ŁUKASZ MECKA “POLSKIE REALIA…”- I NAGRODA W XV OGÓLNOPOLSKIM KONKURSIE SATYRYCZNYM „O STATUETKĘ STOLEMA” 2019
ŁUKASZ MECKA
STAROGARD GDAŃSKI
XV OGÓLNOPOLSKI KONKURS SATYRYCZNY
„O STATUETKĘ STOLEMA” 2019
I NAGRODA
POLSKIE REALIA, CZYLI ABSURD ŚMIERTELNY
*** (gdzieś w zaświatach)
– Mieciu, udasz się dzisiaj z wizytą do Mariana Polaka, wręczysz mu wizę i bilet w jedną stronę do piekła, że tak sobie zażartuję, pozwiedzać ha ha ha! – wybuchnął śmiechem i równie szybko spoważniał. – Ale posłuchaj uważnie, to jakiś szemrany typek. Całe życie unika urzędów, mimo naszych ciągłych telefonów i wysyłanych listów poleconych nie chce się u nas stawić, ciągle unika naszych kolegów z pracy.
– A kadrowa sprawdzała czy, aby na pewno o niego chodzi, szefie? Może mamy w bazie innego Mariana Polaka?
– Kuźwa, Mieciu, znowu piłeś!? Skaranie boskie z tobą. A nie umknął twojej uwadze olbrzymi, jak tyłek prezesowej, list gończy wywieszony na korytarzu wiele lat temu?
– Aaa… o niego chodzi. Jak to możliwe? Przecież Polak ma już 125 lat. Unika śmierci przeszło 30 lat? – wytrzeszczył oczy w niedowierzaniu na urzędową niekonsekwencję.
– I tu jest pies pogrzebany… a raczej nie jest – zwiesił bezradnie ręce – dlatego wysyłam ciebie, eksperta do zadań specjalnych. Zadanie jest banalne: Wytropić go i natychmiast sprowadzić do naszego urzędu. Tylko pamiętaj o dokumentach: formularz przejścia w zaświaty i taryfikator kar cielesnych za zwłokę, w dwóch egzemplarzach, po jednej dla stron oraz weź od klienta odpis aktu zgonu. Nie chcę żadnych pomyłek, zarząd już dość długo grilluje mój tyłek przez tę sprawę. Zrozumiano?
– Tak jest szefie, wyruszam natychmiast
*** (w gabinecie Mietka)
– Dobra, wszystko mam. Kosa wypolerowana, krawat idealnie dopasowany, marynarka bez zarzutu. Tylko jak się tam, cholera, dostanę? – podrapawszy się po głowie sięgnął po mapę wujka Google. – Co!? Żadnej drogi do Końca Świata? Psiakrew! Podobno mamy XXI wiek… Może wiki coś wie?
Mieciu wklepał szybko na klawiaturze: „wiki koniec świata polska” i przeciągle mruknął pod nosem.
– Hmm i co my tu mamy… wieś położona na północ od Głuszyny… wokół Muchy i Bigosy, przy Pipie? Interesujące, coś czuję, że to będzie przednia zabawa – wygasił ekran, zabrał kosę wraz z teczką i ruszył.
*** (gdzieś w Polsce, blisko Końca Świata)
– Jasna cholera, co za dziury! Dziura na dziurze, dziurą przykryta. Istny dziurowy zawrót głowy. Według giepeesa jeszcze czternaście minut do celu. Uff.
*** (Koniec Świata, Polska)
– A więc jestem… Mmm świeże wiejskie powietrze…
Wciągnąwszy solidny haust wiejskiego zefiru, mało co się nim nie udusił. Wykrztusiwszy szybko całość, rzekł:
– Władza powinna ostrzegać przed tym. Tu śmierdzi gorzej niż po szefie w kibelku. Należy mi się dodatek za szkodliwe warunki pracy – potarłszy dłonie o siebie, poczuł rozgrzaną woń swych drogich perfum z kolekcji: „Smołell Exclusive”. – Mmm no i to rozumiem.
Podchodząc do drzwi małej drewnianej chatki chwycił za kołatkę i uderzył porządnie trzy razy. Nie minęła chwila, a w judasza wetknięte było wyglądające przenikliwie ślepię.
– Kogo tam, do cholery, niesie? Nie, nie chcę kupić stogu siana! Odkurzacza SUPERSSACZ 3000 też nie. Akwizytorom mówię nie! Żegnam! – oko z wizjera znikło.
– Nie jestem… Nazywam się Mieczysław Kostuch, starszy specjalista ds. wczasów pośmiertnych. Zastałem pana Mariana Polaka? – sięgnąwszy do wewnętrznej kieszonki marynarki wyjął legitymację i skierował ją ku drzwiom. – Oto mój identyfikator.
Drzwi delikatnie się otworzyły i wychyliła się z nich na oko dziewięćdziesięcioletnia kobiecina, pomarszczona bardziej niż wyprasowana pościel po upojnej nocy dwojga spragnionych kochanków. A sam urzędnik prawie padł, czując dochodzący doń fetor.
– O co chodzi? Mąż nie może podejść, czeka na lekarza od dobrych trzydziestu lat.
– To się dobrze składa… – Zadowolony z zaistniałej sytuacji Mietek dodał: – lekarz już panu Polakowi nie będzie potrzebny, ja się wszystkim zajmę.
Oczy kobieciny odzyskały blask, nie czekając zaprosiła urzędnika do środka, wprost do sypialni, w której małżonek leżał.
*** (w sypialni Polaka)
Stojąc nad łóżkiem Mietek zrozumiał skąd odór otulający całą wieś. Rzucił chłodnym urzędniczym tonem: „Ten pan nie żyje od wielu lat”. Szturchnął natychmiast przegniłe ciało swą kosą i wtem widoczna stała się szlochająca dusza Polaka, siedząca na skraju łóżka. Urzędnik skierował wzrok na denata, zachowując śmiertelną powagę i powiedział.
– Nazywam się… Czy pan Marian Polak? Zamieszkały 99-999 Koniec Świata 1?
– Tak, o co chodzi?
– Powinien pan pójść ze mną, czekamy na pana już przeszło 30 lat. Nie odbiera pan telefonów, unika korespondencji, nie przyjmuje żadnych urzędników. Na szczęście udało mi się do pana dotrzeć. Proszę podpisać wymagane dokumenty i okazać akt zgonu.
– Nie mogę panie inspektorze.
– Proszę się nie uchylać od odpowiedzialności. Pana czas minął ponad 30 lat temu.
– Nie mogę, panie inspektorze – otarł rękawem załzawioną twarz. – Nie mam karty zgonu. Czekam wciąż na dr Janusza Konowała, który ma orzec zgon, ale ten powtarza, że nie przyjedzie do Końca Świata, bo ma za daleko i pracuje na 3 etaty. Nawet ZUS zaczął wysyłać pisma, by rodzina dostarczyła mój akt zgonu. Planują wstrzymać wypłatę świadczeń. Twierdzą, że za długo żyję i czas odstąpić przywilejów na rzecz młodych.
– A inni lekarze?
– Tylko dr Konował jest dostępny w naszym rejonie, ale przyjechać nie może.
– Dobrze, sam to załatwię. Tylko proszę pod żadnym pozorem nie wyjeżdżać stąd, niedługo wrócę z aktem – powiedział Kostuch i ruszył do Urzędu Stanu Cywilnego.
*** (w Urzędzie Stanu Cywilnego)
– Nazywam się… – powtórzył mechanicznie urzędniczą formułkę powitalną. – Proszę o wystawienie w trybie natychmiastowym aktu zgonu Mariana Polaka zamieszkałego…
– Poproszę dowód osobisty i kartę zgonu denata – odpowiedziała przez nos niczym kaczka, naśladując jednocześnie automatyczną sekretarkę.
– Pan Polak zmarł trzydzieści lat temu. Lekarz nie potwierdził zgonu…
– Słucham? Przecież to jest zatajanie faktów przed urzędem państwowym. Zaraz wyślę pismo do ZUSu. Zobaczy pan, będzie nałożona kara na pana Polaka, a pieniążki nienależnie przyznane trzeba będzie zwrócić wraz z karnymi odsetkami.
– To jakiś żart? – odrzekł wzburzony. – Nie rozumie pani? Przez trzy-dzie-ści lat lekarz nie dotarł do pana Polaka. Wasza służba zdrowia woła o pomstę do nieba… Urzędy także.
– Proszę pana, obowiązują mnie przepisy. Nie mogę od tak wystawić urzędowego dokumentu. Proszę zgłosić się z odpowiednimi dokumentami jak najprędzej. Następny!
Wściekły odszedł od okienka mrucząc pod nosem:
– Ty wstrętna kwoko, obyś się smażyła w naszym Hell Parku. Ech, tylko co ja szefowi powiem? Polak nie żyje, ale nie może przyjechać przez Konowała i bezduszne polskie urzędy. Przecież to brzmi jak żart.
Chwyciwszy kosę wziął i przełamał ją na kolanie. Ze łzami w oczach rzucił do siebie: „Za jakie grzechy? Cholerne urzędy, cholerna polska biurokracja bez serca. Nic się nie da tu załatwić od ręki. Szef mnie wyleje i od jutra będę stał w kolejce do Urzędu Pracy”.
I w ten sposób do Polaków nigdy już śmierć nie wróciła, a sam Mieczysław Kostuch… Wpadł biedak w depresję wywołaną kontaktami z polskimi paradoksami. KONIEC