tego… nic więcej.
Kierownik-zwierzę
Oczu wam nie mydlę,
To jest zwykłe bydlę!
Kierownik-zapaśnik
Każdą firmę w sposób gładki
On rozkłada na łopatki.
Kierownik-rogacz
W pracy szalenie ważna persona,
Tylko o rogi musi dbać żona.
Kierownik-mechanik
Dokręca śrubę,
Bo sam jest bubel.
Kierownik-tchórz
Niczym bóg gromowładny…
Za plecami podwładnych.
Kierownik-rutyniarz
To samo w kółko,
Panie Pierdółko!
Kierownik-kleszcz
Lato i zima
Stołka się trzyma.
Kierownik-pijawka
Prosta jego jest taktyka:
Wyssać soki z pracownika.
Kierownik-specjalista
Z certyfikatem, więc pewność mamy,
Że to jest debil patentowany.
Kierownik-tancerz
Postać z tego względu bliska,
Że wciąż depcze po odciskach.
Kierownik-drań
Niezłe ladaco,
Jeszcze mu płacą!
Kierownik-dżokej
Znany w całym powiecie
Z jazdy na cudzym grzbiecie.
Kierownik-obrońca
Podziwu godne starania
I ten nadludzki wysiłek,
Z jakim zwykł w pracy ochraniać
Niezwykle dzielnie… swój tyłek.
Kierownik-kłusownik
Lubi we wnykach
Mieć pracownika.
Kierownik-chwalipięta
Efekt w pracy: byk za bykiem,
Więc przechwala się wieczorem,
Bez mrugnięcia choćby okiem:
„Czuję się torreadorem!”
Kierownik-boa
Z powodu błahego
Dusi podwładnego.
Kierownik-widmo
W dzień beztroski on się zjawia,
Po kątach wszystkich rozstawia,
A jak problem jest głęboki,
Szybko bierze dupę w troki!
Kierownik-lawirant
Pomiędzy stołkami
Pracą się nie splamił.
Kierownik-węgorz
Śliski temat?
Już go nie ma!
Kierownik-alchemik
Swoim talentem
Wiele osiąga.
Czego się dotknie,
Zamienia w tombak.
Kierownik-matematyk
Udział bierze
W zer karierze.
Kierownik-mim
Mina wciąż sroga
Jak u buldoga.
Kierownik-wczasowicz
Całymi dniami leży na plaży,
Jakby zamierzał jaja usmażyć.
Kierownik-bokser
Za innych plecami
Wywija pięściami.
Kierownik-uzdrowiciel
Zdrowie mistrz polepsza,
Po nim tylko sepsa!
Kierownik-etatowiec
Bilans po latach:
Szmata.
Kierownik-ideał
Niejeden pewnie jest ideałem,
Ale takiego ja nie spotkałem.
JAROSŁAW ZARĘBA
ŁÓDŹ
KROKI W CHMURACH
To były lata 90-te. Koniec
a może i
początek
zerowych. Mam jeszcze maszynę
do pisania i piszę na niej
wiersze. W kolorze
Przekwitłych pomarańczy.
Maszyna jest.
MTV już zakodowali, ale
nic nie jest jeszcze
odległym
wspomnieniem.
Studiuję filologię
polską. Zamierzam jak Wojaczek
co nie całkiem się udaje.
Wariantu awaryjnego
nigdy nie miałem.
Tymczasem jestem
na pierwszym roku. Na Kościuszki.
Idę na zajęcia
(chyba gramatyka opisowa
bo
wolno idę).
Podchodzi koleżanka, mówi:
- Jarek, mam talon
na obiad w studenckiej
stołówce.
(wygrała chyba konkurs
radiowy)
Jest tylko do dziś ważny.
A ja dziś nie mogę,
może ty chcesz?
Pierwsze i drugie.
- Ale ja nigdy
nie jem dwóch naraz –
mówię
bo szkoda żeby się zmarnowało.
Zaraz jednak w głowie rodzi mi się niecny
plan.
,,Dam radę, daj.” Podziękowałem i
poszedłem
na kolejne piętro, na którym była
dziewczyna, co mi się podoba. Mnąc talon
zapytałem:
,,Pójdziesz ze mną
na obiad?”
Po dotarciu na miejsce
okazało się, że jest już tylko
pierwsze.
Zupa cytrynowa.
Ale dostałem dwie.
Nie mogłem wyjść
Z podziwu – jakie gówno.
Ale jadłem.
Z miną pokerzysty.
,,Źle wyglądasz. Nie smakuje ci?”
,,Skąd. Tylko to pierwszy raz
jak jem zupę
cytrynową i muszę się
oswoić”
Los się kiedyś odmieni – myślę sobie, a nawet
żalę się do Boga. (w którego wtedy jeszcze chyba
wierzę po kryjomu).
Więc zjadamy. A wtedy ona pyta
,,Idziemy do mnie?” – zgodnie
z planem.
Więc jednak.
Mieszka w akademiku, to dwa kroki.
Od łóżka
dzieli nas już tylko parę
pięter
i pani
w portierni.
Więc jesteśmy już.
Na górze, siadamy
na jej łóżku.
twarzą w twarz.
Jak w piosence Iggy Popa
i już niemal czuję
Ten burning sand.
I wtedy dostrzegam
na szafce
oprawione
wielkie
zdjęcie dziecka.
,,To ty
jak byłaś mała?”
pytam, choć
czuję pismo
nosem.
,,Nie. To mój chłopak”.
Jest teraz w wojsku.
Diabeł podkusił.
Więc siedzimy i
rozmawiamy.
O nadchodzącej sesji. Innych
sprawach.
Mówi, że filologia polska
została chyba
stworzona dla takich jak ja.
Mija godzina.
Druga
dziewczyna zjawia się.
Współlokatorka znaczy.
Podnoszę się
Na powitanie.
Ale ona
nawet nie patrzy.
,,Nie musicie
sobie przeszkadzać” – mówi tylko.
Siada na swoim łóżku.
Zmierzcha już.
Zaczyna
Malować paznokcie u stóp.
BEATA MUSZYŃSKA
SZCZECIN
Krótka rozprawa z zepsutym światem i obyczajami
Miły wójcie, cóż się dzieje
Aboć sie ten świat z nas śmieje
Wszak to my są lud wybrany
I przez Boga ukochany
A oni chcą rządzić nami
Prawymi chrześcijanami
Lecz nie bójcież, Bóg nam sprzyja
Trójca Święta i Maryja
Toć nie wiecie, że Maryja
Tak naprawdę Polką była
W Polsce syna urodziła
Wiem, bo słuchałam Radyja.
Tylko Żydy i masony
Co świat przez nich jest rządzony
Historyję tę zmienili
I w to wszyscy uwierzyli.
Albośmy to jacy tacy
Przecież my – to są Polacy
Najważniejsi w Ziemi całej
W grzechu pychy unurzanej
Śmieje sie z nas świat ten cały
Te lesbijki i pedały
Związki grzeszne wprowadzają
I małżeństwem nazywają
A toć chłop – mąż, baba – żona
Prawda to jest objawiona
Od początku świata tego
Porządku naturalnego
Jak se nieraz mąż popije
To dzieci i żonę bije
Lecz ją w łóżku wyrychtuje
I potomkiem obdaruje
Świętą sprawa jest małżeństwo
Ono ma błogosławieństwo
A jak chłop baby nie bije
To jej wnet wątroba zgnije
Baba sama nieudana
Bo musi mieć w domu pana
Wszak my kobitki som głupie
Zginiem bez portek w chałupie
Jak w rodzinie źle się dzieje
To się tylko módl w kościele
Ale nie myśl o rozwodzie
Boć to zło, które jest w modzie
Miły wójcie kończyć muszę
Bo się tu za bardzo wzruszę
Zaraz idę do spowiedzi
Bo mi coś na duszy siedzi
Choć ja przecie religijna
Pobożna, radiomaryjna
Plotek i obmów nie szerzę
Za Radio wznoszę pacierze.
Myślę sobie, że ja w niebie
Będę mieć miejsce dla siebie
Z prawdziwymi Polakami
Szczerymi katolikami
Po prawicy będziem Boga
Gdzie święci i Matka droga
A te wszyćkie antychrysty
Pójdą w ogień wiekuisty.