Główna » WSZYSTKIE WPISY, Wiersze satyryczne

KAMILA JEKA WYRÓŻNIENIE (KATEGORIA MŁODZIEŻOWA) W VI OGÓLNOPOLSKIM KONKURSIE SATYRYCZNYM „O STATUETKĘ STOLEMA” GNIEWINO 2010

Autor: admin dnia 29 Grudzień 2010 Brak komentarzy

Przedstawiam dziś Państwu utwory Kamili Jeki z Pucka, za które otrzymała ona wyróżnienie (w kategorii młodzieżowej) w VI Ogólnopolskim Konkursie Satyrycznym “O Statuetkę Stolema” w Gniewinie 2010 r. 

Panna K. 

Dzień od którego z reguły się zaczyna 

Dosłownie dwie sekundy temu byłam w typowej dla nastolatki depresji, tej samej z której się oczywiście wyrasta, jak z butów czy z pryszczy. Pokręciłam się chwilę po swoim umyśle. Tym razem puściłam się w te rejony gdzieś między Werterem a Hamletem, nawet pozwoliłam sobie trochę z nimi porozmawiać (widocznie organizm się już domagał). Podkreślam tylko trochę a nawet nie aż tyle, troszkę bardziej oddaję długość rozmowy jaką toczyliśmy.

Chyba czuję ciągle presję dotrzymania przysięgi, że z żadnym delikwentem nie zamienię już słowa. Tylko czy martwe męskie postacie literackie, które bezwstydnie zagnieździły się w mojej głowie też mogę do nich zaliczyć? Nie zdarza mi się często wdawać w jakieś głupie dyskusje z facetami. Nie przepadam specjalnie za ich towarzystwem. Z drugiej strony to prawie zawsze oni są powodem mojego dołka psychicznego. Zweite Platz zajmuje worek kompleksów (oczywiście młodzieńczych), kolejna nieudana próba diety w wersji „motylkowej” i towarzyszące temu filmiki pro ana na youtube, później brak powszechnego zrozumienia, brołken fjuczer, moja przeklęta twórczość, fizyca i geografica razem wzięte (czwartki od godziny osiem: zero zero do dziewiątej: pięć pięć), zupełny brak waluty na podjęcie procesu samodoskonalenia, domowy jajozwisły samiec – padalec czyli dawca nasienia z którego powstałam (z niewielkim udziałem pani matki).

oto i ja – Panna K

Dzień na-stęp-niej-szy na którym się nigdy nie kończy

Przybywam po ośmiu godzinach pracy intelektu do ostoi spokoju jaką w teorii jest dom. Jedną nogą wlatuję do pokoju, gdy w tym czasie druga zawieszona jest gdzieś w powietrzu. To ona jako pierwsza poddana zostaje procesowi zdejmowania obuwia marki convers (imponująca zdobycz z Centrum Taniej Odzieży). Palcem środkowym, który cierpi na guzek długotrwałych formułek włączam magiczny guzik. Po upływie równo sześciu minut i czterdziestu ośmiu sekund laptop widocznie się rozpędza. Ba! Mogę nawet nieśmiało powiedzieć, że zaczyna się uruchamiać. Jeszcze cztery minuty i dwadzieścia sześć sekund a spokojnie będę mogła stwierdzić, że sprzęt zaczyna działać. Potęga całkowitego okresu wykonanej pracy da nam czas w jakim będzie można sprawdzić pocztę (proszę pamiętać tylko o zamianie jednostek na sekundy).

Poooooczta do ***** !

** * **

Trzeba mieć rękę na pulsie, nigdy nie wiadomo kiedy ktoś ważny napisze. Tylko co taki ktoś mógłby mi napisać?

„Droga Panno K.,

Teksty Panny K. są (w tym miejscu jakiś przyzwoity przymiotnik), dlatego chcemy zmienić Panny życie. Czy Panna K. się zgadza? Nie, modelką Panna K. nie będzie, sama Panna K. wie… (oponka, biodra, uda, łydki, pośladki). Ale Panna K. się nie martwi, może Panna K. napisać coś od czasu do czasu dla nas, oczywiście bezpłatnie.”

Tym razem nic 14:08:44

                                   Nic 16:08:48

Nic 17:08:59

                                                                       ! 19:09:05

SPAM 18:12:08

SPAM 20:49:34

            Tv market 21:35:09

..22:35:09

Nic 22:58:48

            Nic 24:09:05

W godzinach nocnych nawet SPAM nie pisze, znowu nie można na niego liczyć, świnia! W walentynki było to samo.

Dzień kolejniejszy

Zrobiłam 126 kwadroto-prostokątów myszką na pulpicie – nowy rekord.

Dzień wręcz następny

Dla mnie nie nastał.

Dzień w którym pomysły się kończą

Kopiuj i wklej kopiuj i wklej.

Dzień który zaczął się marnie

Mucha roztrzaskała sobie okulary o szybę.

Dzień Q

Błąd w sztuce lekarskiej. Pomyliłam okulary z mózgiem.

Dzień kolejny

Proces suszenia Muchy na parapecie już się rozpoczął.

Dzień sądu

 

Aby tylko rodzina Muchy nie walczyła o odszkodowanie.

Dzień dwukrotnie bardziej kolejny od pierwszego kolejnego z wyłączeniem dnia Stworzenia Świata.

 

            „Twoje zgłoszenie znalazło się wśród wygranych! Twój unikalny kod to: „XxXxXxX”

Zdziwiona niczym amerykańska miss: „Aby na świecie zapanował pokój, a zamiast chleba były ciasteczka.” Czy teraz moje życie się zmieni?

Katharsis

 

Pierwotny plan aby wydać cały voucher na szmatki dla siebie (i tylko siebie) jest zupełnie naturalny dla współczesnej spragnionej zakupów małolaty, którą przypadkiem kopnęło szczęście. Ale co ja… Weźmy taką Jagnę, zaiste pierwszy prototyp dzisiejszej kobiety! Dlatego też doskonale rozumiem jej radość z chustki na którą szarpnął się stary Boryna. Oznaczałoby to, że „jagieńkowe oczy” na cudeńka dostawały kobiety na długo przed galeriami handlowymi. Ona miała jednak o tyle lepiej, że nie dysponowała przyjaciółką i oprócz popędów płciowych nie znała jej głupiutka biała główka żadnych innych odruchów. Nie znam też żadnej innej osoby, która jest do tego stopnia targana przez emocje co ja! Jeden impuls nerwowy, a mózg każe mi robić coś zupełnie innego. I ten głos, którego bynajmniej nie uciszą słuchawki różowo-dodziastego iPoda! A niech to szlag! W efekcie pod wpływem dziwnego napływu przyjaźni do bliźniego (całkowicie niewytłumaczalnego) oddaje z głupim uśmiechem przyjaciółce bon. Dowód przyjaźni, który wymaga ode mnie tyle samo poświęcenia co niejedzenie po osiemnastej, mało… tyle samo poświęcenia co niejedzenie czekolady. Ale anorektyczki są świetnym przykładem na to, że jest to możliwe. Dlatego też dzisiaj to Panna M. szaleje po centrum Kwiatkowskiego, a ja chyba przestanę jeść czekoladę.

Zezwierzęcenie

 

A więc jednak – rozpoczęło się.

Wystartował sezon, w którym, gdy tylko nadejdzie taka potrzeba, ludzie zaczną wynurzać się ze swoich prywatnych izolatek w jednym konkretnym celu. Zejdą najpierw do piwnicy, bądź jak gdyby nigdy nic otworzą garaż. Wyciągną swą broń, uruchomią silnik i dłużej się nie zastanawiając dadzą upust ospałym przez zimę emocjom. Pierwsze metry – nieśmiało z uśmiechem na twarzy może nawet ze słowem „dzień dobry” do obywatela z drugiej strony ogrodzenia. Pozory, pozory, ach niech te wasze maski i płaszczyki! Przecież, gdy tylko poczują ten zapach, wskaźnik ekscytacji wskoczy poza przyjętą normę (co staje się już nad wyraz niebezpieczne). Nie wiadomo dokładnie w którym to momencie powstaje w ich głowach swego rodzaju urojona rywalizacja: who’s better, who’s faster, who’s louder!?

Spokojnie niegdyś miejsce staje się w mgnieniu oka istnym placem boju, w którym to cięty mistrz dyktuje twarde zasady: „Co się rusza zabić! Co stoi w miejscu ściąć!”. Nie radzę w tej chwili nikomu drwić z ów wojownika. A matce naturze polecam usunąć spod jego stóp wszelkie śmierdzące niespodzianki, bowiem w afekcie gotów jest wyrżnąć wszystko w pień! Po kilkugodzinnym starciu nastaje względny spokój. Spocony osobnik siada zdyszany i odkłada narzędzie. Wieczorem na osiedlu cichną ostatnie już brzęczenia i terkotania.

Wypierają je za to krzyżujące się zewsząd fragmenty poważnych dyskusji o pomarańczach z Malty, a towarzyszy im specyficzny zapach rozmowy. Zapach topniejącego z kiełbasy cholesterolu, zalewanego Specjalem.

Digg this!Dodaj do del.icio.us!Stumble this!Dodaj do Techorati!Share on Facebook!Seed Newsvine!Reddit!Dodaj do Yahoo!

Komentowanie wyłączone.