Główna » Humoreski i opowiadania, WSZYSTKIE WPISY

MONIKA KATAŃSKA “MARATON ”- WYRÓŻNIENIE W XVI OGÓLNOPOLSKIM KONKURSIE SATYRYCZNYM „O STATUETKĘ STOLEMA” 2021

Autor: admin dnia 10 Grudzień 2021 Brak komentarzy

MONIKA KATAŃSKA

GDAŃSK

XVI OGÓLNOPOLSKI KONKURS SATYRYCZNY

„O STATUETKĘ STOLEMA” 2021

WYRÓŻNIENIE

MARATON

Ciemny i długi korytarz, jak trauma w kształcie litery T, jak trans pacjentów po nim drepczących. Korytarz długi i wąski jest, ze światełkiem na samym końcu, bo korytarz ma okno na świat. To z niego jasność bije po wystraszonych źrenicach. Źrenice smutnych ludzi wielkie są, podobnie jak ich smutek.

Pielęgniarka nie drepcze, bardziej sunie – na nartach jakby. Dłonią pełną miłości rozdaje kieliszki pachnące chemią. O zmierzchu, gdy skazańcy błagają o litość, wiarę i nadzieję w pigułkach rozdaje. Z rąk Siostry Miłosierdzia są bajecznie kolorowe, jak bajki na dobranoc. Drogą prostą każdy zmierza – nie kokainą, nie herą ani haszem, lecz prochami wysłaną, gładką ścieżką do łoża snu i zapomnienia.

Najchętniej uczęszczany lokal na oddziale – palarnia. W upalne dni, upalone chwile szczęśliwości, w samym środku dusznego lata, wystawianego za spoconymi kratami. Wszyscy palą na wyścigi, jakby chcieli spalić całą przeszłość i teraźniejszość, które nie mniej śmierdzące są, od palarni w której siedzą i smrodzą. Pomieszczenie o ścianach ciemnoszarych, milicyjne mundury były kiedyś w tym kolorze. Pasuje ten kolor mundurom i temu lokalowi. Ściany nafaszerowane poezją grubości standardowego markera, mimo że standardów jakichkolwiek w tym miejscu bezbożnym brak. Nie ma tu dźwięków, widać tylko głuchy dym i czarne myśli.

Uwaga – nadchodzą! Maraton prowadzony jest na uwięzi przez Siostrę Miłosierdzia, wody od miesiąca się boi – jak diabeł święconej. A może to już dwa miesiące upłynęły więźniowi w brudzie, głodzie i ubóstwie? Śmierdzący i klejący jest niemiłosiernie, dlatego Siostra zlitowała się wreszcie nad diabłem. Nad Feniksem codziennie i skrupulatnie grzebiącym w popielnicy. Szuka w nim skarbów, które ktoś wcisnął i zakopał dwoma żółtymi, nikotynowymi palcami. Jakby od tej czynności jego zmartwychwstanie po życiu zależało. Codziennie grzebie, a w szczęśliwe dni znajduje. Bo bywają i takie w tym miejscu, za tymi kratami. I co z tego, że paradoks – przecież nie większy, niż życie na zewnątrz. Maraton – łowca kipów, jedyny który niedopałkami potrafi nakarmić głodne płuca. Wróćmy do Siostry Miłosierdzia.

Za włosy został przyciągnięty Maraton do łaźni – nie parowej. Zwykły prysznic i dwie toalety, mimo że ludzie tutaj nadzwyczajni. Maraton w wodzie odmięka, moknie pod strugami deszczówki. Siostra stoi na warcie, cierpliwie czeka i pali papierosa. Nagle słychać ryk:

– Umyłem się!- Maraton oznajmia lwim tonem.

– Jasne! – Siostra Miłosierdzia nie drgnęła nawet, nie przerywając delektowania się wciąganym dymem. Nikt pary wodnej nie widział i brakuje woni mydlanej. Miłosierna podaje Maratonowi prześcieradło do wytarcia i osuszenia wklęsłej sylwetki. Nie przestaje przy tym palić, mimo że palenie zabija. Lewą ręką trzyma papierosa, prawą obsługuje gościa tutejszego SPA. Wciąga resztki substancji smolistych i przyspiesza z Maratonem. Rzuca mu majtki. On – stoi wyprostowany jak Rzymianin, prześcieradłem otulony jak sam Cezar zgoła. Zadziwiająco czujny jest, reaguje trzeźwo i chwyta majtki jedną ręką. W dwie sekundy orientuje się, że przydzielone majtki, nie nadają się. Damskie dostał, nie było wyboru w depozycie rzeczy zostawionych i porzuconych.

Wykrzyknął, oburzony:

– Ale to damskie są!

– Jeden chuj. I co z tego ?! Zakładaj!

– Ale to damskie!

– Kurwa! Tył na przód załóż!

Zdecydował sam. Normalnie założył, bo jak wszyscy tutaj, nie miał wyboru. Dalej kontynuuje ubieranie, teraz spodnie, eleganckie, wyglądają na porządne jeansy. Cezar spod prysznica dalej przechodzi sam siebie i oznajmia:

– Wolę Levi’s.

– Do cholery! Te jeansy też są dobre, bo Wrangler. Zakładaj! Oryginalne są!

Maraton jest bezwstydnie chudy, a w każdych spodniach wygląda tak samo. Jego sylwetka stanowi dla nich wieszak, na których spodnie wiszą jak za karę. Brak im stabilizacji w postaci paska, więc sięgają do samej podłogi. Polerując codziennie przemierzone kilometry linoleum, po którym Maraton szura godzinami. Nogawki całe są w strzępach na dole, jak jego myśli porozrywane.

Jak wygląda i kim jest? To patyczak wzrostu średniego, czyli nijakiego. Włosy nieczesane od roku, jaki fryzjer go strzygł owiane jest tajemnicą. Jej wyjawienie groziłoby aresztem – temu fryzjerowi. Maraton prawdopodobnie jest jedną z wielu ofiar tego fryzjera. Coś Maratonowi rośnie na brodzie i twarzy, chaotyczny zarost. Całość włosów zmierzwiona.

Ich właściciel przemieszcza się po korytarzach z prędkością światła. Jego jeansy nie potrzebują żelazka, taki jest prędki. Cały jest w granacie, kolor ów widać przypadł mu do gustu. Sunie w gumowych klapkach – na nartach jakby…

Dlaczego jedni go nie lubią, a inni ignorują? Maraton jest ciszą, brakiem słów. Jest nieustannym ruchem, napędza go wewnętrzna machina strachu i niepokoju. Tylko nieustanny wyścig z czasem po korytarzach oddziału pozwala mu rozchodzić ból istnienia. Co znajduje się w samym środku, w jego głowie? Chaos splątanych myśli i emocji, które próbuje każdego dnia od nowa, rozerwać na strzępy. Głowę ma mocno spuchnięta, przeżartą kwasem. Maraton większość swojego życia uczestniczył w wyścigach bycia ćpunem. Brał już wszystkie wynalazki i ćpał od czasu, który nazywa – „nie pamiętam”. Może robił to od zawsze, a może urodził się narkomanem. Na oddziale zamkniętym pojawia się i znika, ale zawsze wraca. Najprawdopodobniej przy każdym wyjściu na wolność powtarza jak mantrę: „i że cię nie opuszczę, aż do śmierci!”. Albo ma kartę stałego klienta i zniżki na prochy. Sam zaczyna się gubić i nie szuka już odpowiedzi na pytanie – gdzie mieszka? Dom jest tam, gdzie nasi bliscy. Za kratami jest u siebie. Tu jest jego rodzina, do niej ma najbliżej.

Na oddziałach dla osób chorych psychicznie istnieją różne rytuały, obrzędy i przedstawienia dla ograniczonej publiczności, bo za kratami. Jednym z nich są poranne obchody lekarskie – nic zaskakującego, w końcu każdy szpital wystawia ten spektakl. Tutaj więźniowie i biali specjaliści od zdrowia przyglądają się sobie wzajemnie z taką samą, baczną uwagą i niekłamaną ciekawością. Kontrola jakości na przystanku zwanym Maraton powtarza się codziennie tym samych schematem.

– Jak się Pan czuje? – zadają pytanie i jednocześnie studiują wzrokiem, jaka chemia i jakie stężenie podawane jest aktualnie do jego krwiobiegu. Maraton milczy, w najmniejszym stopniu nie czuję się zachęcony do podjęcia dialogu. Pielgrzymujące fartuchy przechodzą do następnego „łóżka”, jak przechodzi się obok kosza na śmieci – beznamiętnie.

Skazańcy odsiadują tutaj karę za brak miłości, bez szansy na apelację. W niewyczerpanej naiwności hipnotyzują nadchodzący dzień. Myśli biegną tabunami. Naprzód! – krzyczy głowa, gdy dusza pełza po ziemi, bojąc się spojrzeć w niebo, bo boli! Dym z palarni wydobywa się szczelinami na korytarz – ten od traumy. Śmierdzi wszędzie. Cuchnąca rzeczywistość ich tutaj przywiodła i dalej w smrodzie przyjdzie im siedzieć

Digg this!Dodaj do del.icio.us!Stumble this!Dodaj do Techorati!Share on Facebook!Seed Newsvine!Reddit!Dodaj do Yahoo!

Komentowanie wyłączone.