Główna » Fraszki polskie, Kazimierz Słomiński, WSZYSTKIE WPISY

KAZIMIERZ SŁOMIŃSKI “RYMOWANKI”

Autor: admin dnia 9 Grudzień 2020 Brak komentarzy

KAZIMIERZ SŁOMIŃSKI

RYMOWANKI

Bez chwili wytchnienia czas wszystko odmienia.

Bez żadnych ograniczeń elity chcą wciąż dziczeć.

Dla grzecznych dzieci bajki klecą nie tacy już poeci.

Dla każdego coś miłego, a niekiedy siła złego.

Dla świętego spokoju ludzie milczeć się nie boją.

Do pewnego stopnia nawiedzeni mają hopla.

Do trzech razy sztuka artysty może się doszuka.

Do wyboru do koloru podług chęci i humoru.

Między nami mężczyznami różnie bywa z kobietami.

Na dobrą sprawę Muzy twórcom są łaskawe.

Na głowę ludności dup wciąż w obfitości.

Na łamach prasy medialne wygibasy.

Na mocy prawa – sprawiedliwość ciut głupawa.

Na pierwszej stronie sensacja w piętkę goni.

Na otwartej przestrzeni beton już się nie zieleni.

Na początku drogi bywają i dwie lewe nogi.

Na samym wierzchu – cała sitwa koleżków.

Na wieki wieków niebo pod boską jest opieką.

Na wyspach Bergamutach żywa wciąż wyspiarska buta.

O dupie Maryni dobra pamięć nie zaginie.

O dwunastej w nocy czasem duch się napatoczy.

O każdej porze dnia i nocy życie może cię zaskoczyć.

Od morza do morza wiodą polskie rozdroża.

Od nowej linijki ciąg dalszy historyjki.

Od zera do milionera – jak nie przekręt, to afera.

Per aspera ad astra nie każdy tak chętnie dorasta.

Po pierwszej wojnie też nie każdy spał spokojnie.

Po trupach do celu – wprost w piekielną czeluść.

Pod sklepieniem nieba ludzkich uczuć nam potrzeba.

Pod szczęśliwą gwiazdą coś by w życiu się znalazło.

Poniżej granicy ubóstwa zbyt dużo ofiar jest oszustwa.

Przez dziurkę od klucza nęci rąbek zepsucia.

W aureoli chwały cymbały też się uchowały.

W całej swojej krasie elita na nas wypina się.

W czasach pogardy niełatwo bywać twardym.

W dobre ręce nie zawsze trafia więcej.

W dobrych rękach – robota nie udręka.

W dobrym humorze nawet satyra u nas być nie może.

W domowych pieleszach żonka z gachem się pociesza.

W minionej epoce nie sprzyjał nam dziejowy proces.

W następnym numerze magik poklask zbierze.

W naturze rzeczy pazerność ludzka skrzeczy.

W nurcie przemian zwykle coś tam się uziemia.

W pewnym sensie człek skazany jest na szczęście.

W pewnym stopniu swoje z cudzym można dopiąć.

W poszukiwaniu straconego czasu niektórzy robią za dużo hałasu.

W prostocie ducha niejeden chce udawać zucha.

W różnych sytuacjach zwycięża czyjaś racja.

W samym środku środeczka mieszka sobie kropeczka.

W sprawach łóżkowych nie miejsce na narowy.

W sprawach wielkiej wagi pełno w mediach blagi.

W sprzyjających warunkach mniej zgrzytów jest w stosunkach.

W stu procentach żadna persona nie jest święta.

W szerokim znaczeniu tego słowa niejedno da się odkodować.

W świetle jupiterów zero nie zawsze równe zeru.

W takt muzyki milsze są i fiki-miki.

W tę i z powrotem nie wszyscy chodzą na piechotę.

W trakcie lektury z treści mogą wyleźć bzdury.

W tym temacie z cienkim Bolkiem się spotkacie.

Wbrew własnej woli nie każdy brzydkim być wydoli.

We własnych oczach nawet żaba może być urocza.

Według czyjegoś widzimisię kryzys nam robią po kryzysie.

Według wszelkiego prawdopodobieństwa zawsze będą jakieś bezeceństwa.

Z braku czasu trzeba sprężać się w dwójnasób.

Z byle powodu – niedaleko do smrodu.

Z dobrej rodziny też bywają takie syny.

Z dwojga złego przychówek bywa też ten tego.

Z igły widły żadnemu diabłu jeszcze nie obrzydły.

Z kronikarskiego obowiązku koszałki-opałki pisze się z nawiązką.

Z lewa na prawo z porządkiem coś niemrawo.

Z małymi wyjątkami wszyscy jesteśmy tacy sami.

Z miłą chęcią dobrej sprawie łeb ukręcą.

Z motyką na słońce – sputniki widzę mknące.

Z piekła rodem – diabły bawią się narodem.

Z podbitym okiem Opatrzność karci nas swym wzrokiem.

Z przyczyn zdrowotnych nawet Eskulap dziś markotny.

Z rączki do rączki nieopodatkowane tysiączki.

Z ręką w nocniku możesz ocknąć się płatniku.

Z różnych przyczyn nie każdy swego może się doliczyć.

Z wielką biedą ma przyjść do nas Armagedon.

Z życia wzięte, tylko trochę naciągnięte.

Za wolność i lud – wąchaliśmy ten ideowy smród.

Ze spuszczoną głową i na duszy minorowo.

Ze wspólnej kasy zawsze uszczkną coś złamasy.

Ze znakiem jakości nie uświadczysz już żywności.

Ze Związkiem Radzieckim na czele znaczyliśmy małowiele.

Zza wschodniej granicy nieraz groził napływ dziczy.

Digg this!Dodaj do del.icio.us!Stumble this!Dodaj do Techorati!Share on Facebook!Seed Newsvine!Reddit!Dodaj do Yahoo!

Komentowanie wyłączone.