UTWORY RADOSŁAWA SZAGDAJA – III NAGRODA W XIII OGÓLNOPOLSKIM KONKURSIE SATYRYCZNYM „O STATUETKĘ STOLEMA” 2017
RADOSŁAW SZAGDAJ
XIII OGÓLNOPOLSKI KONKURS SATYRYCZNY
„O STATUETKĘ STOLEMA” 2017
III NAGRODA
BIUROMOTYWA
Siedzi w urzędzie,
Biurwa leniwa.
Tłusta, spocona,
Wręcz obrzydliwa.
Siedzi i stęka,
Coś tam popija.
Ciasteczek poje,
Wzrokiem zabija.
Uch – czego chcecie!
Uff – czego chcecie!
Och – czego chcecie!
Ach – czego chcecie!
Już ledwo sapie, już ledwo zipie,
Głowa ją jeszcze od rana rypie.
Papierów przed nią poukładali,
Stosy, kolumny, wszystko się wali.
Segregatorów ma ze czterdzieści,
I sama nie wie co się w nich mieści.
W pierwszym faktury z roku zeszłego,
W drugim zlecenia, jak dużo tego.
Trzeci zwolnienia i statystyki,
Czwarty to badań różne wyniki.
Do tego akta, stare papiery,
Toż to jej zajmie z miesiące cztery.
I choćby przyszło tysiąc jak ona,
Każda z nadzieją, że stos pokona.
I każda licząc w znoju i pocie,
To nie ogarną, tego są krocie.
Nagle – gwizd!
Głośny – świst!
Woda – wrze!
Kawy chce!
Najpierw
Powoli
Krzesło
Odsuwa
I dupsko swe
Wielkie
Z fotela
Wysuwa
I szafkę otwiera i czegoś w niej szuka,
O matko! Herbaty tylko jedna sztuka.
Od biurka się zrywa, i jęczy, przeklina.
Wybiega po kawę przekwitła dziewczyna.
Do żabki! Do Żabki! Którędy? Na wprost!
Lecz jakieś roboty, pobiegnie przez most.
Przez parki, alejki, jej przerwa się kończy,
I spieszy się, spieszy, ten pęd ją wykończy.
Do sklepu dotarła, zakupy zrobiła,
Wróciła, usiadła i napar wypiła…
Lecz dziwne odgłosy z jej brzucha dochodzą,
Coś jakby bulgocze i gazy wychodzą.
I w środku turkoce i puka i stuka, więc:
Wstała i biegnie, i biegnie i pruka.
Tak szybko, tak prędko, tak leci jak strzała,
Jak gdyby to była sprinterka wspaniała.
Nie baba otyła, o słonia wielkości,
Lecz gepard, gazela, motylek bez kości.
A skądże to, jakże to, czemu tak gna?
A co to to, co to to, kto to tak pcha,
Że pędzi, że burczy, że bucha buch, buch?
Do kawy wsypali jej środek na brzuch.
Ten środek gdy z kawą zmieszany tak działa,
Że pędzi lawina po czeluściach ciała.
I gna, i przepycha, by zewnątrz wytoczyć,
To wszystko co w ona w jelitach chce stłoczyć.
I w środku bulgoce, i ujścia z niej szuka,
A ona wciąż jęczy i pruka, i pruka:
Pruk to to, pruk to to, pruk to to, pruk to to!…
BEZ WYJŚCIA
Tak bardzo się schyliła,
Że biust się z niej wytoczył.
Czemuż ja właśnie wtedy,
Otwarte miałem oczy?
Gdy teraz je zamykam,
Zła pierś się wciąż pojawia.
To jednak je otworzę,
Nie, ona znów się zjawia!
I schyla się nade mną,
I bluzka jej rozpięta.
Żeby nie kusić losu,
Przymykam swe oczęta.
A pod powieką obraz,
Co w mózgu wbił się korę.
Jakkolwiek bym nie zrobił,
To zawsze źle wybiorę
BYŁO BLISKO
na kolację do mnie przyszła,
a tu ranek i nie wyszła.
owszem, było spółkowanie,
ale zaraz na śniadanie?
myślę, zjadaj i idź sobie,
ona do mnie: Obiad zrobię.
obiad? Matko, i co jeszcze?
aż mnie przeszły zimne dreszcze.
po obiedzie, mój kochany,
story zdejmiesz i firany.
okna zmyję, bo mój Boże,
trudno dostrzec co na dworze.
potem, jeszcze przed kolacją,
zrobię też coś z ubikacją.
i posprzątam w każdym kącie,
nie myślałeś o remoncie?
trzeba by tu odmalować,
może nieco przebudować?
zrobić małe dwa pokoje,
tak by dzieci miały swoje.
z kacem budzi się ogromnym,
wzrokiem patrzy nieprzytomnym.
sam jak palec leży w łóżku ,
ach jak lekko na serduszku.
to był tylko sen koszmarny,
nie ma dzieci, nie ma panny.
wczoraj zwabił ją tu prawie,
dzisiaj byłoby po sprawie.
drinki pili kolorowe,
szczęściem miała mocną głowę.
on odleciał, ona piła,
wódka chłopa wybawiła.
że nic nie jest czarno-białe,
na przykładzie tu widzicie.
bo alkohol, zło wcielone,
też ratuje czasem życie.