Główna » Radosław Lech Wiącek, Skecze, WSZYSTKIE WPISY

“U fryzjera” skecz Radosława Lecha Wiącka vel Stefana Bolcmana

Autor: admin dnia 27 Kwiecień 2011 Brak komentarzy

Portal migielicz.pl przedstawia Państwu kolejny wyśmienity skecz pt.
“U fryzjera” autorstwa Radosława Lecha Wiącka vel Stefana Bolcmana, satyryka z Mielca, zwanego „Księciem łgarzy” , za który nagrodzony został III nagrodą na  V Ogólnopolskim Konkursie Satyrycznym „O Statuetkę Stolema” w Gniewinie w 2009 r.
Przypominamy ,że w Konkursie tym  pierwszą nagrodę zdobyła Anna Nejman z Białegostoku, a drugie miejsce zajął Maciej Gardziejewski
z Warszawy za zestaw limeryków i epitafiów.

 Radosław Lech Wiącek vel Stefan Bolcman

“U fryzjera”

 

Postanowiłem się ostrzyc. Poszedłem więc do pierwszego lepszego fryzjera. Była kolejka, ale w sumie  nigdzie mi się nie spieszyło,  postanowiłem więc zaczekać.

-        Dzień dobry, można?

-        Proszę bardzo, ale musi pan poczekać, kolejka.

-        Mam czas, poczekam.

-        No to zapraszam.

-        Pan ostatni? – zapytałem ostatniego w ogonku gościa.

-        Tylko przypadku gdy pan zrezygnuje – odparł filozoficznie.

Usiadłem obok filozofa i aby nie być narażony na zaczepki przymknąłem oczy. W tle słyszałem konwersację, w której na szczęście nie musiałem brać udziału.

-        A widział pan jak ten Gołota przegrał?

-        No! Ale on to nic nie potrafi. Po co on się boksuje?

-        Nie wiem po co, ale wiem za to czemu przegrał.

-        No czemu?

-        A bo go premier poparł i stwierdził, że ufa, iż Gołota wygra…

-        No tak, ostatnio wszyscy którym premier ufa i których popiera  to mają przekichane…

-        To nie jest tak do końca.  To wina Adamka – bo nie dał się trafić…

-        Możesz pan mieć rację –  gdyby Gołota go trafił, to mógłby sobie jeszcze rękę zwichnąć…

Zapadła cisza. Widać podniecenie ostatnią walką Gołoty trwało tyle samo co sama walka.

-        Szefie – może pan włączyć radio?

-        Nie mogę. Zaiks by mnie zbankrutował.

-        Patrz pan, ten Zaiks to jak moja żona, ciągle mu mało.

-        No… mafia panie, mafia.

-        A właśnie – słyszał pan, że ZBOWiD zakazał zatrudniać jednorękich bandytów?

-        Poważnie?

-        Szwagier mi mówił.

-        A skąd szwagier wie?

-        A bo ma znajomego ortopedę, który mu mówił, że ktoś się pytał jego kolegi, ile by kosztowało przyszycie drugiej ręki jednorękiemu bandycie.

-        A po co?

-        Podobno żeby jakąś ustawę obejść czy co…

-        Czego to ludzie nie wymyślą… I co ten ortopeda?

-        Okazało się, że to nie był ortopeda tylko agent i tamtego gościa zamkli.

-        Zamknęli!

-        Też. Ale teraz w całym szpitalu nie ma kto operacji robić, bo ten agent to już odszedł, a  takie cuda wyprawiał na sali operacyjnej, że z całego województwa do niego zjeżdżali…

-        Co pan powie, ale ich tam dobrze szkolą…

Ponownie zapadła cisza. Na krótko. Na tapetę weszły sprawy gospodarcze.

-        Wie pan, że mają wprowadzić podatek od tych co umieją pływać?

-        A to dlaczego?

-        A bo to przez nich padły stocznie. Ludzie nauczyli się pływać i nie potrzebowali już statków…

-        A pewnie, niech płacą.

-        No ale od tych co nie umieją pływać też ma być podatek.

-        O nie! A to dlaczego???

-        No bo mogą się nauczyć, więc tak na wszelki wypadek. Prewencyjne. Tak wymyślił sam premier.

-        Cwany lis…

-        Nie Lis, premier. I pieniądze mają pójść na stocznie. A trochę na film o stoczniach.

-        A kto niby ma kręcić ten film o stoczniach?

-        Był jeden kandydat, ale coś go zatrzymało i  teraz to już nie wiadomo…

-        No, to może by tak nakręcił tam film o tym zderzaczu hadronów co go to znowu uruchomili? Słyszał pan?

-        Ta, słyszałem. I zaraz pewnie prąd podrożeje. Wiesz pan ile to prądu żre? I gaz, bo to zawsze drożeje razem.

-        I wódka! A ciekawe kto zapłaci za te zderzenia?

-        Chyba mają auto-casco?

-        Auto-casco, auto-casco. To znowu ubezpieczenie wzrośnie…

-        Do niczego ten rząd.

-        Masz pan racje -  do niczego.

Rozmówcy zamilkli.  Prapoczątki świata to nic w pespektywie kolejnych podwyżek i słabości koalicji. Myślałem już, że wyczerpali wszystkie tematy – no bo cóż większego po takim zderzaczu może się trafić? Myliłem się jednak. I to bardzo.

-        O!, a widzi pan tego tu? Udaje że śpi, a pewnie wszystko słyszy. Pewnie wszystko to potem opisze.

-        Znamy takich. Opisze, da do gazet lub radia i będzie wstyd. Słyszał pan co one w tym radiu wyrabiają?

-        Nie, bo fryzjer nie chce włączyć…

-        No tak. Ale podobno jest tam i tak lepiej niż w telewizji.

-        W tej telewizji panie to jest najgorzej. Gorzej nawet niż w PZPN.

-        Niemożliwe. Nic nie może być gorsze niż PZPN. To jest fizycznie niemożliwe.

-        A Łódzkie Pogotowie? A mecz ze Słowacją? A Vista? A sejm?

-        Hm, no ciężko powiedzieć… Coś w tym jest.

-        Chyba trudno a nie ciężko. Ale a propos  pogotowia –  wie pan, że u tego ładnego wicepremiera zbadali puls?

-        I co z tego?

-        Niby nic, ale wyszło, że tętno to ma 7.

-        Niemożliwe, ludzie tyle nie mają.

-        Ludzie nie. No ale w sumie powiedz pan,  po co ma mieć większy puls? Wszak ma samych swoich dookoła, a teraz spokój i ciszę…

-        Niby tak.

Odetchnąłem z ulgą, że zeszli ze mnie. Przedwcześnie. Widać wicepremier z tętnem jak nieboszczyk także nie wzbudził żywszego zainteresowania.

-        Widzi pan tego? Znowu udaje że śpi, a gałki mu się ruszają.

-        Myśli pan że podsłuchuje? I opisze?

-        E, chyba nie. Popatrz pan na tę wysuniętą szczękę. Nie znamionuje inteligencji.

-        Pozory mogą mylić. Widział pan zdjęcie Dody?

-        Fakt.

Schowałem szczękę, wysunąłem czoło. Nie pomogło.

-        Widzi pan? Mutuje…

-        Pewnie zjadł dużo zmutowanej soi. Taka soja to może z człowieka  nawet ośmiornicę zrobić…

Przeraziłem się nie na żarty. Nie chciałem mutować w ośmiornicę. Szybko otworzyłem oczy, wstałem i wyszedłem, nie skorzystawszy z w końcu usług fryzjera. Ostrzygę się gdzie indziej – postanowiłem.

Rozglądając się ostrożnie czy nikt nie patrzy, szybko podrapałem się czwartą ręką w siódmą czułkę, wyjąłem kanapkę z niebieskiej marchwi, zjadłem, wypiłem małpkę… wina z rzodkiewki i odleciałem do pracy. Tu blisko, na Wiejską…

Digg this!Dodaj do del.icio.us!Stumble this!Dodaj do Techorati!Share on Facebook!Seed Newsvine!Reddit!Dodaj do Yahoo!

Komentowanie wyłączone.