TEKSTY WYRÓŻNIONE
ZA PRACE O TEMATYCE OGÓLNEJ
W OGÓLNOPOLSKIM KONKURSIE SATYRYCZNYM
“SATYRA UROBKOWA”
MAREK RYCYK
Lody
W zamojskim powiecie,
W niewielkiej osadzie,
Był Leon co życie wiódł
Szare w zasadzie.
To życie topniało mu wolno jak lody
Bez jakiejś rozrywki i żadnej przygody.
Pił kawę, dostawał kanapkę od żony,
A potem otwierał swój kiosk ulubiony.
W tym kiosku bisnesik się kręcił –
Jak lody,
Gdyż właśnie sprzedawał je tam dla ochłody.
Ten zimny interes był bardzo
Udany,
Dlatego Jan zechciał już
Jakieś odmiany.
Pomyślał – w kieszeniach mam
Forsy jak lodu,
Więc trzeba zabawić się z tego powodu.
Zaraz też poznał artystkę Lodzię
Co przyszła na lody
Przy pięknej pogodzie.
Gdy dama rzuciła nań zimne spojrzenie
(królowa lodu wszak grała na scenie)
Roztopił się cały w swojej
nieśmiałości,
szybko go zmroziła, aż do
szpiku kości.
Lecz gdy ujrzała, że
kieszeń nadziana,
zaraz nastąpiła cudowna przemiana.
Skutecznie zaczęła dla swojej
Wygody
Przy panu Leonie kręcić swoje lody.
Na Lodę wnet spłyną żar
Wielkiej miłości,
jest już przychylana i już
się nie złości.
Zatrącił się chłopak w tej swej
namiętności,
na lody zaprasza,
po knajpach ją gości.
Stateczkiem pływają przy
pięknej pogodnie.
zimą piruety kręcą gdzieś
na lodzie.
Tak się zauroczył
nie wie co się dzieje,
Lodzia więcej kocha,
Forsa wciąż topnieje.
Razem z forsą znikła, Lodzia
Jak kamfora.
Już pieniędzy nie ma,
a tu wracać pora.
Interesik przepadł,
stracił żonę, Lodzię.
Po takiej przygodzie
został sam na lodzie.
LESZEK JARACZEWSKI
Eljot
W Weronie, pełen fantazji dziadek
Właził przez balkon do sąsiadek;
Jednak, trefnym przypadkiem
Spadł, wyrżnąwszy fest zadkiem.
Po spadku dziadka był po dziadku spadek.
PIOTR ZDRZYNICKI
Odwiedziny
Przyszła do mnie w poniedziałek rusałka zębozłota,
z włosem rzadkim, różowym, śliskim,
oczami pokociła, kaloszem wniosła błota,
klusek ciepłych włożyła do miski,
Przyszła do mnie musztardowa rusałka we wtorek,
gibka kibicią niby antenka samochodowa,
wdziękoszczelnym uśmiechem niczym pomidorem
odrumieniona, wciąż wszystko zaczynała od nowa,
W środę zawitała do mnie rusałka z muchą w nosie,
co grzeszyła czerwonym aparatem mowy.
rzęs swoich po obrusie porozsiała krocie,
by wieczorem na dalsze móc wyruszyć łowy,
Czwartek przywiódł do mnie rusałkę makową,
z pośladkiem aksamitnym, nad wyraz różowym,
z mową soczystą, wartką. Lecz rozmawiają,
zabawiała niewiele, nie klejąc rozmowy,
W piątek w me progi wleciała rusałka skąpomiła,
w peruce niosła kalafior i ostrygi,
miała na coś pomysł, lecz go rozmyśliła,
pia tran a wiersze recytowała na migi,
Przyszła do mnie sobotą rusałka z pazurem,
czerwonym, zagiętym, cekiniastym, dziarskim,
rozdarła nim złudzenia i najlepszą koszulę
co ja miałem na sobie w tylu marynarskim,
w niedzielę przyszła do mnie rusaka niedzielna,
nieobecna myślą, ciałem też nie całkiem,
nie pobyła, nie pojadła. Raczej niebezczelna…
drzwi nie omknęła tęsknoty za poniedziałkiem