Radosław Lech Wiącek “Ptaki”
Przedstawiamy Państwu kolejny skecz pt. “Ptaki” Radosława Lecha Wiącka z Mielca vel Stefana Bolcmana – Księcia Łgarzy 2013 z Bogatyni.
RADOSŁAW LECH WIĄCEK
PTAKI
Powiadają, że startujący odrzutowiec i denerwująca się żona generują największy hałas. Nic bardziej błędnego. Największy hałas robi głodny gołąb o 3.30 w lipcowy świt. Gołąb, który był przyzwyczajony, że na parapecie czeka na niego ryż. A ryż nie czekał, bo Chińczycy też ludzie.
Ten błąd popełniłem prawie 30 lat temu i od tej pory moje stosunki z ptakami uległy mocnemu ochłodzeniu. Przez blisko 30 lat udawało się nam wypracować w miarę poprawny konsensus – dawałem im spokój, a one mnie też acz z jednym wyjątkiem. Wyjątek ten dotyczył dwóch miejsc na parkingu, nad którymi rosły sobie akacja i lipa. Drzewa te ptaki ulubiły sobie za legowisko i… legowały. Miejscowi wiedzieli i nie stawiali tam samochodów, przyjezdni stawiali tylko raz. Ale ja nie o tym.
Po dość długiej zimie przyszło upragnione(?) lato. Upał, otwarte okna i… I radosny śpiew ptaków, zaczynający się na godzinę przed świtem. Wróciły wspomnienia, wrócił i problem. Radośnie świergoląca ptica nie była na moim utrzymaniu, a więc bat ekonomiczny nie miał tu zastosowania. Coś jednak trzeba było zrobić. Ptak spać nie dawał, zamknięcie okna (po zainwestowaniu w moskitiery) było działaniem bez sensu – sytuacja wydawała się beznadziejna.
Wywiesiłem w oknie plakat Marilyna Mansona. Ptaszki zobaczą, przestraszą się i jak nic sobie odlecą. Niestety – ptaszki nie odleciały, a ja nie spałem całą noc. Plakat poszedł precz, a ja do psychologa. Problem z ptakami jednak pozostał.
Postanowiłem pogadać z ptasimi związkami zawodowymi. Okazało się, że ptaki są na niższym (wyższym?) stopniu rozwoju i związków nie posiadają. Cóż było robić? Wybrałem najmądrzejszego przedstawiciela i zacząłem z nim negocjacje. Za dnia nie był rozmowny, ale nocą się ożywił. Nie doszliśmy jednak porozumienia, a ów przedstawiciel w końcu kazał mi sobie iść. Musiał być ostro wkurzony, bo całą noc wołał: „pójdź, pójdź!”… No spać się nie dało. Ani nad ranem, a teraz i w nocy.
Różne myśli chodziły mi po głowie – może użyć wiatrówki? No ale mam tylko bluzę z kapturem, która zresztą mi jest potrzebna, bo na rowerku o piątej rano to chłodno jest. Może napuścić koty? Też głupi pomysł, bo koty drą się bardziej od ptaków. Wiem coś o tym.
Koniec końców postanowiłem zadziałać psychologicznie. Pożyczyłem sobie „Ptaki” Hitchcocka w wersji Blu-ray, oglądnąłem 5 razy i… I już śpiew ptaków mi nie przeszkadzał. Nawet go polubiłem. Grunt to odpowiednie podejście, nie? Szukam teraz odpowiedniego filmu by polubić parlament. Jakieś pomysły?