Główna » Humoreski i opowiadania, WSZYSTKIE WPISY

KRZYSZTOF KUBASZEK – UTWÓR- I MIEJSCE W TURNIEJU LITERACKIM W KATEGORII TEKSTY PROZATORSKIE W RAMACH XXIV OGÓLNOPOLSKIEGO TURNIEJU SATYRY „ O ZŁOTĄ SZPILĘ” 2021

Autor: admin dnia 25 Październik 2021 Brak komentarzy

OGÓLNOPOLSKI TURNIEJ SATYRY „ O ZŁOTĄ SZPILĘ” 2021

TURNIEJ LITERACKI

TEKSTY PROZATORSKIE

I MIEJSCE

KRZYSZTOF KUBASZEK

Obrączki

Od ilości sklepów jubilerskich aż zakręciło mi się w głowie. Tak samo świat zawirował, gdy Ewa popatrzyła na mnie swoimi błękitami , zatrzepotała rzęsami i wreszcie wypowiedziała aksamitnym głosem tak długo wyczekiwane przeze mnie: „Tak. Zgadzam się”

Teraz stoję na środku pasażu pod wielką szklaną kopułą galerii handlowej. Słońce przedziera się do licznych sklepów jasnymi smugami. Ludzie zajęci swoimi sprawami szybko przemieszczają się, to w jedną, to w drugą stronę, nie zważając na świetliste refleksy skaczące im po głowach. A tym bardziej na mnie. Tak jakby ich kierunek był ten jedyny i słuszny, a światło to oczywistość. Zajęci sobą mijają mnie, to z lewej to z prawej strony. Słońce świeci w twarz aż oczy mrużę. Nie wiem, gdzie wejść. Przezroczysty dach galerii naciska mi na głowę. Witryny sklepowe są jak pionowe ściany rozpołowionego Morza Czerwonego. Wielkie tafle podświetlanego szkła niczym spiętrzone morskie wody… Chyba zaraz na mnie runą. Gwar, ruch. Jestem już zmęczony tym swoim niezdecydowaniem. Tak długo już stoję w tym miejscu, że zaczyna mi się przyglądać ochroniarz z galerii. Na sklepowych półkach, po obu stronach arterii, mienią się obrączki na wyściełanych białych aksamitach. Przypominają liczne żółte, pomarańczowe muszle na rozległych płowych plażach. Lśnią blaskiem wschodzącego słońca. „Gdzie wejść? Które wybrać? Które najładniejsze? Najbardziej odpowiednie?” Metaliczny brzęk przesypującego się złota miesza mi się z w uszach z wciąż rozbrzmiewającym we mnie głosem Marianny: „Jeśli ty sam wybierzesz, zapewne będą – mnie, nas warte” A wydawało mi się, że najtrudniejszego wyboru w życiu już dokonałem. Jestem na miejscu. I co teraz? Tyle tego! To wręcz jakiś hurt! A mówią, że ludzie się nie żenią. „Gdzie wejść? Które wybrać? ,Jeśli ty sam wybierzesz, zapewne będą mnie, nas warte… zapewne będą mnie warte…”- ciągle wraca słodki głos Ewy i jednocześnie ta trzymająca w szponach mnie – niemoc. Gdzie wejść? Pionowe przezroczyste ściany niebezpiecznie pochylają się nade mną. Chyba zaraz utonę! Zapadnę się pod marmury galerii. Jeszcze chwilę a eksploduję. Rozerwie mnie. A niech to! Plan jest prosty: szybko wybrać, zaraz wyjść. Głęboki więc haust powietrza i avanti! Napieram na najbliższą szklaną ścianę po prawej. Wielka złota litera G – logo na wyglansowanych drzwiach rozsuwa się przede mną bezszelestnie. Wita mnie miłym uśmiechem piękna blondynka w białej muślinowej bluzeczce bez rękawów. Dekolt w kształcie litery V jest tak głęboki, że obnaża półkule piersi. Brąz ramion i biustu zmysłowo kontrastują z śnieżną bielą. Obfite piersi dzieli świetlisty wisior z cyrkoniową literką. Literka „G „ umieszczona w złotym rozwartym cyrklu, mieni się subtelnie jasnymi refleksami . „Oto sztuka dzisiejszego świata! Tak przysłonić, żeby odsłonić.”- zaraz bierze mnie na refleksje. – W czym mogę pomóc? — uśmiecha się ujmująco ekspedientka.

-           Czy kupię u pani obrączki?- porażony widokiem ponętnych krągłości stawiam idiotyczne pytanie, z czego zdaję sobie sprawę, gdy wyrzucam z siebie ostatnie słowo. Parówek przecież u jubilera nie kupię! Ale ze mnie idiota!

Myślę, że coś uda się znaleźć dla pana w tym sklepie – urocza dziewczyna odpowiada spokojnie z lekkim uśmiechem i wyrozumiałością. Chyba jest przyzwyczajona do takich męskich nieracjonalnych reakcji. Wbija we mnie brązowe oczy, zachęcając do rozmowy.

-           Chciałem wybrać obrączki ślubne — szybko nawiązuję kontakt wzrokowy z jej rzęsami. Długimi i gęstymi rzęsami, które perfekcyjnie podkręciła zalotką. „Czyż lwa niejednej alkowy można przez resztę życia karmić słomą w ZOO… ?” Nachodzi mnie kolejna refleksja dotycząca małżeństwa, ale dzieje się to chyba w najmniej stosownej chwili.

-           Proszę bardzo. Tutaj po prawej stronie ma pan sześć tysięcy pięćset dwadzieścia trzy wzory na dwóch tysiącach czterdziestu czterech platformach wystawowych. Z gracją wskazuje na półki dziewczyna. Zapach jej konwaliowych perfum roznosi się po sklepie.

-           A nie ma jakiejś mniejszej ilości propozycji?

Nie zrozumiała. Uważniej wwierca się w moje oczy. Objaśniam więc:

ę8\No tak, żeby wybrać…

Ta szeroka kolekcja daje właśnie panu pełną gamę wyboru — uruchamia swój balsamiczny głos ekspedientka. – Nasz sklep gwarantuje niepowtarzalne wzory. Taki, jaki zapewne pan tworzy… i tu na chwilę zawiesiła głos, wpatrując się we mnie jeszcze uważniej i celowo przeciągając zdanie, by uzyskać informację – ze swym szczęściem… z drugą połową…

-           Ewa. Ewa. Tak narzeczona ma na imię — spieszę z odpowiedzią.

Dziewczyna rozpływa się w ujmującym uśmiechu, lekko przerzucając ciężar krągłego biodra na lewą nóżkę opiętą kusą bordową spódniczką. Jej zgrabne nóżki w beżowych rajstopach wieńczą zamszowe ciemnowiśniowe czółenka na smukłych czarnych szpileczkach. Wydłużone noski bucików są lakierkowe, jasnobordowe.

-           Ma pan więc kompleksową ekspozycję wszystkich możliwych wzorów na obecnym rynku jubilerskim. Lepiej nie mógł pan trafić.

Wewnątrz tego sklepu wcale nie czuję się jakoś pewniej. Tak jakbym przed chwilą stał przed akwarium, a teraz był w tym akwarium. Obrączki mienią mi się złotem jak ławica tumbirów. Są wszędzie. Plan więc jest następujący: „szybko wybrać, szybko wyjść.

-           No to biorę te – chwytam pierwszy komplet z brzegu.

-           Te nie wydają mi się najlepszym wyborem.

-           Dlaczego?! dziwię się szczerze.

-           To zestaw męski objaśnia rzeczowo.

-           Jak to męski!? — zaczynam się przyglądać uważniej obrączkom. Rzeczywiście jakieś takie duże i wielkością zbliżone do siebie.

Tym razem ja wbijam w ekspedientkę pytające spojrzenie. Patrząc mi głęboko w oczy, odpowiada balsamicznym spokojnym głosem:

-           Nasz sklep wychodzi naprzeciw oczekiwaniom wszystkich klientów. Przy zakupie zestawu męskiego oferujemy stały roczny dwudziestoprocentowy rabat w naszej restauracji na każde posiłki we wszystkie dni tygodnia.

Świat zawirował mi złotą smugą wokół głowy. Odkładam ich, to znaczy je, no te obrączki, ma się rozumieć, na miejsce. Szybka wymiana spojrzeń z ekspedientką.

-           Niech będą te — chwytam bez namysłu następny komplet, dwie półki niżej.

-           Te również sądzę, nie są właściwym wyborem.

-           Jak to?

-           To komplet damski.

-           Jak to? Damski!?

Zakołysało mną jak na okręcie. Szerzej staję na nogach, by nie upaść.

Proszę zwrócić uwagę — pochyla się znad szklanej lady w moją stronę. – To są dwie małe obrączki i zapewne szanowny pana palec nie raczy się tutaj zmieścić. Nadmienię, że przy zakupie zestawu żeńskiego oferujemy dwadzieścia procent rabatu w sklepie z bielizną na drugim piętrze galerii.

Rzeczywiście nie dają się te obrączki wsunąć – a bądź co bądź — gruby jest ten mój paluch serdeczny. Zarówno jedna, jak i druga natychmiast korkuje mi się na tym sczerniałym zdeformowanym paznokciu. Chropowatym paznokciu ubitym młotkiem, który omal nie przyczynił się do tego, żebym tu jednak nie dotarł i nie wybierał tych obrączek.

Ewa cztery razy zmieniała lokalizację obrazka na ścianie. I tak za którymś razem nie trafiłem w srebrny łepek gwoździka. Przy wbijaniu ósmej sztuki, po uprzednim zgięciu czterech z powodu miękkiej stali lub twardego tynku, po zaszpachlowaniu trzech dziurek i punktowym podmalowaniu ściany, ręce mi się rozdygotały i… bach! W palec. Wątpliwości wtedy skłębiły się jeszcze niebezpieczniej, gdy przeszedłem na system szybkiego montażu za pomocą kołeczków rozporowych. W końcu nie ma to jak porządnie wkręcony haczyk, a nie jakiś tam przestarzałe mocowanie na sztyft. Taki uchwyt każdy obrazek utrzyma! Owszem, wiertło lekko weszło w ścianę, ale po chwili w mieszkaniu nastały egipskie ciemności. Rozległo się takie cichutkie ,tyk”. Trzeba być wybrańcem losu, żeby na takim wielkim metrażu trafić w jeden jedyny cienki przewód elektryczny… Za wybrańca losu uważa mnie też rodzina Ewy.

Odłożyłem ostrożnie te „damskie” obrączki na wyściełaną białymi aksamitami półkę. Zaczyna mną coraz bardziej chybotać. „Plan miał być przecież prosty: wybrać, ofiarować, czekać na nagrodę.” Nie zastanawiam się więc wiele. Gwałtownie obracam się na pięcie, wykonuję dwa kroki w prawo, dwa kroki do przodu i sięgam na najwyższą półkę. Raz kozie śmierć!

- No to te — podaję miłej pani – do trzech razy sztuka.

Chyba trafiłem, bo skwitowała moją decyzję promiennym uśmiechem.

- Oczywiście ten wybór jest najlepszy z możliwych. Czy może pan podać numerację partnerki?

„Uff”

-                 Emka, miseczka trzy.

-                 Rozmiar palca serdecznego – zatrzepotała rzęsami jak synogarlica podrywająca się do lotu.

Zapadła kłopotliwa cisza. Chyba jednak za szybko się odprężyłem.

-                 Aaa! – dotarło do mnie —- Jedenastka, proszę pani. – A pana rozmiar?

Teraz ja spojrzałem na nią wytrzeszczonymi oczami.

-                 A pana rozmiar, ma się rozumieć, palca u prawej dłoni doprecyzowała pytanie, odchrząkując przy tym nerwowo.

-                 Siedemnastka.

-                 Proszę chwileczkę poczekać. Zaraz przyniosę obrączki. Kołysze krągłymi pośladkami opiętymi bordową spódniczką i znika na zapleczu sklepu. „Czy lwa niejednej alkowy można przez resztę życia karmić słomą…?” — znowu powraca to natrętne pytanie. Szarpie mną jak nieustępliwa harpia… Po chwili ekspedientka wraca z piękną mahoniową szkatułką zmyślnie zamykaną na malutką złotą kłódeczkę w kształcie literki G. Uchyla bezgłośnie miniaturowe wypukłe wieczko. Na aksamitnej bordowej poduszeczce ą dwie obrączki. Tulą się wręcz do siebie. „Jeśli ty sam wybierzesz, zapewne będą mnie, będą nas warte…” rozbrzmiewa we mnie słodki głos Ewy , aż serce przyśpiesza rytmu. Piersi sprzedawczyni w tym momencie wydają mi się jakieś mniejsze, wysuszone nadmiarem solarnego światła, wręcz wysmażone na ciemny brąz. Rzęsy lewego oka zaś pozlepiane zbyt grubą warstwą tuszu. I te buciki. Kiczowate połączenie zamszu z lakierem. Płacę. I już energicznie zdążyłem obrócić się w stronę wyjścia, gdy słyszę za plecami melodyjny głos:

-                 Czy zechce pan poświęcić mi jeszcze chwileczkę uwagi? Proszę…

Zatrzymuję się w pół kroku. Trzymam się jednak powziętej decyzji: „szybko wybrać, szybko wyjść”. Chwytam się powziętego postanowienia jak Odyseusz masztu targany śpiewem syren. Ekspedientka zauważa moje zawahanie.

-                 Bardzo pana proszę… – miękki zaśpiew uderza w potylicę. To ten magiczny fonem, który podają sobie kobiety z pokolenia na pokolenie. To ta odwieczna tajemnica przekazywana w genach przez samice. Uniwersalny kod ponadkulturowy. Podprogowy strumień dźwięku w tonie łkania bezbronnej niewiasty czy kwilącego niemowlęcia. Taki delikatny szelest, ciche gruchanie. To ta intonacja, przez który spłonęła Troja, głowa Jana znalazła się na tacy, a pogromca Turków spod Wiednia zwany Lwem Lechistanu kruszył się i topniał pod spojrzeniem Marysieńki… Od stuleci potomkinie syren znają swój fach. Obracam się na pięcie. Stawiam na powrót szkatułkę z obrączkami na szklanej ladzie.

-                 Dziękuję – dziewczyna nagradza mnie wdzięcznym spojrzeniem o blasku kasztanów z mojego dzieciństwa.

W związku z tym, że zdecydował się pan na zakup w naszym sklepie, mamy wyjątkową ofertę dodatkową pod nazwą „Złote Awaryjne Koło Ratunkowe”. Jak już wspominałam, nasz sklep wychodzi naprzeciw oczekiwaniom wszystkich klientów. Firma nasza więc proponuje panu trzecią obrączkę.

-                 Jak to trzecią obrączkę?!- momentalnie mnie zatyka. Tracę na chwilę oddech. Urok dziewczyny pryska jak bańka mydlana. Nachylam się nad przezroczystym blatem, przybliżając się -chyba nazbyt blisko – do jej oczu. „Nierówne te jej górne linie wodne. Za grube kreski. I różowe cienie na powiekach za mocne. Nie do tych tęczówek, nie do brązowych źrenic. Ewa to wie. Róż bardzo ładnie podkreśla niebieskie oczy, a nie brązowe .Och! Jednak nic się nie może równać przepastnymi błękitami Ewy. Ech! Ewka jak spojrzy tymi kocimi oczami, to lew się zaraz w człowieku budzi. Ty moja Ewo, tygrysico jedna.. .”

-                 Taką zapasową, na wszelki wypadek. Słyszy mnie pan?

Przepraszam. Zamyśliłem się. Ale, zaraz!? Obrączki są tylko dwie!

-                 Ma pan rację, dwie.

-                 Właśnie.

-                 Więc? przechyliła z gracją główkę w oczekiwaniu na odpowiedź.

Chwila ciszy.

-                 A! Rozumiem, gdyby się jedna zgubiła. Kolega mówił, że żonie kiedyś zsunęła się do zlewozmywaka, a szwagrowi gdy w lany beton wpadła

Jakoś tak dziwnie ekspedientka na mnie popatrzyła, że urwałem w pół zdania. Słowa uwięzły mi w gardle. wtedy ona najwidoczniej uznała, że należy w tej chwili pospieszyć z wyjaśnieniami. Miała też czas, by odsunąć się ode mnie na akceptowalną społecznie odległość. Wyprostowała głowę. Splecione dłonie oparła o stół. Rozżarzyły się jej różowe paznokcie na szklanym blacie. Neonowy lakier na nieodtłuszczonej płytce wskazującego palca zdążył już odprysnąć, a na palcu serdecznym zaczął już pękać.

-                 W różnych okolicznościach życiowych, zawirowaniach uczuciowych, losowych zdarzeniach, osobistych perturbacjach zaoszczędza pan pięćdziesiąt procent wydatków na zakup tylko jednej obrączki, bowiem ma pan już swoją – stałą. Tę zakupioną właśnie u nas. Ta trzecia to zapasowa. Stąd wymowna nazwa pakietu

„Złote Awaryjne Koło Ratunkowe”. W naszej firmie stawiamy na perfekcjonizm…

-                 Acha. Taka na wszelki wypadek? Gdyby mi się życie nie ułożyło.

Kiwnęła głową.

-                 Reflektuje pan?

wiem . – jedynie taka odpowiedź przyszła mi w tej chwili do głowy

Sklepowa moją reakcję sklasyfikowała jako niezdecydowanie. Tłumaczy więc nadal i cierpliwie:

-                 W samochodzie też ma pan cztery koła, a zapewne wozi pan „zapasówkę”

No tak. Nie pomyślałem o tym. Ale się nie odzywam. Zachowuję kamienną twarz. Niewzruszony wzrok. Jej brązowe oczy są uważne i badawcze. Kontynuuje więc melodyjnym głosem:

-                 Oczywiście może wybrać pan wariant dodatkowej obrączki – męski albo damski. Szkatuła w cenie.

Na szklanej ladzie stawia kolejne puzderko, obok tego przed chwilą zakupionego przeze mnie. Szkatułki są niemalże identyczne. Różnią się jedynie wielkością. To dostawione jest o połowę mniejsze. Na wypukłym zamknięciu widnieje również wytłoczone duże, złote G.

-                 No co też pani…- wyrwa mi się nieelegancko.

-                 Widzę, że jest pan zaskoczony szeroką ofertą naszego sklepu, stąd ta konsternacja. Niepotrzebnie balsamicznym głosem uspokaja ekspedientka. Wyczytawszy w moich oczach ciągłe niezdecydowanie, niezrażona przekonuje:

-                 Może pan wziąć też pakiet dwuwariantowy pod nazwą: „Nie znacie dnia, ani godziny”. Zapasowa obrączka męska i zapasowa obrączka damska. Do wykorzystania w zależności od zaistniałej sytuacji. Za niewielką dopłatą oczywiście, ale za to z rabatem dwudziestoprocentowym na gadżety erotyczne. Pakunek wtedy będzie większy i też w cenie zakupu.

-                 No co pani… – po raz drugi nieładnie się mi wyrwa.

Chwytam pudełko z kupionymi wcześniej obrączkami. Wybiegam. Tylko szklane drzwi sklepu zdążyły lekko zasyczeć za moimi plecami. Niechcący potrącam jakąś panią. Ochroniarz patrzy w moją stronę. Raptownie się zatrzymuję.

Przez szklaną kopułę galerii słońce nadal przedziera się do pasażu jasnymi smugami. Żółte plamy podrygują na szarym marmurze. Ludzie jak przechodzili, tak wciąż przechodzą jednocześnie w dwie przeciwległe strony.

Stoję pod jedną z świetlistych smug popołudniowego słońca. Zamykam oczy. Pod pomarańczowe powieki wlewa się ciepły spokój. Prysznic światła przenika mnie aż do stóp. Stoję tak z zadartą głową chyba dłuższą chwilę, bo gdy otwieram co jakiś czas lekko oczy, to w rwącym tłumie ludzi widzę, że powstała wyrwa. Opływają mnie jak rzeka kłodę.

-                 Proszę pana, proszę pana . Czy wszystko w porządku? — w moją ciepłą jasność wdziera się nagle czyjś głos.

Otwieram oczy. To ochroniarz.

-                 Jak w jak najlepszym porządku odpowiadam zachrypniętym głosem i wychodzę z galerii.

Digg this!Dodaj do del.icio.us!Stumble this!Dodaj do Techorati!Share on Facebook!Seed Newsvine!Reddit!Dodaj do Yahoo!

Komentowanie wyłączone.