Tadeusz Buraczewski – Książka “V”
Przedstawiamy Państwu kolejną książkę Tadeusza Buraczewskiego pt. “V”
oraz recenzję do niej autorstwa Zbigniewa Radosława Szymańskiego z czerwca 2009 r.
Nowa książka Tadeusza Buraczewskiego: „V” – znak zwycięstwa, czy V kolumna w ogólnie przyjętej „political correcness”?
Zapraszamy na rzadką w dzisiejszych czasach rzetelną
i zarazem osobistą recenzję książki. “V” Tadeusza Buraczewskiego to zbiór różnych form literackich, które łączy…
Przede mną tajemnicza książeczka. Autor, Tadeusz Buraczewski co prawda znany, ale tytuł „V” intryguje. Dla mojego pokolenia „V” to był znak wiktorii, hipisowskie pozdrowienie, symbol wpisany w malowany na murach okrąg pacyfki. Po latach zrozumiałem całą ironię, przynajmniej na naszym polskim gruncie, tego naiwnego symbolu. Ten gest uniesionej ręki i dłoni z palcami ułożonymi w literę V ochoczo podjęli bohaterzy sierpniowych strajków, by wreszcie ostatecznie go pogrzebał premier Mazowiecki, pierwszy premier wolnej Polski, jak chcą niektórzy, lub ostatni premier PRL-u, co z perspektywy ostatnich 20 lat wydaje się bardziej prawdopodobne. Na okładce książki Tadeusza „V” namalowane jest na karykaturze Lenina w pruskiej pikelhaubie na głowie. Symbolika bardzo dwuznaczna. Można ją rozumieć jako zwycięstwo nad niemiecko- rosyjskim zniewoleniem naszego kraju, ale znając twórczość Tadeusza raczej o taki optymizm Jego nie podejrzewam. Może też symbolizować zwycięstwo tej właśnie wrogiej Polsce koalicji – i na taką interpretację okładki tej intrygującej książki wskazują zamieszczone w niej utwory:
„Historia zjada własny ogon,
Kiedy się daje wpisać w rurę!
W gazie pointy – proste coś –
- rurowa Moskwa – Berlin – oś!”
(„Dzwony rurowe Europy” s.30)
„Kraj priwislinskij sprzedawali
- od może – po kałużę Bałtyk
Friend Churchill: take- batiuszka Stalin…
- Bush ćwiczy dziś kolokwium z Jałty.”
(„Jewropiejec pagadi!.” s.31)
„V” może też być skrótem od „veto” (łac. nie pozwalam). I to weto wobec „vistości” pojawia się w tej książce często. Tadeusz to nie tylko dokładny analityk, rozkładający na części materię i ducha naszej dookolności, ale także twórca inspirujących syntez. Nie ma jednak ambicji pouczania czytelnika, podawania mu na tacy gotowych recept, prawd uniwersalnych. Czyta zapewne komentarze internautów do zamieszczanych w „Gazecie Świętojańskiej” swoich ironezji ,więc w moc słowa za bardzo już nie wierzy. Ma jednak nadzieję, że czytelnik, ten któremu chce się jeszcze myśleć, wyciągnie jakieś wnioski dla siebie, niezależnie od tego, czy się z autorem zgadza w diagnozie rzeczywistości, czy nie.
„Puenta – rzecz nie zawsze święta…
Hydra kryzyska J – w jej wyniku
- usiądź na d…e choć na chwilę
- i wymyśl sobie – czytelniku. !!!..
(„Kryzys” s.35)
Tak, jedyne czego autor się od nas domaga to tej odrobiny myślenia. Niby tak niewiele a jednak…
Może więc być owo „V” ironicznym znakiem wiktorii i skrótem od „veto”. Tadeusz na wiarę przyjmuje chyba tylko prawdy Dekalogu a i tu kto wie, czy nie chciałby co nieco poprawić.
Wszystko co nas otacza, co jest dla nas zwierciadłem w którym się czasem przeglądamy, -niestety zwierciadłem z Gabinetu Krzywych Luster sprytnie zamontowanych według reguł political correctness,- dla satyryka tej miary, który nie zamierza wzorem swoich kolegów po piórze namaszczać wiadomej części ciała Mecenasa( zwłaszcza, że ów Mecenas jakoś nie śpieszy się z zapłatą),- wszystko to stanowi pretekst, by zaglądnąć na drugą stronę lustra, gdzie wre prawdziwe życie a nie jego atrapa. Gdy poskrobiemy rocznicową pozłotę spod jej cienkiej warstwy wyjrzy do nas prawdziwa twarz pomnikowych postaci, medialnych ikon, czyli prawdziwa twarz nas, Polaków.
„ O! Posąg się zżyma… jak ropucha – nadyma…
Już ma słów o ojczyźnie – biegunkę,
Idzie, płynie jak fala i wszechwszystko obala
Czego nie mógł ogarnąć rozumkiem.”
(„Co & Koły” s.40)
Większość z nas tej prawdy nie chce przyjąć. Woli blichtr tanich kosmetyków.(„Krem z tłuszczu kobiet” s.7) Pamiętam wrzawę jaką wzbudziła satyra Tadeusza na odejście Dyrektora Teatru Miejskiego w Gdyni. Dobrotliwy w gruncie rzeczy tekst, dla osoby inteligentnej- a taką z całą pewnością Dyrektor jest,- wręcz laurka. Mimo to, ta lekko złośliwa laurka stała się pretekstem do niebywałej wręcz nagonki internautów na autora.
„V” Tadeusza Buraczewskiego jest doskonale skomponowany. Nie brakuje tutaj ironezji, fraszek, limeryków. Nie brak też poezji czystej, bo chociaż autor twierdzi że: „poeta to nieudany satyryk”, to wiersze takie jak np „ …. a tam gdzieś Twój brat…”. do którego muzykę napisał Jerzy Stachura, o tym, że Tadeusz poetą jest, najlepiej świadczy. Jest tutaj także proza, recenzje. Ostrze satyry smaga nie tylko polityków, ale też przedstawicieli trójmiejskiej bohemy.(„N-cyk, cyk… n-cyk, cyk – zali o kultóże etc…” s.44) Wszystko to doskonale zilustrowane znakomitą grafiką przedwcześnie zmarłego Krzysztofa Toboły, któremu tomik jest dedykowany. Obaj twórcy widać rozumieli się znakomicie tworząc perfekcyjny satyryczny tandem:
„Linia i myśl – oto Krzyś
- przestrzeń i konkret ironezji
I ona – jasna jak Bristol A 3
W Dusznikach – skrzyżowała dwie kreski.”
Oryginalny talent Tadeusza Buraczewskiego powoduje, że te niełatwe przecież, pełne ukrytych znaczeń, gęste od aluzji, naszpikowane ostrymi jak grot owej okładkowej pikelhauby metaforami utwory czyta się jednym tchem nie żałując poświęconego im czasu. Nie wierzę, by uważny czytelnik mógł pozostać obojętny wobec twórczości Tadeusza i nie wyciągnął wniosków z lektury. Oby właściwe, tzn. niekoniecznie „political correcteness”.
Na koniec pozwolę sobie na prywatną dygresję. Pisząc w Gazecie Świętojańskiej o moim tomiku „Piąta strona świata” stwierdziłeś Tadeuszu, że zabrałbyś go z sobą, gdyby przyszło Tobie osiedlić się na bezludnej wyspie. Ja , z Twoim tomikiem zrobiłbym to samo. Właśnie po to, by czytając cieszyć się, że jestem od opisywanej przez Ciebie vistości daleko. A może(emerytura już blisko) wybierzemy się na bezludną wyspę razem? Aparaturę do pędzenia bimbru jeszcze z dawnych, słusznie(?) minionych czasów mam, więc te 200 gram na głowę zawsze sobie napędzimy.
Lecz póki co, pisz nam Tadeuszu o dookolności ciętym piórem satyryka, z nutką poetycznego zrozumienia, wyszydzaj nasze wady, broń nas przed „Taryfikatorem Michnika” i innymi wynalazkami Salonu. A my? Cóż, my…:
„Nie damy się Europie
- w jej tyglu- rozpuścić!
I to będzie widać zewsząd –
aż z Góry Kościuszki.
Bo my z Ciebie – Naczelniku…
Jak z rodzinnej pieśni,
bo my z Ciebie – Tadeuszu…
Jesteśmy!.. „
(„Bo my z Ciebie – Tadeuszu…” s. 26)
(Zbigniew 200 gram Szymański)