KAZIMIERZ SŁOMIŃSKI “TO I OWO PRZYIMKOWO” RYMOWANKI
KAZIMIERZ SŁOMIŃSKI
“TO I OWO PRZYIMKOWO”
RYMOWANKI
Ad calendas Graecas? Prędzej wieczności się doczekasz.
Ad majorem Dei gloriam ciągle kićka się historia.
Bez cienia ironii majestat w piętkę goni.
Bez dachu nad głową menelem być niezdrowo.
Bez grosza przy duszy człowiek jest malusi.
Bez krzty honoru lewusy kasę biorą.
Bez słowa sprzeciwu swoje zrobi niegodziwość.
Bez taryfy ulgowej delikwent w mig gotowy.
Bez widoków na przyszłość żyje Polak nad Wisłą.
Bez zbędnych ceregieli wciąż rządzi się i dzieli.
Dla dobra ogółu niejedno u nas się popsuło.
Dla dobra sprawy nie zawsze sąd łaskawy.
Dla lepszych gości droższe przyjemności.
Dla własnego dobra ugryzie nawet kobra.
Do góry nogami świat się wywraca razem z nami.
Do końca dni swoich o zdrówko człek się boi.
Do licha i trochę wciąż chętnych na darmochę.
Do ostatnich granic trwać będzie przekraczanie.
Do przyjaciół Moskali niektórzy się podlizywali.
Do siebie i od siebie człek w życiu się kolebie.
Do siódmych potów człek życie kochać gotów.
Do usranej śmierci człek się w życiu wierci.
Między nami Polakami kilka innych nacji mamy.
Między niebem a ziemią ze zbawieniem wciąż niepewność.
Między starymi a nowymi laty gubi się człowiek starej daty.
Mimo najlepszych chęci znów władza coś pokręci.
Na aktualny temat znów w mediach jakaś ściema.
Na arenie politycznej galimatias przekomiczny.
Na bezchmurnym niebie obłoczek się kolebie.
Na Bliskim Wschodzie wojną pachnie co dzień.
Na całym świecie maluczkich bieda gniecie.
Na chwałę bożą grzeszki też się mnożą.
Na ciele i na duszy doznaje człek katuszy.
Na co dzień i od święta normalność ciut zwichnięta.
Na danym etapie na kryzys się załapiesz.
Na dobry początek – Herod zrobił rzeź niewiniątek.
Na dzień dzisiejszy trudno być mądrzejszym.
Na dzikim Zachodzie – bandytyzm w modzie.
Na głowę ludności kłopotów ciągle dość jest.
Na gołe ciało z ciuchów coś by się przydało.
Na gruncie towarzyskim niejeden gość jest śliski.
Na każde zawołanie nawet echo nie przystanie.
Na każdym kroku nie zatrzymuj wzroku.
Na kierowniczym stanowisku może w tyłek gnieść siedzisko.
Na końcu języka sens koziołki fika.
Na kuli ziemskiej trudno ciągle być zwycięskim.
Na lewą stronę nie wszystko jeszcze wywrócone.
Na ławie oskarżonych – rotacja przyskrzynionych.
Na łeb na szyję rekordy też się bije.
Na łonie przyrody kusi smak przygody.
Na moje oko niebo jest trochę za wysoko.
Na najwyższym szczeblu trzymaj się, bo zepchną.
Na otwartej przestrzeni trawka też się zazieleni.
Na pastwę losu skazanych tyle osób.
Na pełnych obrotach wciąż kręci coś miernota.
Na porządku dziennym bałagan permanentny.
Na prostej drodze na swoje jakoś też wychodzę.
Na samą myśl o tym zachciewa się pieszczoty.
Na samej górze dno trzyma się najdłużej.
Na stare lata – uwiąd i prostata.
Na starym kontynencie łajdactwo wciąż ma wzięcie.
Na straży pokoju za dużo dziś kowbojów.
Na swojską nutę skrzypią łby zakute.
Na ślubnym kobiercu pika serce przy sercu.
Na święty nigdy naprawią ludziom krzywdy.
Na tym naszym najlepszym ze światów człowiek człowiekowi daje do wiwatu.
Na wieczne oddanie – małżonków ślubowanie.
Na własnej skórze cyrograf kiepsko służy.
Na wszelki wypadek prócz głowy mamy zadek.
Na wszelkie sposoby okradają nas nieroby.
O tym i o owym idą drętwe mowy.
O wiele za mało z duszą współgra ciało.
O wszystkim i o niczym wciąż w mediach się pierniczy.
Od czasu do czasu powtórka z impasu.
Od góry do dołu – z hierarchią na wesoło.
Od stworzenia świata ludzi zwodzi szatan.
Od zarania dziejów możni nie mądrzeją.