Główna » Różne, WSZYSTKIE WPISY

UTWORY WYRÓŻNIONE DRUKIEM W XIII OGÓLNOPOLSKIM KONKURSIE SATYRYCZNYM „O STATUETKĘ STOLEMA” 2017 CZĘŚĆ II

Autor: admin dnia 13 Grudzień 2017 Brak komentarzy

XIII OGÓLNOPOLSKI KONKURS SATYRYCZNY

„O STATUETKĘ STOLEMA” 2017

UTWORY WYRÓŻNIONE DRUKIEM

ANNA KAROLEWSKA

Szczecinek

Kopernik była kobietą

Ja mam dowód na to kochani,
Że Kopernik to była pani,
Bo który mężczyzna latami
Patrzy w niebo usiane gwiazdami?
Bystre oko męskiego estety
Sięga po te najbliższe planety.
W najdrobniejszym nawet szczególe
Widzi tylko konkretne półkule.
W świecie samczej anomalii
To półkule poniżej talii.
Ja mam dowód na to kochani,
Że Kopernik to była pani,
Bo który mężczyzna latami
Patrzy w niebo usiane gwiazdami?
Jego gwiazdy to oczy Grażyny,
Majki, Jolki, Doroty, Lucyny.
Męskie oko się wyżej nie wznosi.
Poza wydech i wdech Anki, Zosi.
Wstrzyma słońce i ziemię obróci
Ktoś, kto wstrzymać nie urnie swej chuci???
Ja mam dowód na to kochani,
Że Kopernik to była pani,
Bo który mężczyzna latarni
Patrzy w niebo usłane gwiazdami?
Celem samca jest jedno słońce,
To kobiety ciało gorące.
On to ciało wzrokiem rozbiera,
I pożera, pożera, pożera.
Tak łapczywie, pazernie, w amoku,
Jakby nie jadł co najmniej od roku.
Ja mam dowód…

Seksmisja

Dosyć siostro już ciała nękania,
Odchudzania i odsysania.
Dość liftingu i upiększania
Dla potwora, dla samca, dla drania.
Tobie ciążą jak głaz silikony
A on w cudze dekolty wpatrzony.
Zbawienna siła promieni
Świat kobiety w idyllę przemieni.
I przykróci męskiego despotę
O szczególik nieznaczny, o jotę.
Promień beta, jak gilotyna
To i owo mu poobcina.
Promień alfa, gama, betakobieta,
kobieta, kobieta…
Już nie będziesz trzepotać rzęsami
I podniecać go koronkami.
Bo ty taka milusia kokotka,
Kizia-mizia, żabusia i trzpiotka.
A on macho wciąż pierwszy na mecie
Z pustym kontem i dziurą w skarpecie.
To już koniec żałosnej gry wstępnej,
Samczej furii, zazdrości podstępnej,
Ich pretensji, o byle co złości,
Pakowania w bicepsy męskości.
My do władzy jesteśmy stworzone
Rodzaj żeński, wyłącznie ONE.
Zbawienna siła promieni…

AGNIESZKA SAWICZ

Witkowo

Miesiąc z życia żołnierza
1.06.
Początki w nowej jednostce nigdy nie są łatwe. Pokój 2×2
metry, w którym mieszczą się trzy osoby, oberwane drzwi od szafy,
jeden komputer bez obudowy. Ale zapisaliśmy się dziś na tablice
korkowe, podobno jesteśmy drudzy w kolejce, podobno ma taki
jeden kapral, ale dziś ich nie dostaniemy, bo skręcił sobie mogę na
wuefie i nie może wejść do swojego pokoju.
4.06.
Dowódca zapowiedział, że jesienią chyba dostaniemy
komputery. Przetargu co prawda nikt nie rozstrzygnął od dwóch lat,
ale kto wie, może w tym roku się uda…?
Zaliczyłem szkolenie BHP, samo w sobie szkodliwe
dla zdrowia, bezpieczeństwa i higieny pracy, za to szkoleń
przeciwpożarowych nie było, choć musieliśmy podpisać, że się
odbyły. Instruktor leży na plaży w Afryce.
Reszta dni mija spokojnie. Major pisze jedno pismo,
chorąży próbuje rozpracować działanie zdobycznej taśmy przylepnej
dwustronnej i metrowej linijki, żeby wkleić coś do dzienników zajęć,
a ja czytam książkę. Podobno mamy bardzo dużo pracy. Ile – nikt
nie wie, bo plan pracy gdzieś zginął. W sejfie go nie ma. Za to jest
żelazko.
9.06.
Major musi poprawić swoje rozkazy, bo przełożony
stwierdził, że „zbyt dosłownie pan major potraktował wytyczne”.
Tłumacząc na polski – po prostu je przepisał.
Tworzenie planu zajęć odłożyliśmy na później uznając,
że skoro termin oddania dokumentu minął w ubiegłym roku,
powinniśmy chyba zdążyć. Na razie do dyspozycji mamy plan z
zaprzyjaźnionej jednostki. Postarali się i napisali go na rok bieżący,
ale z datami z lat poprzednich. U nich nikt się nie dopatrzył, może i u
nas na takie drobiazgi nie będą zwracać uwagi? Tam nawet nikomu
nie przeszkadzało, że wojsko wciąż świętuje rocznicę wybuchu
Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej.
11.06.
Dziś najważniejszym zadaniem było znaleźć kogoś, kto
naprawi nam zamki w drzwiach, zaistniała obawa, że zatrzaśniemy
się tu kiedyś na amen. Udało mi się dość szybko ustalić, że w tej
sprawie należy zgłosić się do pokoju numer 17.
- Nowaka szukam, chorążego, dzień dobry – przywitałem się
grzecznie.
- Nie ma go i w tym tygodniu nie będzie. A o co chodzi? –
zainteresował się postawny mundurowy.
- Eh, to my nie wejdziemy do pokoju, bo nam się zamki rozleciały…
- jęk zawodu wydarł się z mojej duszy, a żołnierz odwrócił się,
przybierając dobrotliwy wyraz twarzy.
- Może coś poradzimy – oznajmił pocieszająco. – To ja jestem
Nowak, tylko, że w tym tygodniu mnie oficjalnie nie ma – wyjaśnił,
lecz zanim przystąpiliśmy do omawiania warunków naprawy w
drzwiach pojawił się kapitan z pytaniem o lodówkę.
- Przydałaby się, bo kopiemy norki w ziemi – wyjaśnił.
Nowak kiwnął głową i chwycił telefon:
- Witam panie pułkowniku… To, co ostatnio załatwiałem, przydaje
się? No to się bardzo cieszę. Wie pan co, trzeba tu pomóc jednemu
kapitanowi… Lodówkę potrzebuje. Potrafimy się odwdzięczyć…
Co? Tak? Aha… No to w przyszłym tygodniu odbierzemy. Dziękuję
panie pułkowniku!
Po czym zwrócił się do nas:
- Załatwione.
14.06
Odnalazły się wytyczne do rozkazu, które wczoraj zgubił
pułkownik. Twierdził, że dał je naszemu majorowi, ten klął się na
wszystkie świętości, że nie miał ich w ręku. Poza tym zresztą też
klął. Ostatecznie, po trzykrotnym przekopaniu budynku, wytyczne
znalazły się u majora Kowalika, pod stertą papierów. Kto je tam
położył nie wiadomo – w każdym razie na pewno nie pułkownik.
Pułkownik nie mógłby popełnić błędu.
Losami pilnego telegramu już się nie zajmujemy, bo jest
pilny na następny tydzień. Jak się tymczasem okazało, dziś mieliśmy
przekazać zgodę na wejście zagranicznej delegacji na lotnisko.
Kiedy dostaliśmy stosowne pismo z Warszawy delegacja była od
kilkunastu minut witana na pasie startowym. Odpuściliśmy więc i
zgodę. Skoro już weszli nie była im przecież potrzebna.
15.06.07
Na terenie jednostki stoi magazynek – trzy ceglane
ściany, drewniane drzwi i dach z blachy nie pierwszej świeżości.
Powyginane toto i blachy od dawna nie przypomina i pech chciał,
że trafiła nam się inspekcja. Pułkownik inspektor zwrócił się z
zapytaniem rzeczowym i konkretnym:
-„A co to jest? – i wskazał na dach.
Major nie stracił konceptu:
- Melduję panie pułkowniku, że jest to specjalna blacha szwedzka,
porowata i falowana, która pod wpływem ciepła uwalnia dodatkowo
swoje właściwości.
Pułkownik pochwalił nas za innowacyjność.
18.06.
Analizujemy tabelę zagrożeń dostarczoną przez starostwo
powiatowe.
- Muzeum wiejskie? Chyba nie stanowi zagrożenia?! – dziwi się
major, ale chorąży zgłasza już inne wątpliwości:
- 100 strat osobowych bezzwrotnych i 20 do rehabilitacji w zakładach
przetwórstwa ziemniaczanego, a tylko 7 w zakładach azotowych?!
Dlaczego?
- Może tam ziemniaki na spirytus przetwarzają, bo chyba nie sadzą i
nie patrzą jak rosną? Patrzenie szkodliwe nie jest, a jak się zachleją…
- zasugerowałem.
19.06.
- Wiecie co, chyba nam dadzą telefon z wyjściem na numery cywilne.
Będziemy mieć darmowe impulsy. Może nawet sześć! – ucieszył
się major.
- To prawie tak dobrze jak w poprzedniej jednostce. Mieliśmy do
wydania 5 złotych na miesiąc. Na dwóch – chorąży uśmiechnął się
do swoich wspomnień.
20.06.
W ramach nagrody pojechaliśmy na pokazy lotnicze,
występowała grupa Amerykanów na F-16. Jak zapowiedział
prowadzący imprezę, był to zespół dziewięciu maszyn i ośmiu
pilotów. Zdolne bestie, u nich jedna osoba pilotuje dwa samoloty.
Pozazdrościliśmy kolegom wyszkolenia.
28.06.
A u nas dziś wizyta generalicji, major nadzoruje kuchnię:
- Stasiu, dolejcie wody do zupy, bo generałowie też będą jedli… No
nie wiem, z sześć litrów? Smak żeby miało… – prosi, po czym ze
zbolałą miną sięga po kawę i sugeruje, że czas zmienić wodę rybce.
Na nieśmiały protest chorążego, że nie wolno tego robić
w godzinach pracy odpowiada, że wolno, bo to rybka wojskowa.
- Wojskowa nie, nie jest na etacie. Etat był na różową, a ta jest
niebieska – prostuje chorąży.
Zaczynamy kolejny dzień pracy.

MAREK DUDZIŃSKI

Radom

Sznurek *
* utwór zawiera złośliwe lokowanie produktu innego niż sznurek

Na moje nieszczęście ktoś mi powiedział, że jest taki konkurs „Pisanie jest dobre na chandrę” i dałem się nabrać, że to niby działa.

Chandra, chandra – to chyba takie coś, czym z nudów zajmują się bogaci lub dobrze urodzeni ludzie? na przykład arystokracja? celebryci? ale niech tam, powiedzmy że pospolite wpienienie,  wkurzenie i normalne zdołowanie mieści się w kategorii. Wszystko jedno – mam pełne, konstytucyjne prawo zarówno do chandry, jak i do jej pokonania. Równość! O to walczyły całe nasze pokolenia dziadów. Ojców. (Lepiej brzmi).

Jasne, że zdawałem sobie sprawę, że nie każde pisanie będzie „dobre na chandrę”. Z pakietu możliwości od razu odrzuciłem pisanie sprawozdania w pracy, bo takie coś nikomu normalnemu nie może zrobić dobrze, no i nawet palcem nie kiwnąłem. Ale już nad pisaniem donosu na sąsiada chwilę się zastanowiłem. To by było coś – tylko czy donos wywoła pożądane skutki? Jeśli sąsiad i tak nie  pójdzie siedzieć (w sumie to ja łajzę tylko podejrzewam, ale za brudną łapę nie złapałem), to zamiast balsamu dla duszy będzie jeszcze większy stres. Odpada.

Poszukajmy gdzie indziej. W mojej sytuacji praktyczniej byłoby napisać do sądu skargę na czynności komornika, no ale za taką przyjemność trzeba zapłacić stówę, a sąd i tak odwali, za to komornik się wkurzy i nie dość, że zajął mieszkanie, skonfiskuje mój namiocik. Co prawda jest to tylko namiot plażowy, przed zimą i tak planowałem nabyć coś, co ma wszystkie ściany i suwak, ale za co kupię? No nie, takie pisanie też nie ma przyszłości.

To może wreszcie zmaterializować swoje marzenie? Już dawno miałem zamiar na frontowej ścianie mojego banku napisać wołami: „Oddajcie moje pieniądze, (…)” i tylko zastanawiałem się nad stosownym określnikiem, bo „złodzieje” absolutnie nie wyczerpuje zagadnienia. Ale nie ma jednego słowa, które oddałoby istotę rzeczy w całości. Trzeba byłoby pisać i pisać. A im dłużej piszesz, tym szybciej przyjedzie policja. Odpada.

Coś krótszego… Już wiem! Na samochodzie dyrektora napiszę „Głupi kutas”, albo zamiast „kutas” ujmę to bardziej lapidarnie, mniej liter będzie. Tylko jakie „ha” – samo, czy „cecha”? Gdybym to wiedział na pewno, w sumie wystarczyłby sam skrócony kutas, że tak się wyrażę, tylko czy wolno ryzykować ewentualny błąd ortograficzny, gdy się pracuje na Wydziale Humanistycznym? A jeśli dziekan mnie przyłapie podczas procesu twórczego? Ta gnida nic nie ma do roboty i ciągle gapi się w okno. No i czy tak krótkotrwałe pisanie okaże się wystarczające, żeby odnieść sukces w walce z chandrą? Być może trzeba nawalić kilka tysięcy znaków, żeby zadziałało.

I wtedy przyszło olśnienie. Opiszę swój przewód myślowy i wyślę na konkurs, chandra zniknie na skutek pisania, ja wygram, wezmę kupę kasy, opchnę namiocik plażowy i kupię normalny, ponadto na jakieś dwa miesiące urozmaicę sobie menu i oprócz płatków owsianych będę kupował pasztetową albo mortadelę!

…Niestety, w regulaminie konkursu przeczytałem, że: laureaci zobowiązani są do osobistego odbioru nagród podczas podsumowania konkursu, laureatom nieobecnym podczas rozdania nagród zostaną przesłane tylko nagrody honorowe – dyplomy,a organizator nie zapewnia zwrotu kosztów podróży i noclegu. Wszyscy dobrzy ludzie, którzy mogliby pożyczyć mi pieniądze, już dawno to zrobili i teraz to ja powinienem im oddać. Szach i mat. A impreza jest w… Oświęcimiu. Samochód u komornika, rower w lombardzie, hulajnoga na Allegro, a wrotki dostał chrześniak na prezent ślubny. Klapa. Pięćset kilometrów stąd, nie mam szans, nie dojdę. Oczywiście za daleko, żeby bez biletu skutecznie kryć się przed konduktorami przy pięciu przesiadkach. I jeszcze ten Oświęcim! Od razu ciężar historii mnie przygniótł. Jaka chandra? Teraz to już skrajna deprecha! Dość. Koniec z tym!

Ponieważ trudno jest skutecznie powiesić się w namiociku plażowym, wziąłem sznurek i udałem się pod najbliższe drzewo, tam jednak dorwał mnie komornik i dokonał egzekucji. Nie, nie – mam na myśli, że zajął mi sznurek. „Dobrze, że nie wieszam się w namiocie, bo też by mi zajął” pomyślałem przytomnie.

– Widzę, że ma pan namiocik plażowy – mówi komornik. – Doskonale. Zajmujemy.

Pisanie jest tak dobre na chandrę, jak surowe ziemniaki na gorączkę. Chcesz – i masz. Skutek gwarantowany. A zamiast dyplomu przyślijcie mi porządny sznurek.

K o n i e c

PS. Nie przysłali.

Digg this!Dodaj do del.icio.us!Stumble this!Dodaj do Techorati!Share on Facebook!Seed Newsvine!Reddit!Dodaj do Yahoo!

Komentowanie wyłączone.