SPOD PIÓRA SATYRYKA III – KONKURSY, KONKURSY…
ZOFIA NOWACKA-WILCZEK
SPOD PIÓRA SATYRYKA III
KONKURSY, KONKURSY…
Wielu „ludzi pióra” nie bierze udziału (tak przynajmniej twierdzą) w żadnych konkursach literackich , uważając to za proceder wręcz deprecjonujący „godność twórcy”. Może rzeczywiście negują jakąkolwiek wartość płynącą z uczestnictwa w takich przedsięwzięciach, a może po prostu nie robią tego ze zwykłego strachu przed przegraną. Wolą tak sobie, po cichutku, słodko tworzyć, frunąć wśród przestworzy poezji bez żadnych turbulencji i ingerencji z zewnątrz, które mogłyby nagle zakłócić ich twórcze dolce vita i własne, stworzone przez nich samych, często może nawet bezzasadne, poczucie swojej „niezaprzeczalnej” wartości w dziedzinie literatury. Wolą trwać w osobistym przekonaniu o swej wielkości, nie zagrożonej przez jakąś niepochlebną ocenę, jaką, niewykluczone, mogliby w przypadku uczestniczenia w konkursie otrzymać, gdyż może brakuje im odwagi do zmierzenia się z pewną, często drastyczną rzeczywistością.
Taka postawa jest oczywiście kwestią osobistego podejścia do sprawy, do którego każdy ma prawo. Nie zawsze jednak takie oficjalne deklaracje dezaprobaty są szczere i zgodne z prawdą. Osobiście znam kilka przypadków, kiedy to autorzy, mimo demonstrowanej publicznie niechęci do wszelkich „rozgrywek literackich” próbowali parokrotnie wejść w konkursowe szranki, ale… . No właśnie!
Takie manifestacje niechęci nie są jednak zjawiskiem nagminnym i wielu piszących, co da się łatwo wyśledzić chociażby w anonsach i komunikatach pokonkursowych, przejawia stanowisko raczej pro niż anty, uczestnicząc w licznych lokalnych, ogólnopolskich, czy też międzynarodowych konkursach literackich. A powody nimi kierujące, jak już wspominałam wcześniej, bywają różne. Niektórzy, jak przypuszczam, chcą się po prostu sprawdzić, inni, ci z żyłką do hazardu, pragnąc wygrywać i pokazywać, że są najlepsi, robią to dla własnej satysfakcji i potwierdzenia swoich literackich możliwości. Są też tacy, którzy kierują się pobudkami materialnymi ( naiwni !), podczas gdy na niektórych taka literacka rywalizacja, dodając skrzydeł, działa nadzwyczaj mobilizująco i dopingująco oraz tacy, którzy robią to ze wszystkich wymienionych powodów łącznie.
Jako że wszyscy ci, którzy w miarę regularnie uczestniczą w tego typu „realizacji twórczej”, wiedzą na temat konkursów prawie wszystko, to to, co zamierzam teraz przedstawić nie będzie stanowiło dla nich żadnego zaskakującego novum. Będą to bowiem, w głównej mierze, posiadane już przez nich informacje, może tylko nieco poszerzone i usystematyzowane.
Nie będzie to więc nic odkrywczego i oryginalnego. Zamierzam mianowicie powiedzieć o tym, co często dociera do świadomości wielu z nas, a co może „zostawiamy w spokoju”, sądząc, że jest to jedynie jakieś nasze subiektywne odczucie, z którym nie ma sensu się „wychylać”, choć taka postawa polegająca na „pozostawianiu rzeczy w spokoju”, w żaden sposób nie przyczynia się do zmiany istniejącego status quo. Wyciągając na wierzch owe nienagłośniane zastrzeżenia i wątpliwości, chciałabym zasygnalizować, że (i tu też nie odkryję przysłowiowej Ameryki), o pewnych rzeczach należy mówić i wspólnie o nich dyskutować, ot tak, choćby pro publico bono.
Jak łatwo możemy się przekonać, śledząc zawartości kilku internetowych portali i serwisów literackich, „konkursów literackich ci u nas dostatek”.
Po zliczeniu wszystkich , proponowanych na rok 2012 przez jeden z najbardziej popularnych serwisów poetyckich Poezja polska otrzymałam imponujący wynik około 120. Dodawszy do tego nie ogłaszane tam zazwyczaj konkursy satyryczne, wychwycone z kolei z portalu satyrycznego migielicz.pl w liczbie około 60 (z pominięciem konkursów na rysunki i komiksy) otrzymałam łączną ilość 180, organizowanych ostatnio, można śmiało powiedzieć, że corocznie, konkursów literackich, co też nie jest, jak podejrzewam, liczbą ostateczną. Oszczędzając sobie bowiem zbytecznego trudu, nie prześwietliłam żadnych innych portali (Namida, Sadurski, Salon literacki itp.), gdzie oprócz tych wyszukanych na przejrzanych przeze mnie serwisach, prawdopodobnie znalazłyby się jeszcze jakieś pojedyncze , tam nieobecne anonse.
Dodawszy do tego liczne grono osób uczestniczących w tychże konkursach, można śmiało stwierdzić, że stanowią one jedno z najbardziej popularnych i rozpowszechnionych wydarzeń kulturotwórczych w naszym literackim światku.
Pod względem częstotliwości ich organizowania, konkursy satyryczne, gdyż głównie o tych będzie tu mowa, można podzielić na:
- coroczne (np. Satyrbia, O statuetkę Stolema, O statuetkę J. Kochanowskiego, im. St. J. Leca - do niedawna),
- organizowane jako biennale-czyli w cyklu dwuletnim (np. im. St. J. Leca - Baranie granie-od roku bieżącego, lub im A. Gawrońskiego w Australii),
- okazjonalne (np. O smocze jajo-konkurs na limeryk upamiętniający 750 rocznicę założenia miasta Krakowa),
- maratony satyryczne (np. trwający blisko 3 lata Przasnyski Maraton Limerykowy).
Biorąc zaś pod uwagę rodzaj utworów satyrycznych preferowanych przez poszczególne konkursy, można je z kolei podzielić na:
-„ogólnosatyryczne”- oceniające wszystkie formy satyryczne: fraszki, limeryki, aforyzmy, wiersze satyryczne, epitafia, skecze, anegdoty itp. (m.in O statuetkę Stolema, O grudę bursztynu, Wrzuć na luz, Fredrowanie , O złotą szpilę),
- konkursy na limeryk (np. Suwałki, Trzebiatów, Międzyrzec, Gdańsk),
- konkursy na fraszkę (np. Zebrzydowice, Zwoleń ),
- konkursy na fraszkę i aforyzm łącznie (np. Satyrbia, im. St.J.Leca- do niedawna),
a te z kolei bywają:
- dowolnotematyczne (np. Satyrbia, Stolem, Zebrzydowice, Zwoleń ),
- monotematyczne (np. Trzebiatów, Suwałki - temat podstawowy)i, Cieszyn, Muszyna, Kartuzy,),
- tematycznie promujące region , jego tradycje i historię np. Reda, Zwoleń, Suwałki, Cieszyn),
- corocznie zmieniające tematykę konkursu (np. Międzyrzec, Limeryk antydepresyjny, Suwałki – temat poboczny),
- komercyjno-reklamowe (np. na fraszkę o odchudzaniu),
a spośród tych da się wyodrębnić:
- konkursy „ satyro-total” – (mój prywatny wymysł) – dowcipnie i satyrycznie redagujące już nawet regulamin konkursu, (np. Fredrowanie,Wrzuć na luz)
- konkursy nie przestrzegające zasad swojego regulaminu, np. jeśli chodzi o ilość nadesłanych utworów, rodzaj utworów czy też status uczestników *.
- konkursy zmieniające zasady regulaminu w trakcie trwania konkursu!*
- konkursy publikujące tzw. tomiki pokonkursowe (chwała im za to), stanowiące pokłosie konkursu (np. Stolem, Reda, Satyrbia, Lec), te nie czyniące tego i już od lat obiecujące poprawę oraz konkursy zupełnie nie zwracające uwagi na doniosłość tegoż faktu.*
Jeszcze inną, jakby oddzielną grupę stanowią pewne konkursy, których organizatorzy, wbrew ogólnie przyjętym zasadom zachowywania anonimowości na etapie oceniania utworów, zapewniającym z kolei całkowitą obiektywność oceny, żądają podpisywania prac pełnym nazwiskiem i imieniem autora, co zwykle, w szanujących się konkursach, jest zastępowane przez obrane przezeń godło i następnie rozszyfrowywane po wydaniu werdyktu przez Jury konkursu. Trochę jest to dziwne i rzecz wygląda tak jakby jurorzy czekali na podpowiedź, kogo powinni nagrodzić i czy ten ktoś jest wystarczająco znany i uznany, aby zasłużyć na laury. Osobiście miałam kiedyś , jak sądzę całkiem zasadne przypuszczenie, że podpisanie utworów godłem mogłoby tu spowodować nawet dyskwalifikację uczestnika.
Wkraczając zaś w kwestie finansowe, to wśród wszystkich dotychczas wymienionych znajdziemy konkursy:
- wysokopłatne (chodzi o wysokość nagród a nie o czasami praktykowane „wpisowe”, egzekwowane od uczestników za udział w konkursie)*,
- średniopłatne*,
- płatne w postaci rzeczowej*,
- obiecujące nagrody, które następnie, w efekcie końcowym ulegają znacznemu obniżeniu *,
- przyznające tak zwane nagrody starosty, burmistrza czy prezydenta (często swą zawartością kompromitujące pełnione przez nich urzędy. Nagrody, o których wysokości, a raczej niskości, owi fundatorzy prawdopodobnie nie mają najmniejszego pojęcia, bo gdyby wiedzieli, czym nagradzają, pewnie spalili by się ze wstydu!)
- bezpłatne, ale będące (pomijając finanse) wspaniałą i dobrze zorganizowaną kilkudniową fetą dla laureatów*,
– konkursy kompletnie (sprytnie i bez skrupułów, a może po dżentelmeńsku) nie poruszające w swym regulaminie żadnych kwestii finansowych* oraz
- konkursy (znane mi z autopsji), w których finansowa wartość nagrody wypada w liczbach ujemnych – czyli takie, w których uczestniczący w imprezie rozstrzygnięcia muszą na ten cel wyłożyć swoją własną gotówkę!*
Jeśli chodzi o hasła, pod jakimi konkursy są ogłaszane, to łatwo da się zauważyć, że bardzo popularne są też tzw. konkursy „O”- O grudę bursztynu, O statuetkę Stolema, O złotą szpilę, O statuetkę Jana Kochanowskiego itp., w których wyrażające te hasła gadżety, choć z czasem ulegające pewnym dostrzegalnym „przekształceniom”, były, są i nadal będą zaszczytnym trofeum, pożądanym przez chyba wszystkich autorów.
Jednak oprócz tych przyznających owe prawie Satyryczne Oskary są niestety również inne konkursy „O”: np. O tylko uśmiech organizatora, O lichego pendriva, O mocno przestarzały model komórki za symboliczna złotówkę, O kalendarz, O aniołka z tektury, O zakładkę do książki czy O kilka kilogramów tzw. „regionalnej makulatury”.
Nie chciałabym, aby uznano mnie za osobę chciwą i pazerną. Wiadomo- piszemy głównie z potrzeby serca i dla własnej satysfakcji, ale nie przypuszczam, aby wśród „konkursowiczów” nie było osób, które nie byłyby zadowolone z jakiegoś dokonanego przez organizatorów, nawet według niezbyt korzystnego przelicznika, przełożenia wersów na złotówki. Posiadając dość bogate doświadczenia konkursowe pozwolę sobie więc zakończyć ten kolejny odcinek moich dywagacji przypuszczeniem, że nie jestem w swych opiniach i wymaganiach odosobniona.
* pro bono (nie tylko publico) wolałam nie ryzykować podając nazwy owych konkursów
CDN-
JURORZY
Jako posiadaczka kilkunastu kg ,,regionalnej makulatury” zgadzam się z każdym Pani słowem.Tylko naiwni sądzą, że na satyrze można zarobić.Ale większość chyba kieruje się chęcią sprawdzenia czy to, co piszą jest coś warte.A nagrody i wyróżnienia (mimo swej mizerii) dają ,, kopa” do dalszego pisania.Czuję się jednak głupio,gdy organizatorzy każą się podpisać nie godłem,ale imieniem i nazwiskiem.O co tu chodzi? Mam nieodparte wrażenie,że boją się nagrodzić kogoś przypadkowego,kto jeszcze nigdy nagrody nie dostał …. Czy brak im kompetencji…czy może boją się obrazić uznanego autora….Konkursy jednak są potrzebne, bo dzięki nim można się częściowo zorientować ,co słychać w satyrze.Dzięki za to portalowi Migielicz.pl.Mam wiersz całkiem ,,a propos”. Już gdzieś go dodałam ,ale nie pamiętam gdzie.
NAGRODA
Włączam komputer.O matko!
Zostałam laureatką!
Nagroda dla mnie – limerykowicza,
A wyróżnienie dla…Lewkowicza.
Wreszcie nagroda , o której marzę.
Wkrótce przysłali … dwa kalendarze.
Tak szpetne, że opisać nie potrafię.
Chyba wyłożę swe półki w szafie.
Aż przyjaciółka dzwoni z przejęciem:
Córka przyjeżdża jutro wraz zięciem!
A w kuchni ściana sosem zalana!
Pożycz mi plakat Boba Dylana.
Dałam kalendarz (był dosyć spory)
Aby przy zięciu nie było obory.
I co by tu jeszcze dodać?
Przydaje się nawet taka nagroda!
A ja biorę udział w konkursach… dla dyplomów, które gdy wygram, wieszam na ścianie (zdjęcie na moim blogu http://optymista13.blog.onet.pl/)