Główna » WSZYSTKIE WPISY, Wiersze

Jerzy Fryckowski – Wiersze – II miejsce w kategorii poezja(dorośli) X OTWARTEGO KONKURSU LITERACKIEGO „GNIEWIŃSKIE PIÓRO”

Autor: admin dnia 29 Maj 2011 Brak komentarzy

W dniu dzisiejszym publikujemy wiersze Jerzego Fryckowskiego
z Dębnicy
, który zdobył II miejsce w kategorii poezji dla dorosłych
X OTWARTEGO KONKURSU LITERACKIEGO „GNIEWIŃSKIE PIÓRO” 2011.

Jerzy Fryckowski (ur. 16 lutego 1957 r. w Gorzowie Wielkopolskim), polski poeta, krytyk literacki, zajmuje się teatrem i twórczością satyryczną (M.in. Król Łgarzy w Bogatyni 1991).
Studia ukończył w Wyzszej Szkole Pedagogicznej w Słupsku. Obecnie pracuje jako nauczyciel-polonista w Dębnicy Kaszubskiej koło Słupska. Jego wiersze znajdują się w ponad 200 almanachach i antologiach, tłumaczony na angielski, niemiecki, francuski, hindi i litewski.
Przygotował pierwszą w Polsce antologię wierszy o ojcu, która czeka na wydawcę. Laureat wielu prestiżowych konkursów literackich.
Członek Związku Literatów Polskich.

Do tej pory opublikował.:

Cierpliwość ubogich – Słupsk 1989 Copulum abruptamae – Sieradz 1991 Aleja dusz – Kraków 1992 Nogami do przodu – Włocławek 1994 Gdzie już cicho o mnie – Kraków 1995 Antologia poezji wigilijnej – Warszawa 1995 Zaufać ślepcom – Kraków 1997 Treny – Słupsk 1999 Kroki na suficie – Kraków 2004 Słowa bielsze od śniegu. Antologia poezji wigilijnej – Wrocław 2006 Kiedyś nas uśpią – Słupsk 2007 Między tobą a snem – Kraków 2007 Jestem z Dębnicy – Słupsk 2009 Treny (wydanie rozszerzone)– Kraków 2009.

JERZY FRYCKOWSKI

WIERSZE

II miejsce w kategorii poezja

 

KIEDY WYSCHNIE POMARAŃCZA

 

Zaniosę cię do handlarza wschodnich pachnideł

by rytualnie obmył limfatyczne ciało i namaścił je olejkami

o zapachu wszystkich południowych plaż gdzie czytaliśmy lokalne gazety

i klejącymi się od lodów palcami przymarzaliśmy do wielkich fotografii

aktualnie panującego sekretarza który namiętnie pisywał wiersze

a nigdy nie podpisał aktu łaski pod wyrokiem dla poety rewolucjonisty

Zanim w kondukcie udam się do palacza zwłok

dam się jeszcze raz uwieść twojemu zapachowi  zabieganej kobiety

niosącej mi rano pęczek rzodkiewek i krople potu na piersiach

znów porozwieszam twoje szaty na wszystkich drzwiach

z których języki zazdrosnego słońca zliżą kurz

z wyblakłych plakatów Marilyn Monroe

i zapachem kadzideł uśpię najpierw psa

a potem kroki na schodach

Po raz pierwszy w życiu cię ubiorę

będę płakał na siłę zginając łokcie i palce w stawach

poplątam sznurowadła

guzików nie dopnę

KABUL

 

Twoje zielone rajstopy jak krzyk rzucone na krzesło

maskują i dają schronienie przed samolotami bezzałogowymi

wycieram o nie strach gdy wbiegam do hotelowego pokoju z wyplutymi drzwiami

i gaszę pragnienie zlizywaniem soli z opalonego na targu karku

poraniona palcami szybszymi od dłoni akordeonisty dopełniasz barwę gobelinów

przedstawiających  sceny z Księgi Królów czytam przez ich abażur

inicjały i daty wyryte na ścianie zawleczkami granatów

które odrzucone jak najdalej pozwoliły uratować nogi i zdjęcie syna

za oknem na tle żółtego ostrza słońca wschodzą gwiazdy na sztandarze

marszczącym się w silnym wietrze jak twoja chimar na podłodze

kiedy mnie ponownie dosiadasz instynktownie odpinam kaburę

gorąca lufa pistoletu ma gładkość twojego brzucha

uczysz mnie co znaczy w języku paszto imię mojej żony

a przez miseczkę stanika oddzielamy pustynny piasek od martini

IZAAK

 

Ojcze ten kamień to ołtarz ofiarny nie pamiętasz już kto poddał cię próbie

na stole rachunki za światło i węgiel

papierowe języki banków zlizują resztki chleba sprzed tygodnia

pusta lodówka szczeka światłem i pleśnią

obok siekiera jak biżuteria odbija uśmiech słońca

za oknem sznur za słaby na szyję i za krótki na pieluchy mojej siostry

butelka wódki oddaje ci pamięć

wracasz do i czasów gdy religia w salkach katechetycznych

a ty widelcem przywiązanym do kija polowałeś na uwięzione pod lodem szczupaki

i za zarobione pieniądze kupiłeś swojej matce perukę potrzebną po chemii

kabel od żelazka też za krótki

wystarcza na tyle aby przeliczyć na plecach moje żebra

i nakarmić gdy nieopatrznie zapytałem czemu tylko chleb z margaryną

Mama jeszcze śpi pachnie tobą bo odłączyli nam ciepłą wodę

i gorący prysznic stał się jej obcy jak język sąsiadów zza Odry

ona będzie pierwsza zamkniesz oczy i nawet nie powiesz: Przebacz

potem moja siostra taka mała ledwie większa od łzy

że trudno trafić w nią ostrzem siekiery

zgięta jak rogalik o którym akurat śniła

twoja rozpacz tak wielka że zasycha w gardle

nie masz już wódki z ostrza zlizujesz krew twoją przecież krew

pochylasz się nade mną udaję że śpię

ktoś od dłuższego czasu dobija się do drzwi

obaj wiemy że to nie Bóg

JERZY, SYN JÓZEFA

 

Stacja Górzyca

graffiti spijają resztki ocalałych szyb

stąd już nie można odjechać daleko

sanatorium przeciwgruźlicze nie zmieniło lokalizacji

ale żaden pociąg juz się nie zatrzyma

pozostał dziecięcy strach przed wielkością lokomotyw

które przetaczały się niedaleko moich i ojca stóp

spocone jak w poemacie Tuwima

parę kilometrów w lewo w stronę Kostrzyna

szyny jeszcze ciepłe dotykiem szyi mojej matki

która nie potrafiła znieść bólu

a kojące właściwości morfiny znała tylko z zachodnich filmów

Stacja Górzyca prostokątny kartonik wchłania połowę mojego potu

druga mokra ścieżka ginie w wielkiej dłoni ojca

która potrafi zarobić na chleb z omastą i zniżkowy bilet

Tej nocy wstrzymano wszystkie pociągi

dróżnicy rozbiegli się w przeciwne strony

Nie było jeszcze kamer termowizyjnych

już nie pamiętam kto pierwszy natknął się na moją matkę

Nie znaleziono przy niej żadnej fotografii

 

 

Digg this!Dodaj do del.icio.us!Stumble this!Dodaj do Techorati!Share on Facebook!Seed Newsvine!Reddit!Dodaj do Yahoo!

Komentowanie wyłączone.