UTWORY WYRÓŻNIONE DRUKIEM W XI OGÓLNOPOLSKIM KONKURSIE SATYRYCZNYM „O STATUETKĘ STOLEMA” 2015- CZĘŚĆ I
TADEUSZ DEJNECKI
SATYRYCZNIE O POLICJI
Notatka z zatrzymania podejrzanych
Gdy udaliśmy się wraz z st. post. A. Morawskim pod wskazany
adres, już z daleka zauważyliśmy dwóch młodych mężczyzn w wieku
różnym, zachowujących się średnio podejrzanie. Gdy nas zobaczyli,
to przeskoczyli przez ogrodzenie i uciekli w chaszcze, znikając nam
z oczu. Razem z psem ich goniliśmy ale pies był szybszy i pierwszy
ich złapał. Zatrzymanie podejrzanych polegało na szarpaniu i
kopaniu nas po nogach. Z uwagi na ich agresywne zachowanie
obezwładniliśmy ich gazem obezwładniającym i doprowadziliśmy
do radiowozu, gdyż byli niewidomi. Ich dane personalne ustaliliśmy
na podstawie spowiedzi ustnej. Oświadczyli, że posądzono ich o to
przestępstwo, gdyż wcześniej kradli i mają „lepkie ręce”. Oni tego
czynu nie dokonali ale przyznają się, aby nie utrudniać sobie życia.
W trakcie wstępnego przesłuchania zaczęli pękać jak lód i śpiewać
jak z nut. Oświadczyli, że weszli od strony drogi piaszczystej
przechodzącej przez bagno od strony wschodniej parku. Poprzez
zerwanie kłódek kraty zabezpieczającej w nieustalony sposób
dokonali włamania, by zabrać rzeczy najdroższe. I tak, z torebki
ze skóry zamykanej na płótrzany suwak skradli 25 dolarów USA
w banknotach 10,20 i 50 zł, oraz telefon z którego dzwonili gdzie
popadnie. Pieniądze wydali a telefon rzucili gdzieś tam. Po chwili
przypomnieli sobie, że zabrali drewnianą rzeźbę przedstawiającą
mężczyznę trzymającego mały worek i to przed sobą, ale im się
utopiła w bagnie, gdyż byli zalani w dechę. Następnie szczęśliwie
dojechaliśmy do Komendy. Notatkę urzędową wraz z podejrzanymi
przekazałem dyżurnemu KMP.
Sporządził: Sierż. A. Grabowski
Notatka z interwencji dzielnicowego
W toku wykonywania czynności służbowych udałem się do
pani Kowalskiej zamieszkałej przy ulicy Komunalnej 39 m.7.
Wymieniona dzwoniła do mnie wcześniej, bym zajrzał do niej będąc
w obchodzie. W drzwiach zastałem skłopotaną kobietę, z dziwnym
wyrazem twarzy i włosem rozciapirzonym. Była rozdygotana,
roztrzęsiona, popłakująca, tak, że nie mogłem wydobyć z niej głosu.
W pewnej chwili z pokoju wyszedł jej brzydki chłop, drobiazgowy
w ruchach i gestach, chcący być przyjazny organowi władzy. Nagle
kobieta przemówiła. Skarżyła się na sąsiada spod nr.10, który znęca
się nad swoją żoną, z którą ma dwoje dzieci za pomocą bicia. Otóż
ten sąsiad nie zezwala jej na parkowanie samochodem na ulicy
naprzeciw jego okien mieszkania, za to goni ją z kijem, kiedyś nawet
trzepnął nim ją po plecach. Ze złości złamał antenę. Awanturnik
poprzez słowa obelżywe i obcojęzyczne i także poprzez atak słowny
dokonał na niej zemsty słownej. Ponadto groził jej, że ją ubije,
następnie pobije, gdy będzie z nią sam na sam, i jak będzie szła do
domu. Pokrzywdzona w obawie o swoje życie i zdrowie nie będzie
zgłaszać tego przestępstwa na policji. Następnie dodała na sąsiada,
że znęca się on w piwnicy nad karmiącą kotką poprzez odcinanie od
karmienia trzech kociąt, a przecież to są wolno żyjące kotki. Słyszała
także, że sąsiad ma wiatrówkę i strzela, ale niecelnie do ptaków
na drzewach. Ponadto zażyczyła sobie, bym zmobilizował psa
sąsiada, by nie wychodził na dwór i nie gryzł dzieci, oraz by sąsiad
nie trzaskał drzwiami, bo ona na nas płaci podatki. By ukręcić łeb
sprawie obiecałem porozmawiać z sąsiadem. Notatkę przedkładam
po to, by ten fakt był odnotowany ponad wszelką ewentualność.
Dzielnicowy
sierż. Kwiatkowski
IZABELA SKABEK
SKECZ
W skeczu pojawiają się rozmawiające ze sobą pary uczniów.
Staramy się przedstawić specyfikę i charakterystyczne zachowania
licealistów. Uczniów klas pierwszych, drugich, wreszcie trzecich.
KLASA I
Dialog dziewcząt
DZIEWCZYNA I – (zahukana, onieśmielona, myszowata,
wyważona, sceptyczna, mówi spokojnie i powoli, robi pauzy):
Wchodzisz? Ja sama nie wiem… trochę się chyba boję.
DZIEWCZYNA II – (odważna, przebojowa, trochę jeszcze
gimnazjalna, duży dekolt, krótka spódnica, którą obciąga, żeby
przykryć pupę, żuje gumę, wyzywający, przesadny makijaż, mówi
przeciągając sylaby, nonszalancko): Nie dziczej! W gimnazjum się
rządziło, tutaj też się porządzi! Nie bój nic!
DI: No nie wiem… Popatrz, jak ich dużo… I wszyscy starsi…. O
dżizas, zobacz! Ten ma wąsy! I to nie kilka, tylko wszystkie!
DII: Nie dziczej! W gimnazjum się robiło, co się chciało, tutaj też
się porobi.
DI: No nie wiem… Popatrz na te dziewczyny… O! Jak są ubrane…
A jaki mają makijaż!
DII: Nie dziczej! Ja też mam. W gimnazjum się malowało, tutaj też
się pomaluje.
DI: No nie wiem… One nie wyglądają, jakby je napadł szaleniec z
plakatówkami. One są takie jakieś… zrobione.
DII: Nie dziczej! Się nauczy, się pomaluje, się zrobi show off i
szczęki będą z podłogi zbierać.
DI: No nie wiem… Oby to były ich szczęki, a nie nasze szczątki…
DII: Nie dziczej! Wchodzimy, bo tu zmarszczek dostanę, zanim się
zdecydujesz! Wchodzą Pani Woźna: Halo! A gdzie „dzień dobry”
i buty zmienne? Która klasa? Gdzie macie szafkę? Kłódka już
założona?
DII (spuszcza z tonu): Ale…
Pani Woźna: Nie „ale”! Żadne „ale”, najpierw dzień dobry, później
klasa, później szafka, kłódka, a na koniec buty zmienne!
Dialog chłopców
CHŁOPAK I (przygnębiony, mówi powoli, dokładnie wymawiając
słowa): Co dostałeś z maty?
CHŁOPAK II (cwaniak – zdumiony): A to były RÓŻNE oceny?
CI: No nie, nie było.
CII: To co się głupio pytasz? To samo co wszyscy dostałem. Banię!
CI: Tak tylko pytam, z ciekawości. Myślałem, że może nie pisałeś…
CII: Jak „nie pisałem”? A to można było nie pisać?
CI: Niby można… Podobno zwalnia z pisania tyfus plamisty albo
własna śmierć…
CII: Przecież żyję chyba? Nie widzisz?
CI: Niby widzę, ale może miałeś szczęście i zachorowałeś na tyfus?
CII: Durny jesteś! Ja już mam sposób. Znacznie lepszy niż tyfus.
CI: Coś ty? Nie gadaj! Umrzesz?
CII: No umrę, jak wszyscy. Ale nie zdążę chyba do następnej
klasówki. Później umrę…
CI: Dopiero po wywiadówce?
CII: E, nic nie kumasz! Inny mam pomysł! Uczyć się zacznę…
CI (z niedowierzaniem): Coś ty! To ty się umiesz uczyć?
CII: Nie wiem, dawno nie praktykowałem. Od gimnazjum. Ale co
mi szkodzi sprawdzić?
CI: I teraz zaczniesz? A jak ci nie wyjdzie?
CII (zastanawia się): To wtedy się chyba jednak rozejrzę na allegro
za tyfusem. Może uda się go nawet sprzedawać na porcje…
KLASA II
Rozmawiają dziewczyny
DI (licealistki, grzywki, dzióbek, getry): Ej, a ty pamiętasz jeszcze,
jak miałaś piątki?
DII: Głupia… nie miałam piątek.
DI: A właśnie, że miałaś, w gimnazjum.
DII: Nie miałam, kłamiesz. Ja piątkę to ostatnio widziałam, jak
kupowałam grahamkę ze wszystkim i kopiko!
DI: Ja też nie pamiętam. Ale niestety moja matka pamięta. Że też
ona taką pamięć dobrą ma…
DII: I ja też miałam piątki?
DI: No miałaś, miałaś! Mam nawet jakieś zdjęcie twojej piątki z
chemii z gimnazjum w telefonie. O popatrz!
DII: O jaaaa! Jaka sweet piątusia! A zróbmy dzióbki do zdjęcia!
No rób dzióbaska!
DI: No oki, ale zrób tak, żeby Kuba wyszedł z tyłu…
DII: Jak ma wyjść z tyłu, jak on przodem stoi?
DI: Jezuuu, aleś ty durna, niech sobie stoi przodem, ale ZA nami,
czyli z tyłu, BOSZ, gdyby nie to, że sikałyśmy do jednego nocnika,
dawno bym cię zamieniła na jakąś bardziej ogarniętą laskę.
DII: No jaaasne, rozumiem już. (wyciąga rękę) No to sweeeet i
dzióbas.
DI: Nie da się powiedzieć „sweet” i robić dzióbek.
DII: To co trzeba powiedzieć?
DI: Dzióóób! I jest dziób. Nieźle wymyśliłam, co?
DII: Nieźle, nieźle, grzywę lepiej popraw.
DI: Jest już oki.
DII (robi zdjęcie) Wrzucę od razu na fejsa i na instagrama.
DI: A jak to otagujesz?
DII: Napiszemy: „wspominamy piątki”, „żegnaj gimbazo” i
„dzióbek w LO”.
Chłopcy
CI: E, a kto ma w sobotę osiemnastkę?
CII: Kto? Kto? A bo ja wiem, kto?
CI: Ale idziesz?
CII (zamyślony): No idę, tak, idę.
CI: I nie wiesz do kogo?
CII: A co za różnica?
CI: No niby żadna, ale to dziwne, że nie wiesz….
CII (z pasją): Chłopie, dajże mi spokój. Ja nie mam teraz do tego
głowy! Ja mam misję do przejścia, a ty mi dupę zawracasz.
CI: Jaką misję?
CII ( nie słuchając go): I jeszcze kasy mi brakło, żeby jakieś
uzbrojenie kupić.
CI: A propos kasy… Dałeś już kasę na prezent?
CII (oburzony): Na prezent? Ogarnij się człowieku! Jaki prezent?
Myślisz, że orkowie przyjmują prezenty? Oni mnie zmiażdżą!
Zmasakrują, zeżrą. Zniszczą mi wioski! Okradną mnie i zgwałcą!
CI (zdumiony): Jakie zgwałcą? Jacy orkowie? Na osiemnastce?
CII (zdumiony tak samo): Na jakiej osiemnastce? Ja jestem dopiero
na piątce, żebym do dziesiątki dotarł, to będzie cud! A ty mi tu o
osiemnastce!
CI: Ale ja mówię o osiemnastce! O imprezie w sobotę!
CII: A no tak, o imprezie w sobotę… ale to jak będę miał czas i będę
pamiętał.
CI (sarkastycznie): A zjeść nie zapominasz czasem?
CII (poważnie): Coś ty, matka mi podrzuca michę, żebym coś zjadł.
A potem ucieka.
CI: Boi się tych twoich orków?
CII: Ich też, ale teraz już bardziej mnie. Ostatnio kazałem jej założyć
słuchawki i się zalogować na laptopie do gry. Chciałem ją zmiażdżyć
i poprawić ranking. Prawie zawału dostała, jak ją orkowie napadli.
KLASA III
Chłopcy
CI (zaciekawiony): Ty, a gdzie jest Kuba?
CII: Jazdy ma.
CI (zdumiony): Kuba? Dżizas. Przecież on jest ślepy jak kret.
CII: Ślepy nie ślepy, każdy chce jeździć.
CI: No niby tak, ale on mieszka na mojej ulicy i trochę strach.
CII: Eee, daj spokój. Nie pękaj, stary. Przecież ty tę corsę jego starych
to jednym tricepsem rozwalisz.
CI: No rozwalę, rozwalę. Triceps mam niezły…
CII: Niezły? Stary, ogarnij to, my czcimy twój triceps. Kuba to chciał
nawet fanpejdż twojego tricepsa na fejsie założyć.
CI: Nie no, bez przesady. Nie róbcie wiochy. Ja to jeszcze nic! A
widzieliście triceps Zwierzaka?
CII: No aleeee! Zwierzak to zwierzak! On to już nawet jak człowiek
nie wygląda.
CI: Coś ty. A jak co?
CII: Jak co? No ja wiem? Jest cały w takich guzach i węzłach. Kurde
staryyyy. Tu ma, tu ma, i tu ma. Nie wiem, wygląda jak taki wielki,
nakoksowany PRECEL!
Dziewczyny
DI (kubeczki z jedzonkiem, zaglądają sobie): Co tam masz? Na
drugi posiłek.
DII: Mam płatek owsiany, rodzynkę, migdała i dwa plasterki
marchewki…
DI: Dwa? Eeee, to dzisiaj poszalałaś…
DII: No dzisiaj mam trzeci dzień, to mogłam dodać drugi plasterek,
kobieto! A ty co masz?
DI (przerażona): Mnie dzisiaj matka wmusiła kanapkę!
DII (z grozą): Kanapkę? Co ona, oszalała? Chce cię zabić?
DI: No weź! Ogarnij to, ka-na-pkę! Ja wczoraj przebiegłam pięć
kilometrów po lesie, a ona mi kanapkę ładuje.
DII: No, ale masakra!
DI: Ej, a będziesz robiła sobie tatuaż przed studniówką?
DII: Jasne! A jak bym inaczej na nią miała iść? Weź ty pomyśl!
DI: Racja. A gdzie? Bo tutaj to chyba okropnie boli podobno, tak
słyszałam. Że cienka skóra czy coś takiego.
DII (wskazuje): Jeszcze nie wiem, może tutaj, albo tutaj, bo tutaj
to chyba nie, bo jak ja z tym będę wyglądała w biurze, albo w
gabinecie. Bez sensu, co?
DI: A co sobie chcesz wydziarać?
DII: A ja wiem, chyba czereśnie, albo delfinki. No bo sama jeszcze
nie wiem.
DI: A z mamą już gadałaś? Pozwoliła ci?
DII: No ba! Jeszcze się ucieszyła jak szalona!
DI: Coś ty? Nie żartuj!
DII: Serio! Obiecałam jej, że jak mi pozwoli i da kasę na tatuaż, to
przez najbliższy miesiąc będę jadła zupę. Codziennie!
DI: Zupę? Fuj! I nie będziesz się brzydziła?
DII: No będę, ale czego się nie robi dla urody.
EMILIA FURGOŁ
KOMISJA DO SPRAW
KANIBALIZMU
Postacie:
Dziennikarz
Posłanka
Przewodniczący Kanibka
Przewodniczący Nadkanibka
Obywatelka
+ członkowie komisji w dowolnej liczbie
Po lewej i prawej stronie sceny ustawione są stoły, za którymi siedzą
posłowie. Dziennikarz znajduje się pośrodku sceny.
DZIENNIKARZ: Już od jakiegoś czasu na naszej wyspie mamy
problemy z produkcją żywności. Najprościej mówiąc, ludzi jest coraz
więcej a jedzenia coraz mniej. Wobec tych dramatycznych trudności
wspaniałomyślny rząd naszej wyspy postanowił znowelizować
ustawę o legalizacji ludożerstwa. Wiadomo jednak, że nie można
bez głębszej dyskusji ustanowić takiego kontrowersyjnego prawa.
Wobec czego wspaniałomyślny rząd naszej wyspy powołał do życia
dwie komisje: NIEZAWISŁĄ DEMOKRATYCZNĄ KOMISJĘ DO
SPRAW KANIBALIZMU, w skrócie KANIBEK
Dziennikarz wskazuje osoby siedzące po jego lewej stronie.
oraz NIEZAWISŁĄ DEMOKRATYCZNĄ NADKOMISJĘ DO
SPRAW KANIBALIZMU, analogicznie w skrócie NADKANIBEK.
Dziennikarz wskazuje osoby siedzące po jego prawej stronie. Po
chwili wstaje posłanka z Kanibka.
POSŁANKA: Zachowanie pana przewodniczącego komisji
uważam za uwłaczające! Jak można godzić się na takie rzeczy?! Pan
przewodniczący komisji sprzeciwia się wcześniejszym ustaleniom,
co stanowi jawny cios w demokratyczną strukturę naszego kraju! Już
dwa miesiące temu ta oto komisja ustaliła, że łyżki do mieszania w
kotłach mają mieć 45 centymetrów, a pan, panie przewodniczący…
PRZEWODNICZĄCY KANIBKA: Ale nic nie zostało do końca
ustalone…
POSŁANKA: Proszę mi nie przerywać, proszę mi nie przerywać! Ja
panu nie przerywałam! Jak już mówiłam, zostało ustalone, że łyżki
powinny mieć 45 centymetrów, a pan chce je wydłużyć do 55, co
stanowi aż 10 centymetrów różnicy! Ja bym się jeszcze zgodziła na
dwa, trzy centymetry, ale 10? To już przesada!
PRZEWODNICZĄCY KANIBKA: Oczywiście, że kucharz
poparzy sobie rękę taką krótką łyżką, to już pani nie obchodzi.
Zresztą wszyscy tutaj myślę doskonalę wiedzą, czemu pani optuje
za krótszymi łyżkami, jaką pani łapówkę dostała za podpisanie
kontraktu z firmą: „Ludo-łycha extra”.
POSŁANKA: Jak pan śmie, panie przewodniczący! To są okropne,
bezpodstawne pomówienia! Nigdy podobna rzecz nie została mi
udowodniona! Co się jednak tyczy pańskiej uczciwości…
PRZEWODNICZĄCY KANIBKA: Nigdy nie dokonałem żadnego
nadużycia, jeśli chodzi o sprawy państwowe…
POSŁANKA: Ale proszę mi nie przerywać! Ja panu nie
przerywałam! Pragnę tylko przypomnieć słynną aferę korupcyjną
o kocioł sejmowy…
PRZEWODNICZĄCY KANIBKA: Już dawno dowiodłem, że ja
osobiście nie miałem z tym nic wspólnego. To moi współpracownicy
bez mojej wiedzy i zgody zawarli kontrakt z firmą garncarską. Zostali
oni później za to surowo ukarani, a umowa zerwana. Kocioł do
gotowania tuszy ludzkiej został zatem nabyty w drodze uczciwego
przetargu.
POSŁANKA: Jakoś trudno mi w to uwierzyć po ostatnich
doniesieniach. W tej o to dłoni trzymam raport, który może
całkowicie skompromitować pana przewodniczącego!
PRZEWODNICZĄCY KANIBKA: A ja mam raport, który może
całkowicie skompromitować panią posłankę.
POSŁANKA: Proszę mi nie przerywać, ja panu nie przerywałam!
Przewodniczący i posłanka zastygają bez ruchu. Znów przemawia
dziennikarz.
DZIENNIKARZ: Trzeba przyznać, że głosy dochodzące z Kanibka
są dość niepokojące, sprawdźmy zatem, jak na to reaguje nadkomisja.
Przewodniczący Nadkanibka wydaje się być bardzo zmęczony.
PRZEWODNICZĄCY NADKANIBKA: Oczywiście, oczywiście
doszły do nas niepokojące wieści z komisji kanibalizmu. My
oczywiście wszystko badamy, rozpatrujemy i szukamy dowodów.
Nadkomisja nie spocznie póki nie udowodni winy winnym i nie
uniewinni niewinnych. Po to właśnie zostaliśmy powołani, żeby
pilnować wolności, demokracji i porządku w kraju. Jeśli ten porządek
zostanie naruszony, to my oczywiście ze wszystkich naszych sił
postaramy się go przywrócić. Chciałbym od razu zdementować
pogłoski, jakobym faworyzował pana przewodniczącego kanibka ze
względu na przynależność do jednego klubu parlamentowego. Taka
sytuacja nie miała miejsca i nie może mieć miejsca, dziękuję bardzo.
DZIENNIKARZ: Zobaczmy zatem jak w tej trudnej sytuacji radzą
sobie zwykli obywatele.
Przez scenę przechodzi kobieta w płaszczu, zwykła obywatelka.
Dziennikarz zatrzymuje ją.
DZIENNIKARZ: Przepraszam, czy mogłaby nam pani powiedzieć,
co pani sądzi o najnowszych ustaleniach rządu?
OBYWATELKA: Panie, wszyscy wiedzą, że te ich ustalenia są po
prostu do d… Nie będę kończyć, bo pewnie na żywo jesteśmy. Oni
tam na górze jeno kłócić i gadać po próżnicy potrafią, ażeby kto,
co zdecydował mądrego, to nie. A my już dawno zżarli sąsiadów…
Dziennikarz uśmiecha się.
DZIENNIKARZ: Tak?
OBYWATELKA: A tak, ani na żadne ustawy my nie czekali, ani
ni nic. Złapali my w nocy sąsiadów, zjedli my ich i po kłopocie.
DZIENNIKARZ: Bardzo pani dziękuję.
Obywatelka schodzi ze sceny.
DZIENNIKARZ do publiczności: Jak widać, w dobie kryzysu
najlepiej sprawdza się oddolna inicjatywa zwykłych obywateli.