Thriller 13 sierpnia!
Każdego, kto potrafi utrzymać nerwy na wodzy i wszystkim, którzy cenią sobie emocje sięgające granic, zapraszamy do lektury, mrożącego krew w żyłach tekstu, z okazji 112 urodzin Mistrza Suspensu.
Podpisano:
Alfred Hitchcock
Anthony Perkins
Jan Migielicz
Maciej Gardziejewski
MACIEJ GARDZIEJEWSKI
BALLADA O MISTRZU
Po omacku bez latarki
Mkną pod kocem ciarki (takie nocne marki)
Z pięt na łydki – z ud na „wzgórza”
A na „wzgórzach” grzmot za grzmotem (mała burza)
Więc hop z pleców w mgnieniu oka
Sza! Nie budzić (i nie straszyć) Sir Hitchcocka
Rano westchnął mistrz nad grzanką
I zapisał (jąc śniadanko) pomysł – zdanko
„Sterczy sztywno spod kredensu
Stopa w kierpcu (tudzież w laczku) dla suspensu”
A gdy scena nie ma sensu
Niech choć zmierza (Jezus Maria!) do suspensu
Potem związał krawat khaki
W węzeł (w średniowieczne stryczki?) byle jaki
W kieszeń wsunął (barwy ecru)
Kostkę chustki (czytaj: egri) w Pole Negri
Do ust dropsa z mięty chłodem
A cygara (są szkodliwe!) wielką kłodę
Objął był ciepłymi usty
I wypuścił (z płuc otchłani) obłok tłusty
Oto image Mistrza fachu
Mistrza fachu od kręcenia filmów strachu!
Filmów tkwiących w głębi duszy
Według strasznych (rany boskie!) scenariuszy
Sceny z oknem na podwórze
Pod prysznicem (goła laska – prysznic w górze)
Lub – od Biecza do Kentucky
Podziwiane wściekłe wróble (znaczy Ptaki)
I tysiące innych thrili
Które beret – ryły – ryją – będą ryli!
Jednak gryzła z dawien dawna
Mistrza kwestia (funeralna) nie zabawna
- Będą wiecznie czarno-biało
(albo w 3D) kręcić aby grozą wiało?
Kiedy już opuszczę padół
Wśród milczenia ziemskich (i nieziemskich) gaduł?
Pytał w duchu i zawzięcie
Ssał cygaro (są szkodliwe!) jak wał zgięcie
Każdy – co tu dużo mówić -
Musi swoje gniazdo (obsrać?) tudzież uwić
Zaskakując jak boss mafii
(Lub Łapicki) i urodą jak Kadafi
I niech śmierdzi – i niech pachnie
Byle z widza (czy niewidza) wyrwać – Ach nie!
I wiadomość ta aż mrowi
Wnet się urwał (czarno-biały) film Mistrzowi
Zeszło mu się z tego „Kina”
Zabrał z sobą swoją „Lampę Alladyna”
Widać przyszła jego pora
Teraz mają (Jezus Maria!) TAM cykora
Opowiada im thrillery
Aż grzmią – Przestań! Alfred przestań do cholery!
Wieczność to nie kino akcji
Walisz (Alfred!) jak z wysokiej (Alfred!) trakcji
I by zwalczyć ciut nerwicę
Śle Pan na dół (co ma robić?) błyskawice
Grzmoty i jesienne burze
Burząc morza oceany (i kałuże)
A pod kocem nocne ciarki
Po omacku (pojedynczo) bez latarki
Od Ryk aż do Portofino
Omdlewają (ale horror!) ale kino!
A ze strachu – dodam jeszcze –
że te ciarki (jak to ciarki) mają dreszcze
Wiersz skończyłem o północy
Chciałem już zawinąć ciało w ciepły kocyk
Jeszcze tylko ubić jasiek
Ciut pomarzyć (o de Dody) i o kasie
Bo za tydzień przyjdzie renta
Nagle wrzask mi zjeżył włosy – A gdzie puenta?
I komara się nie przytnie
Pomyślałem – Alfred, kurwa! (to się wytnie)
Taka puenta jaka groza
Drżałem pisząc (straszną puentę) jak mimoza:
Puenta:
Kiedy rzeczywistość miałka
Wtedy fikcja jeży włosy gęsi skórkę ścina białka!!!
Też miałem dreszcze … czytając, jednym słowem dobra robota!