Główna » Humoreski i opowiadania, Maciej Gardziejewski, WSZYSTKIE WPISY

“Manitou” – opowieść indiańska Macieja Gardziejewskiego III nagroda w Konkursie Satyrycznym “O Grudę bursztynu” 2010

Autor: admin dnia 26 Luty 2011 Brak komentarzy

Przedstawiamy Państwu na Naszym Portalu Satyrycznym drugą z opowieści ”indiańskich” Macieja Gardziejewskiego pt. “Manitou” (pierwszą pt. “Squaw” prezentowaliśmy 11 lutego br.), za które Pan Maciej został nagrodzony III nagrodą w Konkursie Satyrycznym “O grudę  bursztynu” w 2010 r.

 ”Manitou”

 Wielki Manitou! Stworzyłeś bezkresne prerie i smaczne bizony. Palce lizać! Stworzyłeś dzielnych wojowników i szybkie mustangi. I tak jest dobrze. Zwierzęta obdarzyłeś pożywnym mięsem a wojowników wielkim apetytem. Lepiej, nie można było. Brawo!

Ale jak sam widzisz, koń mi okulał a ja idę, bez mokasynów, po mokrej trawie. Dlaczego pozwoliłeś im spłonąć nad ogniskiem? Chciałem je tylko wysuszyć. Bardzo śmieszne. A koń? Hello! Konia mogłeś oszczędzić. Ok., zbieg okoliczności.

A co powiesz, o wczorajszym polowaniu? Proszę Cię, nie wcelować z takiej odległości, z łuku, w wielkiego bizona? Wybacz, w taki przypadek, nie uwierzę..Mokasyny? Ok., powiesiłem za nisko nad ogniem. Ale ten bizon?  Z tej odległości?

Dzięki za szczaw. Z ilością trochę przesadziłeś, jestem jednak większy od królika, ale dzięki. Bądź wola Twoja.

Dojdę do rzeki i odpocznę. Jeśli nie poślizgnę się na kamieniu, nie wpadnę do zimnej wody i nie wciągnę z sobą konia, który się utopi.

Nie, nie. Tak sobie żartuję. Nic bez Twojej zgody. Jasne!

Dzisiejszy dzień, zważ, że jest koniec października, nie musiał być tak upalny. A noc? Już to czuję, będzie z przymrozkiem. Pięknie! Czy aby na pewno idę w stronę wioski? Według słońca, tak. Ale, to słońce, jest tam gdzie powinno, czy tam gdzie Ty sobie, czasami,  życzysz, co? Sorry. To z głodu.

Znasz moje intencje i to mnie krzepi. Pamiętasz, znalazłem naszyjnik z wiewiórczych pazurów? Oddałem? Oddałem. A gdzie go znalazłem, pamiętasz? Przed wigwamem Wilgotnej Bobrzycy. Jej stary od tygodnia skalpował wojowników – tfu! – Czerwonych Stóp, gdzieś aż za Las Wygas. A w tym czasie, on, Rozwiane Pejsy, noc w noc… Wiem! Taka była Twoja wola ale pozwól mi skończyć. To mnie boli. Powiedziałem mu (Rozwia…nemu Pej…som?) że naszyjnik znalazłem nad potokiem, w Dolinie Wesołych Hien. Kłamałem. Nie umiem, nie kłamać, gdy trzeba kłamać. Sam mnie uczyłeś, by nie krzywdzić bliźnich. Jaki Manitou, taki Winnetou. Twoja szkoła.

Tak się zastanawiam, dlaczego nie spotkałem swojej squaw? Coś ze mną nie tak? Milczysz. Pewnie, tak najłatwiej. O! Tego się mogłem spodziewać. Deszcz. Wiem, wiem, mógł być grad. Dzięki!

Squaw. Ech, wiesz co myślę o tych sprawach? Byłbym niezły, obdarzyłeś mnie, nie powiem ale konsekwencji to Ci zabrakło. Zapomniałeś, że do pogo trzeba dwojga? A, no właśnie! Pocahontas z Apanaczi w jednym wigwamie, pięknie to wymyśliłeś! Ok., płeć mózgu, mam być tolerancyjny. Jestem, jestem, nie musisz grzmieć. 

Nie piję ognistej wody, żadne pyk pyk z fajeczki, po kolacji i fruwanie po wigwamie. Poluję, tylko wtedy, gdy jestem głodny. Ubrania, tylko z naturalnych skór. Segregacja odpadków i tak dalej. Ekologia, jasne, nawet mi się to podoba. Wiara w Ciebie i życie zgodnie z rytmem pór roku, żadne „może jest, a może go nie ma” czy „być albo nie być”.

I co? Nie mam squaw, jestem głodny, koń mi  okulał, pada deszcz i spaliłeś mi mokasyny. Dlaczego?

I w tym momencie niebo nad prerią pojaśniało, deszcz ustał i tubalny głos oznajmił:

– Bo ci nie wierzę!

A potem lunęło, jak z cebra. 

                                            Maciej Gardziejewski

Digg this!Dodaj do del.icio.us!Stumble this!Dodaj do Techorati!Share on Facebook!Seed Newsvine!Reddit!Dodaj do Yahoo!

Komentowanie wyłączone.