Główna » Proza, WSZYSTKIE WPISY

UTWÓR MICHAŁA SZCZYRBY – LAUREATA W III EDYCJI OGÓLNOPOLSKIEGO TURNIEJU TWÓRCZOŚCI SATYRYCZNEJ IM. ALEKSANDRA HRABIEGO FREDRY

Autor: admin dnia 3 Czerwiec 2013 Brak komentarzy

Portal Migielicz.pl przedstawia Państwu utwór Michała Szczyrby pt. “Alojz Złomiarz”, za który otrzymał on nagrodę w kategorii „utwory pisane gwarą” w III edycji Ogólnopolskiego Turnieju Twórczości Satyrycznej im. Aleksandra Fredry 2013.

MICHAŁ SZCZYRBA

ALOJZ ZŁOMIARZ

Ten dzień był dla Alojza szczególny. W szczególności tej nie chodzi o nic wyjątkowego, co mogłoby wydać się takim dla zwykłego człowieka. Dla niezwykłego człowieka, jakim był Alojz, poniżej przedstawione zdarzenia mogłyby odbić się jednak permanentnie na dalszym jego żywocie, co jednak nie daje takiego gwaranta. W historii tej niezmiernie ważną rolę odegra kot, a także kolega po fachu Alojza – Zdzichu.

Wstając rano, Alojz nie zauważył rozlanej ubiegłego wieczoru herbaty i wyrżnął jak długi na podłogę, przeklinając cały świat. Pozbierał się, po czym wyszedł na sień, do ubikacji. Trzeba wiedzieć, że mieszkał w familoku, gdzie toaleta dla wszystkich mieszkańców budynku była wspólna. Oczywiście było to jednoznaczne z tym, że przez większość czasu nie było jej praktycznie wcale, ponieważ okupacja tego pomieszczenia należała do jednej z głównych rozrywek lokatorów i chcąc nie chcąc, Alojz korzystał często z przydomowego żywopłotu. Tym razem nie było inaczej. Zapinając rozporek usłyszał za sobą:

- Cześć Alojz! Zaś ci haziel zajęli? – Alojz obrócił się i zobaczył swojego sąsiada, z którym chodził na co cięższe roboty.

-Zajęli? Pff. Po mojemu oni już się tam wkludzili na stałe i ino patrzą jak wylażą do roboty, keby klozet obstawić obesrany i zol obeszczany. Keby jeszcze sroltaśma zostawili, to niy. Jak człowieka przyciśnie, to na gazety musi liczyć. Dość, że jeszcze żarówek niy wykręcają.

-Niy poradza. U mie na szczęście niy ma takiego problemu. Słuchej Alojz, idź się do porządku oblec i idemy do szynku, póki momy trocha czasu.

-Zdzichu, wiesz, że jo niy tykom alkoholu. Co ci po mie w knajpie?

-Ano wiem, tylko do tej pory niy wiem czamu. Poza tym wiesz, że lubia z tobą pogodać przy wielym i secie. Puć, puć. Momy do omówienia trocha. Przy okazji w końcu może dowiem się skąd ta pierońsko absencja do alkoholu.

-Niech ci bydzie. Czekej chwila. Zaroz byda.

Alojz był abstynentem. Jednak nie dlatego, że miał przeszłość skażoną określeniem „alkoholik” czy też dlatego, że nie lubił alkoholu. Co to, to nie. Otóż bardzo go lubił. Żyjąc na Górnym Śląsku i zbierając złom, a czasami również węgiel, takie stronienie od substancji wyskokowych nie ułatwiało mu życia. Środowisko w którym się obracał nie unikało tej używki, a wręcz ją ubóstwiało. Ktoś może pomyśleć, że właśnie taka postawa Alojza w stosunku do alkoholu, czyniła go kimś niezwykłym. Jednak ta abstynencja była jedynie skutkiem ubocznym tej właściwej wyjątkowości, o której zaraz opowie sam Alojz.

Przechodząc przez miasto w kierunku baru, Alojz ze Zdzichem, uraczali się świeżymi spalinami z pobliskiej koksowni. Zrobili kilka slalomów pomiędzy psimi kupami i na finiszu przeskoczyli nad kałużą wymiocin. Byli na miejscu. Bar Panda witał ich szeroko otwartymi drzwiami i kłębami tytoniowego dymu, wydobywającego się na zewnątrz w miksie z alkoholowym odorem. W środku zamówiwszy duże piwo i setkę wódki, a także herbatę dla Alojza, zasiedli za małym, okrągłym stolikiem.

-Był żeś ciekawy czamu nie pija- zaczął Alojz- no to ci wytłumacza. Tym bardziej, że byda musioł jutro co nieco łyknąć.

-Alojz, ty łyknąć? Niemożliwe.- zaskoczony Zdzich opluł się piwem- Zamieniom się w słuch. Co też to się porobiło?

-To co ci tera powiem, prawdopodobnie wyśmiejesz. Jednak mom nadzieja, że mimo wszystko mi pomożesz w tym, co żech zaplanowoł. Zaczna od tego, że strasznie podobo mi się ta Krysia, co odbiero kwitki za zważony złom. Wiesz kiero?

-Jasne. Keby nie moja stara, też bych do niej zarywoł. Więc chcesz się napić na odwaga? Czamu miołbych to wyśmiać? Normalno rzecz.

-Widzisz, nie do końca o to chodzi. Bo ta Krysia mo kota…

-Kota?- zaśmiał się Zdzich- Nie zauważył żech do tej pory, keby było z nią cos nie tak.

-Niy,niy. Niy świra. Łazi mi o normalnego kota, dachowca. Tera przejda do sedna sprawy, więc lepiej se łyknij ta seta. Otóż, jak ino żech zaczął pić za łebka, to zaczoł żech słyszeć głosy. – Zdzichu popatrzył niedowierzając i zapił wódkę piwem- Na początku pomyśloł żech, że dostołech do łepy. Ale kiedy ino byłech trzeźwy, wszystko mijało. Mimo żech był trocha wydygany, to jednak żech pił dalej. Po pewnym czasie odkryłech w czym rzecz. Te głosy, okazały się głosami kotów, ale ino przy piciu gorzoły żech je słyszoł. Zaś kiedy pił żech jabole, koty złaziły się ze wszystkich stron. Jednak oprócz miauczeń i mruczeń, niczego więcej niy słyszoł żech, z tym że one rozumiały mie; robiły to co żech im kazoł. Tak to wyglądo. No i wpodł żech na pomysł, że pogodom z kotem od tej Krysi i wypytom o to, co ona lubi, czy mo kogoś i takie tam…

-Więc twierdzisz, że godosz z kotami jak wypijesz- Zdzich podrapał się po głowie- Był żeś już z tym u doktora?

-Wiedzioł żech, że niy uwierzysz- Alojz westchnął i zaczął wstawać od stolika.

-Czekej, czekej.- Zdzich posadził Alojza z powrotem- Przyjaciel, szajbnięty czy nie, trza pomóc. Ale właściwie jak?

-Chodzi o kasa. No bo ostatnio mie przycisło, a potrzebuja trocha grosza na kilka flaszek jabcoków i gorzoły. Wymyślił żech, że wieczorem podetnemy kilka metrów trakcji kolejowej. Samemu niy poradza.

-Jak mosz być przez to szczęśliwy… Pozbierej graty i spotkomy się o 8 wieczorem na glajzach przy lesie. Tera musza lecieć pozałatwiać kilka spraw.

Po przyjściu z baru, Alojz zaczął przygotowania na wieczór. Wygrzebał w piwnicy obcęgi do metalu, wziął ze strychu rozkładaną, aluminiową drabinę (którą zostawił jeden z lokatorów). Wyciągnął z szafy stary kombinezon moro, jeszcze z czasów wojska. Kiedy wszystko miał już w kupie, zaczął obliczać ile metrów drutu wystarczy na pokrycie kosztów jutrzejszego przedsięwzięcia. W pełnej już gotowości do akcji, położył się na popołudniową drzemkę.

Akcja przebiegła nad wyraz sprawnie. Rozstawili drabinę i Zdzich stanął na „czujce”. Wracając z dziesięcio metrowym kawałkiem druta (ucięli trochę więcej, na zapas), Alojz wziął pieniądze od Zdzicha, powierzając mu sprzedaż zdobytego metalu i wstąpił do całodobowego po alkohol i puszkę karmy dla kotów. Kładąc się do łóżka obmyślał listę pytań, które zada kotu. A że kot do najinteligentniejszych zwierząt nie należy, musiały to być pytania zwięzłe i proste. W końcu zaczął liczyć pojawiające się w jego głowie koty i zasnął.

Alojz rozłożył się na łące za złomowiskiem i wziął łyk taniego wina. Odczekał chwilę i zawołał:

-Kocie, puć sam ino. Mom do ciebie żarcie!- po kilku minutach pojawił się przy płocie gruby, rudy kocur. Powoli podszedł do Alojza, jak to u kotów bywa, z wielce arogancką miną.- Mosz tu łiskasa, ale nie za darmo, odpowiesz mi na kilka pytań, łokej?- Alojz prędko napił się wódki.

-Dobrze człowieku, byle byś się streszczał.- odparował kocur.- No niy, pomyślał Alojz, trefił mi się kot gorol. Nic to, mom nadzieja, że mie pokapuje.- Nabrał do ust wina, przełknął i zapytał:

-Ta twoja pani, mo tam kogoś? Jakiegoś partnera? Rozumisz chopie, o co mi biego?- Alojz napił się wódki. Już bez miarkowania na łyki.

-Nie ma żadnego samca, jeżeli o to chodzi, ale mieszka z koleżanką.- Alojz odetchnął z ulgą i łyknął jabola.

-Czyli jest wolno. A powiedz mi, co Krysia lubi. Biego mi o jakieś kwiaty abo coś szczególnego do jedzenia.- Alojz skończył flaszkę wódki.

-Nie powiedziałbym, że jest wolna. One się tam mamlają i tulą jak kot z kotką.- Alojz zrobił się cały czerwony i wypił duszkiem drugą flaszkę wina.

-Co za pierońskie czasy. Lesba mi się trefiła. Żryj kocie tego śmierdzącego łiskacza i spadej.- Obrażony kot wsunął w mgnieniu oka cała zawartość puszki, obrócił się tyłem z dźwigniętym ogonem i odszedł ostentacyjnie w stronę złomowiska.

Wracając chwiejnym krokiem Alojz spotkał Zdzicha przeliczającego pieniądze za właśnie sprzedany odcinek trakcji kolejowej.

-O, Alojz! Właśnie tak żech myśloł… Wytłumaczył żeś, czamu nie pijesz gorzoły i wina, no ale czamu ty nie pijesz piwa?

-Hyc!- czknął Alojz- Zdzichu, nie padołech ci o piwie, bo to najgorszo rzecz jako mi się w życiu trefiła i straszno trauma mom po ostatnim razie, kiedy żech się go napił. Hyc! Ale skoro chcesz wiedzieć, to ci powiem. Hyc! Kiedy pija piwo, to rozumia baby.

Digg this!Dodaj do del.icio.us!Stumble this!Dodaj do Techorati!Share on Facebook!Seed Newsvine!Reddit!Dodaj do Yahoo!

Komentowanie wyłączone.