Główna » Humoreski i opowiadania, WSZYSTKIE WPISY

JULIA GORĄCY “K.O.T.”- III NAGRODA W TURNIEJU LITERACKIM W KATEGORII TEKSTÓW PROZATORSKICH W RAMACH XXI OGÓLNOPOLSKIEGO TURNIEJU SATYRY „ O ZŁOTĄ SZPILĘ” 2018

Autor: admin dnia 19 Styczeń 2019 Brak komentarzy

JULIA GORĄCY

XXI OGÓLNOPOLSKI TURNIEJ SATYRY „ O ZŁOTĄ SZPILĘ” 2018

TURNIEJ LITERACKI

TEKSTY PROZATORSKIE

III NAGRODA

K.O.T.

Usłyszałam miauczenie kota. Sprawdziłam telewizor w salonie. Faktycznie był włączony. Nie sądzę, żeby zatrudnili koty do zapowiadania pogody, choć pewnie by to potrafiły gdyby im się chciało, ale im się nie chce. Właśnie dlatego że są kotami.

Wróciłam do komputera. Znowu zamiauczało.

Wyjrzałam przez okno. Noc była czarna jak czarny kot. Zaczęłam szukać latarki. Nigdy jej nie ma gdy jest potrzebna.

Wierzcie lub nie, ale nie jestem bałaganiarzem. Po prostu, rodzice nie zapewnili mi przestrzeni życiowej odpowiedniej do posiadanej przeze mnie ilości niezbędnych pamiątek. Jestem więc zmuszona składować je w postaci kopca. Niestety. Na jego szczycie nigdy nie ma tego, czego akurat potrzebuję. Ostatecznie przechyliłam lampkę z biurka w stronę okna.

Zabłysły oczy. A więc kot nie był wirtualny.

Niech sobie miauczy. Ma prawo, jest wolnym kotem.

Po chwili miauczenie się powtórzyło. Nieco głośniej i bardziej rozpaczliwie. Tak sobie myślę, że mógłby miauczeć pod innym oknem.

Rozległ się dzwonek mojej komórki. Komórka pokazywała 3% energii. Naprawdę?

Nie była uprzejma się naładować? Czy w tej w dolinie krzemowej nikt nie potrafi tego rozwiązać?

Spojrzałam na zieloną słuchawkę i uśmiechniętą buzię Pauliny. Serio?

Ostatnio nie dzwoniła 2 lata 8 miesięcy i 4 dni temu. Zostawiła wtedy telefon w wannie. Podobnie jak wodę.

Popatrzyłam za okno. Lepiej siedź tam cicho — mruknęłam do kota i odebrałam telefon. Akurat mnie posłuchał.

-  Cześć, co było zadane z .. … Czy ja słyszałam kota? Czy to był kot? Ty masz kota? Jakim cudem? Czemu mi o nim nic nie mówiłaś? Dlaczego? Wyślesz mi zdjęcie? Ładny jest? Proszę! Proooooszeeeeeę!!

Postanowiłam przeczekać nawałnice pytań Pauliny, która rozpętała się po tym, jak usłyszała wyjątkowo głośne miauknięcie. To tylko pogorszyło sytuację.

-  Milczysz. A więc to prawda. I nie powiedziałaś mnie! Inne dziewczyny pewnie już wiedzą.

Podła. Więc dobrze, z nami koniec. Liczę do trzech i odkładam słuchawkę. Raz, dwa…

-  Nie Paulina, nie mam kota. Po prostu przysiadł jakiś za oknem i miauczy, to wszystko.

Paulina była moją koleżanką z klasy i prawdopodobnie największą „kociarą” na tym świecie. Ona naprawdę miała kota na punkcie kotów.

Wszystkie jej zeszyty, plecaki, worki, ubrania musiały mieć na sobie przynajmniej jedną podobiznę kota. Sukienka czy bluzka bez kota, była odkładana do szafy do założenia „na później”. Paulina miała mnóstwo wirtualnych kotów. Znała i przetestowała wszystkie gry polegające na hodowli kotów. Miała największą w Europie wschodniej kolekcję zabawnych filmików z internetu z udziałem kotów. Miała też prawdziwego Kocura.

Był on rudy i – jak wynikało z moich obserwacji – cierpiał na zaawansowaną otyłość. Paulina mówiła, że jej kot ma wrodzoną zdolność do szybkiego tycia. Ten Kocur przypominał bardziej gigantyczną świnkę morską niż kota.

Podobno tata Pauliny – marynarz, wychodząc rano do pracy po ciemku pomylił go kiedyś ze swoim workiem marynarskim. Zorientował się dopiero, kiedy rzucił worek na podłogę obok koi i zamiast normalnego „łup” rozległo się donośne „miau”.

Poradziłam kiedyś Paulinie żeby nie zabierała go latem na plażę, bo ludzie z green peace mogą próbować go zepchnąć do morza.

Nie jestem znawcą kociej diety, ale nie sądzę żeby dodatkowe posiłki z chipsów o smaku bekonu i mleka kokosowego mogły nadać mu sylwetkę tygrysa.

Kot ma na imię Trumienka.

Jest to bardzo trafne imię, dobrze opisujące jego potrzeby w zakresie ruchu i ćwiczeń fizycznych.

Moje kontakty z Trumienką opierają się na jasnych i przejrzystych zasadach stosowanych przez polityków konkurencyjnych partii. Ja udaję, że Trumienka nie istnieje, on sugeruje, że nie jestem obiektem wartym choćby poruszenia wąsem.

Paulina zaproponowała mi kiedyś wyjście z nim na spacer. Stanowczo odmówiłam.

Spacer z TYM kotem można by dołączyć jako finałową konkurencję zawodów strongmanów. W każdym razie nie przeszkadzaliśmy sobie w kontaktach z Pauliną.

-Nie, to nie mój kot. Nie jest to kot moich dziadków, ani też kot moich rodziców. Nie wyślę ci też zdjęcia bo sama nie wiem jak wygląda. Prawdopodobnie jest czarny. Nie zamierzam też wychodzić na zewnątrz w celu jego poszukiwania. Chyba że zapuka, poprosi i wrzuci pod drzwiami 20 złotych.

- No wiesz! Może ten biedny kotek potrzebuje pomocy? Albo jest głodny?

- Już ci powiedziałam. Mam umowę z kotami sąsiadów. Daję im resztki ryb z obiadu, a one nie miauczą w okolicy. Inne koty mnie nie interesują.

- Jak możesz — Paulina nie ustępowała, przyjmując ton jej dystyngowanej sąsiadki — Ty bezwzględna, nieczuła, dziewczyno.

-Nie ma mow….

Coś zapukało, zaszurało i zabrzęczało jednocześnie na tarasie. Podeszłam ostrożnie do drzwi.

-0 żesz ty…- powiedziałam głośno. Pod drzwiami leżało 15 złotych.

-„Co się stało? Mów, szybko, co się stało?!” telefon już nie gadał, tylko wrzeszczał głosem Pauliny.

-Dobrze, będzie jak chcesz. Zobaczę co to za kot. A tak przy okazji, powiem Ci, że nie powinnaś karmić kota chipsami i mlekiem kokosowym.

Oburzenie Pauliny było niezmierne.

-Co ty tam wiesz! Przecież ty nienawidzisz kotów. Najwięksi Youtuberzy karmią koty chipsami, to co mój ma być gorszy?!

-Jak tam sobie chcesz. Rozłączyła się.

Spojrzałam za okno. Deszcz nie zachęcał do wyjścia. Znalazłam wysłużony sztormiak. Wyszłam z kawałkiem tuńczyka. Położyłam go na ścieżce, w ogrodzie. Przeklętego sierściucha oczywiście już nie było na dworze. Pewnie poszedł szukać innej niewinnej i pomocnej duszy którą można wykorzystać naciągając na jedzenie sposobem „na oczy z Kota ze Shreka”. Te 15 złotych to przypadek. Pewnie mama zostawiła na parapecie. Wiatr otworzył okno i spadły.

W sumie, nie powinnam go obrażać.

Koty już takie są. Paskudne, kłamliwe istoty skryte za miękką sierścią. W sumie nie wiem skąd wzięła się moja niechęć do kotów.

Po prostu, zawsze zamiast słodkich stworzonek, widziałam w nich kota z kreskówki „Dzieciak kontra kot”, wiecie, tego wrednego stwora pragnącego zdobyć władzę nad światem.

Wróciłam do pokoju, rozciągnęłam się na sofce i udawałam że nie słyszę dzwonków komórki oznaczających kolejne SMS-y. Nie musiałam patrzeć od kogo przyszły.

Postanowiłam odpuścić sobie ponowną rozmowę z Pauliną, po prostu ignorując jej 20 SMS-ów. Wzięłam się za odrabianie lekcji. Czego to człowiek nie zrobi z nudów. Jednak tego dnia równania mi jakoś nie szły. OK nie będę ściemniać.

Digg this!Dodaj do del.icio.us!Stumble this!Dodaj do Techorati!Share on Facebook!Seed Newsvine!Reddit!Dodaj do Yahoo!

Komentowanie wyłączone.