“U fryzjera” skecz Radosława Lecha Wiącka vel Stefana Bolcmana
Portal migielicz.pl przedstawia Państwu kolejny wyśmienity skecz pt.
“U fryzjera” autorstwa Radosława Lecha Wiącka vel Stefana Bolcmana, satyryka z Mielca, zwanego „Księciem łgarzy” , za który nagrodzony został III nagrodą na V Ogólnopolskim Konkursie Satyrycznym „O Statuetkę Stolema” w Gniewinie w 2009 r.
Przypominamy ,że w Konkursie tym pierwszą nagrodę zdobyła Anna Nejman z Białegostoku, a drugie miejsce zajął Maciej Gardziejewski
z Warszawy za zestaw limeryków i epitafiów.
Radosław Lech Wiącek vel Stefan Bolcman
“U fryzjera”
Postanowiłem się ostrzyc. Poszedłem więc do pierwszego lepszego fryzjera. Była kolejka, ale w sumie nigdzie mi się nie spieszyło, postanowiłem więc zaczekać.
- Dzień dobry, można?
- Proszę bardzo, ale musi pan poczekać, kolejka.
- Mam czas, poczekam.
- No to zapraszam.
- Pan ostatni? – zapytałem ostatniego w ogonku gościa.
- Tylko przypadku gdy pan zrezygnuje – odparł filozoficznie.
Usiadłem obok filozofa i aby nie być narażony na zaczepki przymknąłem oczy. W tle słyszałem konwersację, w której na szczęście nie musiałem brać udziału.
- A widział pan jak ten Gołota przegrał?
- No! Ale on to nic nie potrafi. Po co on się boksuje?
- Nie wiem po co, ale wiem za to czemu przegrał.
- No czemu?
- A bo go premier poparł i stwierdził, że ufa, iż Gołota wygra…
- No tak, ostatnio wszyscy którym premier ufa i których popiera to mają przekichane…
- To nie jest tak do końca. To wina Adamka – bo nie dał się trafić…
- Możesz pan mieć rację – gdyby Gołota go trafił, to mógłby sobie jeszcze rękę zwichnąć…
Zapadła cisza. Widać podniecenie ostatnią walką Gołoty trwało tyle samo co sama walka.
- Szefie – może pan włączyć radio?
- Nie mogę. Zaiks by mnie zbankrutował.
- Patrz pan, ten Zaiks to jak moja żona, ciągle mu mało.
- No… mafia panie, mafia.
- A właśnie – słyszał pan, że ZBOWiD zakazał zatrudniać jednorękich bandytów?
- Poważnie?
- Szwagier mi mówił.
- A skąd szwagier wie?
- A bo ma znajomego ortopedę, który mu mówił, że ktoś się pytał jego kolegi, ile by kosztowało przyszycie drugiej ręki jednorękiemu bandycie.
- A po co?
- Podobno żeby jakąś ustawę obejść czy co…
- Czego to ludzie nie wymyślą… I co ten ortopeda?
- Okazało się, że to nie był ortopeda tylko agent i tamtego gościa zamkli.
- Zamknęli!
- Też. Ale teraz w całym szpitalu nie ma kto operacji robić, bo ten agent to już odszedł, a takie cuda wyprawiał na sali operacyjnej, że z całego województwa do niego zjeżdżali…
- Co pan powie, ale ich tam dobrze szkolą…
Ponownie zapadła cisza. Na krótko. Na tapetę weszły sprawy gospodarcze.
- Wie pan, że mają wprowadzić podatek od tych co umieją pływać?
- A to dlaczego?
- A bo to przez nich padły stocznie. Ludzie nauczyli się pływać i nie potrzebowali już statków…
- A pewnie, niech płacą.
- No ale od tych co nie umieją pływać też ma być podatek.
- O nie! A to dlaczego???
- No bo mogą się nauczyć, więc tak na wszelki wypadek. Prewencyjne. Tak wymyślił sam premier.
- Cwany lis…
- Nie Lis, premier. I pieniądze mają pójść na stocznie. A trochę na film o stoczniach.
- A kto niby ma kręcić ten film o stoczniach?
- Był jeden kandydat, ale coś go zatrzymało i teraz to już nie wiadomo…
- No, to może by tak nakręcił tam film o tym zderzaczu hadronów co go to znowu uruchomili? Słyszał pan?
- Ta, słyszałem. I zaraz pewnie prąd podrożeje. Wiesz pan ile to prądu żre? I gaz, bo to zawsze drożeje razem.
- I wódka! A ciekawe kto zapłaci za te zderzenia?
- Chyba mają auto-casco?
- Auto-casco, auto-casco. To znowu ubezpieczenie wzrośnie…
- Do niczego ten rząd.
- Masz pan racje - do niczego.
Rozmówcy zamilkli. Prapoczątki świata to nic w pespektywie kolejnych podwyżek i słabości koalicji. Myślałem już, że wyczerpali wszystkie tematy – no bo cóż większego po takim zderzaczu może się trafić? Myliłem się jednak. I to bardzo.
- O!, a widzi pan tego tu? Udaje że śpi, a pewnie wszystko słyszy. Pewnie wszystko to potem opisze.
- Znamy takich. Opisze, da do gazet lub radia i będzie wstyd. Słyszał pan co one w tym radiu wyrabiają?
- Nie, bo fryzjer nie chce włączyć…
- No tak. Ale podobno jest tam i tak lepiej niż w telewizji.
- W tej telewizji panie to jest najgorzej. Gorzej nawet niż w PZPN.
- Niemożliwe. Nic nie może być gorsze niż PZPN. To jest fizycznie niemożliwe.
- A Łódzkie Pogotowie? A mecz ze Słowacją? A Vista? A sejm?
- Hm, no ciężko powiedzieć… Coś w tym jest.
- Chyba trudno a nie ciężko. Ale a propos pogotowia – wie pan, że u tego ładnego wicepremiera zbadali puls?
- I co z tego?
- Niby nic, ale wyszło, że tętno to ma 7.
- Niemożliwe, ludzie tyle nie mają.
- Ludzie nie. No ale w sumie powiedz pan, po co ma mieć większy puls? Wszak ma samych swoich dookoła, a teraz spokój i ciszę…
- Niby tak.
Odetchnąłem z ulgą, że zeszli ze mnie. Przedwcześnie. Widać wicepremier z tętnem jak nieboszczyk także nie wzbudził żywszego zainteresowania.
- Widzi pan tego? Znowu udaje że śpi, a gałki mu się ruszają.
- Myśli pan że podsłuchuje? I opisze?
- E, chyba nie. Popatrz pan na tę wysuniętą szczękę. Nie znamionuje inteligencji.
- Pozory mogą mylić. Widział pan zdjęcie Dody?
- Fakt.
Schowałem szczękę, wysunąłem czoło. Nie pomogło.
- Widzi pan? Mutuje…
- Pewnie zjadł dużo zmutowanej soi. Taka soja to może z człowieka nawet ośmiornicę zrobić…
Przeraziłem się nie na żarty. Nie chciałem mutować w ośmiornicę. Szybko otworzyłem oczy, wstałem i wyszedłem, nie skorzystawszy z w końcu usług fryzjera. Ostrzygę się gdzie indziej – postanowiłem.
Rozglądając się ostrożnie czy nikt nie patrzy, szybko podrapałem się czwartą ręką w siódmą czułkę, wyjąłem kanapkę z niebieskiej marchwi, zjadłem, wypiłem małpkę… wina z rzodkiewki i odleciałem do pracy. Tu blisko, na Wiejską…