UTWORY WYRÓŻNIONE DRUKIEM W XII OGÓLNOPOLSKIM KONKURSIE SATYRYCZNYM „O STATUETKĘ STOLEMA” 2016 CZĘŚĆ I
XII OGÓLNOPOLSKI KONKURS SATYRYCZNY
„O STATUETKĘ STOLEMA” 2016
UTWORY WYRÓŻNIONE DRUKIEM
GRZEGORZ LEWKOWICZ |
Pociąg do normalności
Od dnia powstania „Solidarności”
toczy się pociąg do „Normalności”.
Niestety, stracił na przyśpieszeniu,
przez nieporadność załóg w rządzeniu.
Gdy pociąg z gdańskiej wyruszał stacji,
wiózł pasażerów do „Demokracji”.
Ci zaś do celu nie dojechali,
bo o miejscówki się posprzeczali.
Aby pieniądze zdobyć i sławę,
„desant” zrobili wnet na Warszawę.
W rządzie zajęli wszystkie fotele…
- jak widać władza była ich celem.
„Dawny kierownik” tego pociągu,
dziś liczy zera na swym wyciągu.
Co go obchodzi Polaków życie,
gdy on sam pławi się w dobrobycie.
Też obłowili się „konduktorzy”,
dzisiaj „sejmowych bubli” autorzy.
Choć biorą bardzo wysokie diety,
to wciąż się tylko kłócą niestety.
Kiedyś walczyli, burzyli mury,
w nagrodę mają dziś synekury.
Zapominają więc o Narodzie,
co wegetuje w nędzy i głodzie.
Nepotyzm rządzi w każdym urzędzie
i kolesiostwo pleni się wszędzie.
„Mordo ty moja” — to powitanie,
które stosują od lat ci dranie.
Do stacji „Wolność” pociąg wciąż jedzie,
choć szlak przez trudne tereny wiedzie.
Dobrobyt jest dziś Polaków celem,
nie chcą jeść szczawiu i mirabelek.
Podobno Polska Kolej Państwowa,
chce przyśpieszenie nam zafundować.
Z nią dogonimy świat i Europę…
- bo do tej pory brniemy podkopem.
Rodacy wrócą z całego świata,
ze swej tułaczki po wielu latach.
W kraju znów będzie praca dla ludzi…
- niech tylko rząd się w końcu obudzi!
Abonament telewizyjny
Gdy Paweł Nipkow — Kaszub z Lęborka,
wynalazł „Tarczę Nipkowa”,
wnet z niej prototyp telewizorka,
sprytny Szkot John Baird zbudował.
Przez bardzo cenny ten wynalazek.
dziś mamy telewizory,
które wprawiają widzów w ekstazę,
przez artystyczne diaspory.
Co życie warte byłoby dzisiaj,
bez słynnych polskich seriali.
Bez „Klanu” nikt by nie poznał Rysia,
i Mroczków byśmy nie znali.
TV jest dzisiaj fabryką hitów,
są w niej talentów odkrycia.
Dzięki niej znamy też celebrytów,
co uczą nas stylu życia.
Przez patent Bairda oraz Nipkowa.
można przebierać w programach.
Gwiazdom nie grozi już śmierć głodowa,
bo dorabiają w reklamach.
Za darmo w domach są festiwale,
i gwiazdki z Dodą na czele.
Babcia z fotela nie wstając wcale,
mszy wysłuchuje w kościele.
W TV lansują się celebryci,
miernota ma protektora.
Do widzów mizdrzą się hipokryci,
by zdobyć głosy w wyborach.
Niestety rzadziej w telewizorze,
jest film lub dobra muzyka,
a coraz częściej „pożal się Boże”,
komercja i polityka!
Ludzie nie płacą abonamentu,
prezesów bolą więc głowy.
Jak prezenterzy znani z talentów,
przeżyją z pensji głodowych.
___________________
Tarcza Nipkowa – wynalazek z 1884 roku, urodzonego w Lęborku Pawia Nipkowa który w ogromnej mierze przyczynił się do rozwoju telewizji. To urządzenie służące do mechanicznej i syntetycznej analizy obrazu.
Grubasy jadą na wczasy
W Jastrzębiej Górze
sztormy i burze,
urlopy kończą turyści.
Teraz na wczasy
jadą grubasy…
- przepraszam bardzo, puszyści.
Pizzy smakosze
oraz piwosze
młodzież, mężczyźni, kobiety.
Nadwagę mając
tu przyjeżdżają,
zgubić sylwetkę atlety.
Kto ma odwagę
zrzucić nadwagę
i płuca nasycić jodem,
Bałtyckie Morze
chętnie pomoże,
przez turnus zmienić urodę.
Kto dużo płaci
ten szybciej traci,
sadełka zbędne zapasy.
A więc łasuchy
i łakomczuchy,
by schudnąć, nie skąpią kasy.
Rozwódka Krysia
co lubi ptysia,
z podwójną bitą śmietaną.
I panna Ada co sama zjada,
dziesięć sadzonych jaj rano.
Blondynka Róża
co jak odkurzacz,
z lodówki pochlania wszystko.
Nawet pan Władek
co przez przypadek
utył, bo miał stanowisko.
Jest pani Janka,
pulchna barmanka,
wraz z szefem kuchni z kasyna,
oraz tyjąca
gdzieś od miesiąca,
bardzo naiwna blondyna.
Flora – kwiaciarka
znana handlarka,
co stragan ma w Gdyńskiej Hali.
A z nią tancerka
i striptizerka,
gwiazdeczka nocnych lokali.
Znana z kariery
gwiazda opery,
mistrzyni koloratury
i prokurator,
jej adorator
- miłośnik Jastrzębiej Góry.
Jest też pan Felek
- ksywa Kufelek,
smakosz znanego browaru
i dwaj obwiesie
- jego kolesie,
bywalcy piwnego baru.
Ci gentlemani
każdej jesieni,
od lat już tu przyjeżdżają.
Bo oprócz piwa
jak w życiu bywa,
puszyste panie kochają.
W ramach kuracji
tuż po kolacji,
zaczyna się dyskoteka.
Nim świt nastanie
panów i panie,
ruchowa terapia czeka.
W dzień instruktorzy
gonią nad morze,
po klifie tam i z powrotem.
Potem spacerek
albo rowerek,
jeżeli ktoś ma ochotę.
Jesień nie lato,
więc za opłatą
jest kryty basen w „Hutniku”.
Kto nie ma forsy
może jak morsy,
kąpać się w zimnym Bałtyku.
Kierownik wczasów
mami grubasów,
co sami schudli niewiele,
by się cieszyli
bo odchudzili,
w Jastrzębiej Górze portfele.
Każdej jesieni,
nieodchudzeni
przeważnie wracają z wczasów.
Nadwagę mają
więc odwiedzają
„Klub Kwadransowych Grubasów”.
Przyjaciel żony
też otłuszczony,
będąc w tym klubie usłyszał,
że politycy
z klubu lewicy,
chcą mieć sylwetkę Kalisza.
Jeśli polityk
ma gabaryty,
to budzi tym zaufanie.
Świadczy niezbicie
o dobrobycie…
- za co kochają go panie.
Dziś odchudzanie
można ich zdaniem,
zrobić jedynie w kościele,
bo politycy
z dawnej lewicy,
schudli, więc znaczą niewiele.
Kolejne rządy
mają poglądy,
że społeczeństwo jest grube.
O naród dbają
więc odchudzają,
wciąż przykręcając mu śrubę.
Chlebem i wodą
wielu narodom,
udaje się egzystować.
A ci Polacy pazerni tacy,
szyneczkę chcą konsumować.
Ustawą z góry
emerytury,
zamrozi się na lat parę.
Bo starych ludzi
trzeba odchudzić,
tak by nie byli ciężarem.
Szansa jest wielka,
schudną jak Belka,
ten rząd nas wszystkich odchudzi.
Nie będzie wczasów
już dla grubasów,
bo grubych nie będzie ludzi.
Chyba, że era
wróci Millera,
to może Naród pożyje.
Tak jak za Sasa
popuści pasa
i od obietnic utyje!
BARTŁOMIEJ BILL
Wielkomiejskie dziewczyny
Znałem z Warszawy cudną panią.
Głód czuję na myśl o jej wdziękach.
Lata czekałem w kuchni na nią,
ale siedziała wciąż w Łazienkach.
Później sądziłem, że w Krakowie
dziewczyna wyjdzie mi na zdrowie.
Nie minął chyba nawet rok –
ktoś porwał mi ją… Może smok?
A jeszcze inna, z Łodzi rodem,
wzięła mnie na głęboką wodę.
Z Łodzi skoczyła w bok, za burtę,
by w siną dal odpłynąć z nurtem.
Więc pytam się panny w Szczecinie,
czy razem ze mną w rejs popłynie.
Lecz ta z kolei, ku mej złości,
stoczni złożyła ślub wierności.
Niebawem znów zrzedła mi mina,
a serce przeszył nieznośny ból.
Tym razem miła ma z Lublina
rzekła, że jestem za mało KUL.
A inne usta w Katowicach,
co smak miały niezwykle słodki,
szeptały coś w świetle księżyca,
ale nie zrozumiałem godki.
Nagle świat zafalował w Gdyni
przez pewne skąpe dość bikini.
Drink kruszyć lody miał w ten upał…
Niestety, schłodził ją, mnie – spłukał.
Wreszcie cieszyłem się sielanką
z pewną uroczą Poznanianką.
Wystąpił jednak problem taki:
wolała pyry, ja — ziemniaki.
Bilansem mocno zawiedziony
na wieś wyruszam szukać żony.
Sen o młodych konduktorkach
Znam sprawdzony sposób na kiepski humorek –
pomaga mi widok młodych konduktorek.
Ich usta potrafią ukoić w niedoli,
szepcąc mi do ucha: „Bilet do kontroli”.
Z tych marzeń usnąłem i we śnie zwrotnicę
trąciłem, a pociąg ruszył za granicę.
W tym miejscu właściwa podróż się zaczyna –
pociąg punktualnie wyruszył z Berlina.
W konduktorkach z Niemiec nie dostrzegłem zalet,
bo krzyczały w kółko: ,Deutschland uber alles!”.
A jedna z nich nawet – rzecz ponoć zwyczajna –
nuciła w kuszetkach melodie Rammsteina.
Rano, gdy w Holandii pociąg był w naprawie,
konduktorki z tego śmiały się na trawie.
Pogroził im palcem maszynista stary,
gdy poczuł w pociągu ziołowe opary.
Inną woń na szczęście poczułem po chwili –
to słodki aromat był włoskiej bazylii.
W słonecznej Italii większość konduktorek
nie gwiżdże na stacji, lecz krzyczy: „Amore!”.
Mój pociąg natychmiast ruszył pełną parą,
wijąc się po szynach całkiem jak makaron.
A jedno do dzisiaj ciekawi mnie troszkę –
gdzie w włoskim pociągu spotkam mokrą Włoszkę?
We Francji szykownych konduktorek chór
witał pasażerów gardłowym „Bonjour”.
Na stacji w Paryżu od samego rana
obsługa podróżnym serwuje kankana.
Z tego roztańczenia w pobliżu Nicei
nasz pociąg o mało się nie wykoleił…
Żal było wysiadać, więc w ostatniej chwili
zdążyłem na pociąg nocny do Sevilli.
Daleka to podróż, lecz nie była męką –
śniade konduktorki tańczyły flamenco.
Co działo się dalej? Nie pomnę niestety,
bo zbudził mnie głośny odgłos kastaniety.
Widzę wąs sumiasty? Jakaś w czapce głowa?
Spocony konduktor bilet mi skasował…
MARTA DOROTA WOŁOWSKA
BABCIA I ŚWINIA MARIAN
Na scenie stoi katafalk (2 krzesła).Wchodzi narrator.
Narrator: – Szanowni Państwo, historia, którą teraz opowiemy, wydarzyła się naprawdę. Prosimy jednak nie pytać w jakiej miejscowości, bo nie wiemy. Na scenie widzą już Państwo gotowy katafalk, a zaraz przybędzie babcia i pogrążona w smutku rodzina … (Wchodzi rodzina, a na końcu babcia).
Babcia: – Witam!
Rodzina: – Dzień dobry! Cześć, babciu!
Babcia: – Zebraliśmy się tutaj, bo ja zamierzam umrzeć, a wy to spadkobiercy. (Rodzina dyskretnie zaciera ręce) Marian, odczytaj listę obecności.
Marian: – Kuzynka Zofia
Zofia: (kłania się i melduje) – Jestem!
Marian: – Syn Władysław.
Zofia: – Na pogrzebie u dziadka!
Marian: – No i oczywiście, zawsze najbliżej mamusi… Syn Marian (kłania się). I sąsiadka Kowalska, która właśnie podsłuchuje pod drzwiami. (Marian uchyla parawan [drzwi).
Kowalska: (wypadając zza parawanu) – Jestem! (Kłania się i zostaje na scenie).
Babcia: – Dziękuję, Marian! Cieszę się, że wszyscy już są. Kowalska, wynocha! (Kowalska warczy i za kulisę wraca). Pogrzeb tuż, tuż. Przygotujmy się do roli. Płaczki i lamenty?
Zofia: – Obecne!
Babcia: – Chusteczki higieniczne?
Zofia: – W kieszeni u Mariana!
Babcia: – Menu na stypę?
Zofia: – Pizza i browar dla wszystkich!
Babcia: – Zamówione na którą?
Kowalska: (wychylając się zza parawanu) – Na 12:00!
Zofia: Kowalska, wynocha! (Kowalska za kulisy wraca). Na 12.00!
Babcia: To musimy się pośpieszyć, bo już za piętnaście!
Zofia: – Babciu, ale właściwie na co tym razem umierasz? To już twój piąty pogrzeb w tym kwartale …
Babcia: – Na starość, dziecko, na starość.
Zofia: – Ha, ha, ha, ha – nie żartuj! Ja pytam poważnie…
Babcia: – Ach, to przez wybory…
Rodzina: – Co?
Kowalska: (wychylając się zza parawanu) – Jak to?
Rodzina: – Kowalska, wynocha! (Kowalska za kulisę wraca).
Babcia: – Usłyszałam hasło wyborcze: ..Emeryci do urn!” i postanowiłam się dostosować. Ale sama już nie wiem czy dobrze robię…
Narrator: – Nagle… z Mariana wychodzi świnia … (Marian zakłada na twarz maskę – świński ryjek), i w związku z przedłużającym się oczekiwaniem na spadek po babci… wyciąga pistolet i…
Marian: (krzyczy do babci i chrumka) – Aaaa! Dobra! Koniec tego gadania! Stój, bo strzelam! (babcia siedzi niewzruszenie). No, stój! (babcia wstaje)
Babcia: (też krzyczy) – Stoję!
Marian: – Strzelam! (zabija babkę, która nie pada) Padnij! (babka nie pada, Marian krzyczy) No, padnij!
Babcia: – Padam! (Babka pada na katafalk, Marian zabiera jej testament z ręki.)
Marian: – Zabiłem, bo w tym tempie to by nigdy nie umarła. Uwaga, czytam testament: „Będąc w pełni władz fizycznych i umysłowych, mając na względzie całą moją rodzinę, wszystkie pieniądze wydałam tuż przed śmiercią.”
Narrator: – Marian mdleje (ten pada na podłogę), Kowalska mdleje. (Kowalska pada za kulisami z głośnym klapnięciem)
Babcia: – Kowalska wynocha!
Zofia: – Chodź, Kowalska, może chociaż ten ma jakieś drobne! (Wspólnie podchodzą do Mariana i ściągają go ze sceny. Babcia „ściąga się” sama.)
MOKIA
Narrator: – Drodzy Państwo. Na początek mała uwaga, ten skecz zawiera lokowanie produktu!
Właśnie w tej chwili trwa niedzielny obiad, godzinka nienawiści. Przy wspólnym stole zasiadają:
Ojciec – głowa rodziny, sędziwy Sandżem w kwiecie wieku, w sieci Minus.
Matka – szyja rodziny, dostojna Notorolla made in China; w sieci Minus, z domu Mobilna.
Córka – Mokia, owoc zadłużenia, znaleziona w oknie życia w lombardzie.
Przyszły Zięć – Sanzung z Pomarańczy, szara eminencja tego skeczu, czka intensywnie w odosobnieniu, odnosząc nieodparte wrażenie, że ktoś go obgaduje.
Sanzung: (stojąc z boku) – Ale mam czkawkę! Mam nieodparte wrażenie, te ktoś mnie obgaduje!
Ojciec Sandżem: – Mokia, słyszałem, że ostatnio spędzasz dużo czasu w zasięgu tego Sanzunga z sieci Pomarańcza. A co z twoim związkiem z tym nowoczesnym ajfonem?
Córka Mokia: – Ajfon był zbyt skomplikowany – miał za dużo tych, no, ikonek. A co do Sanzunga, to bardzo ciekawe, kto ci o nim powiedział…. (spogląda na matkę wymownie). Matka Notorolla: – To nie ja! Przecież ja was wcale nie widziałam w makdonaldzie, ani na wifi w parku, ani w pubie w miniony piątek między 19:15 a 21:30… gdzie byłaś w tym nowiuśkimi, różowym etui…
Ojciec Sandżem: – A co ty tam robiłaś???
Matka Notorolla: – Co? Nic nie słyszę! Tracę zasięg, mów głośniej, czekaj, pi, pi, pi…
Ojciec Sandżem: (zwraca się do żony) - Jeszcze do tego wrócimy! Potem! (a następnie do Moki) Mokia, ten Sanzung to nie jest towarzystwo dla ciebie!
Córka Mokia: – Ale on ma takie fajne guziczki i fajną antenkę.
Matka Notorolla: – To ty już zdążyłaś poznać jego antenkę?!? Słabnę!!! Dajcie ładowarkę!
Ojciec Sandżem: – To mezalians! Mokia, Ty masz panel dotykowy! Ufam, że nietknięty. Wy jesteście całkowicie niekompatybilni!
Matka Notorolla: – I do tego żyjesz z nim na kartę!
Córka Mokia: – Ale bardzo, bardzo chcemy się związać świętym węzłem abonamentu!
Ojciec Sandżem: – Chcesz opuścić rodzinną sieć i przenieść się do Pomarańczy? W rodzinnym Minusie już cię nic nie trzyma?
Córka Mokia: – Jedyne, co mnie trzymało to oferta bezpiecznych połączeń, ale okazało się, że to kit!
Ojciec Sandżem: – Dziecko, możemy zadzwonić do biura obsługi, albo oddać cię do naprawy!
Córka Mokia: – Już za późno, już za późno! Simlock nie zadziałał, już niedługo będę potrzebowała podwójnego etui.
Matka Notorolla: – Mokia, co ty pleciesz?
Córka Mokia: – Ja, ja oczekuję…Smartfonika!
Ojciec Sandżem: – O, żesz samsunggalaksymać!
Matka Notorolla: – Taki wstyd, taki wstyd!
Córka Mokia: – Ale, mamo…
Matka Notorolla: – Połączenie nie może być zrealizowane, połączenie nie może być zrealizowane….
Córka Mokia: – Mamo, mamusiu! Tato, tatusiu….
Ojciec Sandżem: – Abonent czasowo niedostępny, abonent czasowo niedostępny…Pliz liwe e mesydż.
Mokia: – I co z tego, że z Pomarańczy? Wychowam jak własnej sieci!
MAŁŻEŃSKI RAJ
Na scenę wychodzi Rajska Jabłoń, za nią Ewa oraz narrator. Ewa próbuje zerwać jabłko z drzewa.
Jabłoń: (broniąc się) – Kooooora mać! Nie teraz!
Narrator: – Po rajskim ogrodzie przechadza się Bóg. „Bóg” przez „u” otwarte – kto to pisał?! Duma, rozmyśla, przygląda się odwiecznej rajskiej jabłoni, rozgląda się w poszukiwaniu Adama, w końcu przywołuje go.
Bóg: – Adam, Adaś, pozwól tu do mnie na chwilę!
Adam: (z lekka zniecierpliwiony, przywołanie mu nie w smak) – O, Boże, co tam znowu?
Bóg: – Adaś, stary jesteś, latka lecą, ty tam sam na tej gospodarce nie dasz rady… Ożenić się musisz!
Adam: (blednie i przeżywa) – O, Matko Boska!
Bóg: – Matki mi tu nie wzywaj! Wódkę kup, świnie ubij, kawalerskie zrób i szykuj się na weselicho.
Adam: – Ale z kim?
Bóg: – Patrz tam, o tam, koło tej jabłonki… To jest Ewa, Ewunia. Idź, zagadaj i zrób wrażenie. (Ewa stoi w drugim krańcu sceny, tzn. raju, wdzięczy się, pozuje i zerka zalotnie na publikę, na Adasia zerka dyskretnie, udając, że go nie widzi)
Narrator: – Adaś oddala się od Boga na kilka kroków. Z pewnej odległości przygląda się Ewie. Patrzy, mierzy, oczom nie wierzy, marszczy… brwi, wyciąga… szyję, podchodzi bliżej… Robi ,,słit focię” telefonem?!? Ogląda fotkę i daje wyraz swojemu zniechęceniu poprzez wyraziste: ŁEEE!!!
Adam: – ŁEEE!
Bóg: – I kiedy ślub?
Adam: – Przyjrzałem się tej Ewie… Niech jabłko nadal wisi na drzewie.
Bóg: – Adam, nie można się tak szybko poddawać. Spójrz tylko ile tu babeczek siedzi….(W tym momencie Ewa znienacka rzuca jabłko Adamowi. Adam nerwowo i szybko odrzuca jabłko do publiczności, a Bóg wyciąga na scenę osobę, która złapała owoc)
Bóg: (do Adama. wskazując osobę na scenie) – Zobacz, co żeś sobie wybrał!
Adam: (bada osobę wzrokiem i stwierdza:) – No, dobra, to już niech będzie ta Ewa.
JULIA WILDE
Ludzie z facebooka
Przestańcie mówić, że znów coś muszę
- Przyjąć uchodźców, być feministką,
Sprawie palącej oddać swą duszę,
Swe ciało, serce, kasę i wszystko.
Że muszę schudnąć lub kochać siebie,
Być grubą, chudą, wściekłą, oddaną,
Że skończę w piekle, a może w niebie,
Że muszę biegać codziennie rano,
Że muszę walczyć i bojkotować,
Golić się wszędzie, nie golić wcale,
Seksem ociekać i epatować,
Być twardą babką, chodzić na bale,
Być wyzwolona lub wręcz przeciwnie,
Nosić staniki albo je palić,
Wtapiać się w masę, ubierać dziwnie,
Prawicę gromić, lewicę chwalić…
Ja nic nie muszę. Ja wszystko MOGĘ
I gwiżdżę na to, co pomyślicie.
Mam prawo wybrać dla siebie drogę
I po swojemu układać życie.
Więc przyjaciele, ludzie z facebooka,
Spróbujcie lepiej dobierać słowa.
Narzucać zdanie to żadna sztuka.
Sztuka to z klasą je prezentować.
Ogon i racice
Niefortunnie się złożyło,
Żem Pan koźlonogi.
Ciągle mnie omija miłość
Przez te głupie rogi.
Przez ten ogon i racice,
Przez tę koźlą brodę,
Zniechęcają się pannice,
Wieje od nich chłodem.
I choć przecież mam zalety
Pod kozią powłoką,
Nie chcą poznać mnie kobiety.
Zdają się na oko!
Złe i płytkie z was istoty!
Nikt mnie nie docenia!
Odrzucacie me zaloty
Bez zastanowienia!
Tylko brzydkie jak szympansy
Ślą do mnie uśmiechy.
Piękne mi nie dają szansy
- Och, za jakie grzechy?