Główna » Humoreski i opowiadania, WSZYSTKIE WPISY

MARCIN KRÓLIKOWSKI “SERIA-CHIPS STORIES”- WYRÓŻNIENIE W XII OGÓLNOPOLSKIM KONKURSIE SATYRYCZNYM „O STATUETKĘ STOLEMA” 2016

Autor: admin dnia 11 Grudzień 2016 Brak komentarzy

MARCIN KRÓLIKOWSKI

XII OGÓLNOPOLSKI KONKURS SATYRYCZNY

„O STATUETKĘ STOLEMA” 2016

WYRÓŻNIENIE

SERIA – CHIPS STORIES

Osiedlowi naukowcy

Pili w pozach wskazujących na pełną rutynę. Nonszalancko. Profesjonalnie. Z szarmancką pewnością w ruchach.

Pili z eleganckich puszek, nieelegancko owiniętych w papierowe torby po fastfoodzie. W zasadzie to całkiem wyczynowo pili. Na medal. Na pięć olimpijskich kółek fajkowego dymu. Nieodłącznego towarzysza alkoholowych szarad. Oto prawdziwi mistrzowie, konsekwentnie zmierzający do oczywistego momentu, kiedy olimpijska rozgrzewka zamieniała się w nieuniknioną paraolimpiadę linoskoczków pełzających chaotycznie pod smętnie poluzowanym sznurem grawitacji. Tej nieuniknionej, okrutnej mety każdego opoja.

Poohacz nie miał w zwyczaju oszukiwać i łykał browar efektownymi haustami, które mogłyby zawstydzić niejedną silosową gęś. Johan zaś walił z dwu puszek naraz, uzmysławiając nielicznej publice uroczego placu zabaw, że tu chodzi także o poprawienie rzeźby bicepsów. Liczyła się też nadaktywna praca nóg, którymi drobił od pewnego czasu sugerując, że wizyta w krzakach jest nieunikniona.

Zachmurzyło się nagle. Powiał silny wiatr. Zawodnicy aż przysiedli od podmuchu.

- Johan, dopijamy i lecimy pod wiatę bo zaraz lunie – przekrzykiwał wichurę Poohacz. Zwiększyli tempo i nie odrywając naczyń od ust, żłopali zachłannie.

Ciemnogranatowe niebo nad nimi pojaśniało gwałtownymi żmijami błyskawic. Oślepiający piorun przypieprzył w rozbujaną huśtawkę i rozległ się przerażający huk! Runęli na brzuchy jak śledzie. Poohacz z niedowierzaniem pokręcił głową i wycharczał

- Johan, co to było do cholery?

- Kurwa, Poohaczu! Właśnie przekroczyliśmy prędkość picia! – odwrzasnął Johan, przebywając w stanie silnego nieładu garderoby.

Pigułka wiedzy

Jolanta była piękną kobietą i doskonale wiedziała, jak grać tym atutem. Zwłaszcza w tak niebezpiecznej działce, jaką są szkolenia ze sprzedaży. Kompletny brak praktyki i dyletantyzm w tej dziedzinie, uroczo maskowała obfitym makijażem, kolorowymi slajdami, i jakże wylewnym biustem.

Po każdym konkretnym pytaniu doradców, zaplątywała się kokieteryjnie w kable rzutnika, lub teatralnie ściszała głos udając, że właśnie pada bateria w przenośnym mikrofonie.

Poohacz kiwał się na boki. Nerwowo sprawdzał komórkę. Skrobał niecierpliwie dużym paluchem u nogi podeszwę buta przez, jak zwykle, źle dobraną skarpetę w liliowe kropki. Był pobudzony. Bardzo pobudzony.

Jolanta skończyła godowy taniec przed liczną publiką. Wraz z rzutnikiem wyłączyła także pląsawicę zgrabnych nóg. W sali zapanował półmrok i niepokojąca cisza.

- Jakieś pytania? – szepnęła z przejęciem.

- Nie ma, nie ma – szybko sobie odpowiedziała, a jej piękną twarz rozdarł aktorski uśmiech.

Poohacz parsknął, gdyż od razu skojarzył ten grymas z epizodem w śmieciowej restauracji,kiedy pękła mu papierowa torba, z której posypały się śnieżnobiałe lody.

- Zęby też masz idealne – domyślił sobie w duchu i zacisnął dłonie na kolanach. Niosło go. Niosło do niej, ale za wysokie progi.

- Moi drodzy, to wszystko na dziś. Całość tej praktycznej wiedzy przekażę Wam już jutro, w pigułce- skończyła kokietka.

Poohacz nie wytrzymał. Wstał i swoim donośnym głosem spikera, poprosił:

- Jeśli byłabyś tak miła i mogła sprawić mi odrobinę przyjemności…

- Tak? Z rozkoszą, Poohaczu, z rozkoszą – filuternie odparła piękność.

- To ja zamiast pigułki, poproszę o większą ilość czopków – Poohacz ukłonił się i skierował do wyjścia.

Wybór życia

Poohacz nonszalancko puknął paluchem w kolorowe zdjęcie katalogu biura podróży.

- Hurgada, to mnie interesuje!

- A jaki standard będzie Pana satysfakcjonował? – odparła lekko znużona sprzedawczyni.

- Nooo, taki do tysiąca dwustu złociszy, kochaniutka – kąciki ust drgały mu filuternie, zalotnie, tak jak lubił.

- Uuu, popatrzmy ile to może mieć gwiazdek, jeśli ostatnia nie odpadła przy remoncie – wymamrotała coraz bardziej rozbawiona sprzedawczyni, kiwając się przy tym sennie, niczym paproć w upalny dzień.

- Pomogę pani – Poochacz uśmiechnął się szelmowsko – taki komfort, żeby karaluchów nie było.

- Widać? – dopowiedziała paproć.

- No, jak Pani coś znajdzie do tysiąca, to mogą łazić, byle ładnie poubierane!

UE równa się niemce kwadrat?

(UE = niemce2)

Droga na Małdyty była kręta. Nie z natury. Po ludzku pokręcona. Zmazurzona była przeciwko tym nielicznym Niemcom, którzy do końca nie chcieli niczego zrozumieć. Po wojnie, żeby juhy wrócić nie umiały.

W pociągu Poohacz zobaczył śliczną kobietę w futrze. Przypominała mu kogoś. Och, jak bardzo przypominała. Poczuł drapanie w gardle i niepokój w podbrzuszu. Chwiał się w paraliżu decyzyjnym, drżał nieznacznie przestępując z nogi na nogę, ale wreszcie poderwał lewą stopę i nadał sobie marszowy krok. Szedł pewnie, chociaż w pociągu bujało, i rzucało nim nieznacznie po ścianach korytarza.

Podszedł, dyskretnie wdychał intrygującą woń piżma aż wreszcie zapytał:

- Pola Negri? Marlena Dietrich? A może Frau Steinbach? – zmrużył czujnie oczy, wydął usta i nadał sobie wyraz absolutnego poddaństwa – kim byś nie była, całuję dłoń madame.

Obcałował obydwie. Odziobał raczej łapczywie, jak staromiejski gołąb. Przy tym, nadal z poddańczym wyrazem twarzy, patrzył w zdumione oczy Eriki. Kobieta stała wyniośle, nieznacznie obijając się o ściany korytarza razem z rozcałowanym wielbicielem. Najwyraźniej ten akt zaspokajał jej próżność. Poohacz skończył. Ukłonił się uniżenie, mlasnął językiem, cmoknął z uznaniem i tupnął z radości na odchodne.

Chwilę później wysiadł na zapuszczonej stacji w Raszkowie, i wypluł do zaplecionych w koszyk dłoni cztery złote pierścionki i obrączkę ślubną

- Witaj w Faterlandzie, pruska księżniczko – znów mlasnął językiem i cmoknął z uznaniem.

Digg this!Dodaj do del.icio.us!Stumble this!Dodaj do Techorati!Share on Facebook!Seed Newsvine!Reddit!Dodaj do Yahoo!

Komentowanie wyłączone.