Główna » Humoreski i opowiadania, WSZYSTKIE WPISY

JAKUB BOLEC – UTWÓR- III MIEJSCE W TURNIEJU LITERACKIM W KATEGORII TEKSTY PROZATORSKIE W RAMACH XXIV OGÓLNOPOLSKIEGO TURNIEJU SATYRY „ O ZŁOTĄ SZPILĘ” 2021

Autor: admin dnia 2 Listopad 2021 Brak komentarzy

OGÓLNOPOLSKI TURNIEJ SATYRY „ O ZŁOTĄ SZPILĘ” 2021

TURNIEJ LITERACKI

TEKSTY PROZATORSKIE

III MIEJSCE

JAKUB BOLEC

SZAPOBA

Z cyklu: NiEBANALNI, Mariusz Prawdziwek, eksporter, importer, podróżnik, sportowiec, właściciel sieci hurtowni materiałów budowlanych oraz fabryki wyrobów gumowych, najsłynniejszy krajowy self-made man.

-                     Człowiek renesansu. Pokrótce. Dzień dobry, witam serdecznie.

-                     Jest pan również uznanym trenerem motywacyjnym i znawcą Wschodu…

-                     Zazwyczaj jadę o długość dętki przed peletonem…

Patrząc, widzę ikonę stylu, aż kipi pan witalnością.

Bywało, cały rok nosiłem sweter i ledwie mogłem podczołgać się do pilota, od telewizora… Ale to już przeszłość, którą da się zamknąć w jednym zdaniu: stare dzieje. Recepta na dobre życie? Tai-boxing, joga, spadochrony, zimą skutery śnieżne, figle w przeręblach. H o m e o s t a za i dynamika! Bawię się też troszkę w rajdy samochodowe, gonitwy kładów… Chłop bez furmanki, to nie chłop, he, he.

-                     W skrócie, po polu i po szosie!

Nie chciałbym mówić jedynie o motoryzacji, o tym może rozprawiać byle amator, staram się smakować rzeczywistość wszystkimi kubkami, w wielorakich aspektach.

-                     Na przykład?

-                     Wydałem podręcznik kulinarny dla wegan, choć przyznam się, na co dzień wolę mielone z kapustą.

Można rzec, pewien dysonans…

-                     To prawda, jednakże naczelna zasada autokreacji mówi: nie masz o czymś pojęcia? Zrób na tym, przepraszam za kolokwiał, siano…

Przepraszam, kolo co…?

-                     Pieniążki, panie redaktorze, pieniążki.

-                     Urocze…

I w pytę skuteczne! Uuu…, tu się chyba wytnie…? . . . Dlatego stworzyłem markę odzieży dziecięcej, linię perfum oraz pisałem o modzie męskiej, po duńsku. Miałem bródkę, miałem baki, miałem wąsy miałem wszystko…

Trudno zaprzeczyć…

Tyle że, wie pan… na pewnym etapie życia, w pewnym momencie nasuwa się taka myśl… przychodzi taka swoista refleksja…, wie pan, mieć w s z y s t k o, to pomimo wszystko, jednak nie jest wszystko…

To głęboka refleksja…

Pomyślałem, kierowniku, stać cię na więcej !

I z marszu zdobył pan Mount Everest, wspinając się w gumowcach ze swojej hurtowni?!  Owszem, i to za małych. Na tzw. gołą gicz. Bez skarpet. Co ważne, jako pierwszy człowiek w historii, bez liny.

Jak można zdobyć ośmiotysięcznik bez liny?

Z użyciem drabiny. Oczywiście, dobrej drabiny.

Coś jak w zawodach pożarniczych? Tzw. hakowej?

Normalnej, składanej, też ode mnie. Aluminium, rdza nie łapie, poza tym była okazja zrobić prezent autochtonom i zebrać dobrą karmę. Rozwój duchowy sam się nie dzieje, a drabina w górach zawsze się przyda.

Niewiarygodne…, z jaką lekkością pan o tym opowiada…

Umówmy się, droga nie była… Niech mają… Stomile też odstawiłem.

Myślałem o samym wyczynie sportowym.

Byłem widziałem, szału nie ma. Zasięg słaby, powietrze nieszczególne. Raczej dla melancholików. Natomiast z miłych wspomnień, na pewno smak konserwy turystycznej na szczycie. Ta galaretka, ten tłuszczyk. Drobne przyjemności, a zostają na zawsze. Jak i puszka, wsadziłem w jedne dziurę, na pamiątkę.

Jest pan znanym filantropem, twarzą akcji charytatywnej GORĄCE SERDUCHO…

Ogromne, parujące, jak woda na herbatę… Niedawno adoptowałem jaka, takie zwierzę, też w Himalajach, ma się rozumieć zdalnie…

Szlachetnie, ale może ktoś potrzebuje pomocy bliżej, tu, na miejscu?

Niestety, jestem dalekowidzem i mam na to papiery. Sięgam, gdzie wzrok nie sięga.

Z bliska raczej kiepsko. Wie pan, poda pan palec…

Odgryzą rękę…?

Żeby tylko…

Czyli jaki, i w związku z nimi, czytam…, spektakularny sukces Hot16Challenge… Pamięta pan coś jeszcze… ?

Kto to t a k i? To dwa j a k i… Maaasa, kłaki, gruuube ssaki, homo sapiens to przysmaki..

Mocne…

Słuchaj pan dalej: W Himalajach, gdzieś w Bhutanie, jak uwiesił się na kranie…

W sensie, zaczął nadużywać?

W proteście przeciwko żarłoczności ludzkiej… – A tymczasem, gdzieś w Tybecie, jak zatrzasnął się

w… no? Jak pan myśli? Gdzie?

Czy ja wiem…? W klozecie…?

Tak napisałby jakiś szrociarz… A ja mówię: stop wychodkowym profetyzmom osiedlowych

Wieśków! Dość, panie, turpizmu, kabotyństwa i kloacznej taniochy, następstwem czego trywializacja liryki… Otóż, w rak i e c i e      panie kolego…

Tam się zatrzasnął?

Dramat autonomicznej jednostki zakleszczonej w egzystencjalnej pułapce, w tym wypadku, nie wyłącznie dosłownie w rakiecie, ale całym świecie… Nie chce zostać, lecz nie chce też odchodzić…

To jasne…, tylko skąd się wziął w rakiecie?

Licentia poetica.

T a k… A skąd czerpie pan inspiracje?

Zewsząd, za sprawą czułków społecznej niedoli, wyregulowanych na niegodziwość.  Nawet to sobie wyobrażam, rozgwieżdżone niebo, bezkres wszechświata i ryczące samotne stworzenie zmierzające na spotkanie wielkiej niewiadomej… A od spodu pan, nastawia swoje czułki. Można by się pokusić o stwierdzenie, że to alegoria losu nas wszystkich… Ma jakieś imię?

Kto?

Ten podopieczny.

Wstępnie, Kudłatek. Rzuci pan okiem, 900 kilogramów, odpasiony kukuryk…

Jak na przedstawiciela wołowatych, rzeczywiście wygląda sympatycznie…

I apetycznie… Jestem mu ojcem i matką…

I tu kolejny paradoks, niesamowita wrażliwość, idąca w parze z radością czerpaną z twardego męskiego współzawodnictwa! Szermierka na słowa, to jedno, a szermierka na pięści…

Pięści i nogi. Zwłaszcza nogi.

Mieszane sztuki walki, jatka w klatkach…

Panie prowadzący, powiedzmy sobie prawdę, to się kończy… Robię nowy event: walki w klapkach.

W klapkach?

Tak, japonkach. A jeśli klatkach, to schodowych. I przy wyłączonym świetle. Nie będę zdradzał szczegółów.

Spoglądając w pana portfolio zawodnika, promotora i pioniera sportów ekstremalnych, trzeba przyznać, wykazuje się pan daleko idącą skromnością… Wielokrotny mistrz kraju w skokach z mostu na bandażu elastycznym…

Niech będzie, troszkę namieszałem w interesie, cha cha, ogarniam temat merytorycznie…

Ogarnia pan merytorycznie?

Adrenalina i bomba w górę! To mnie jara, kręci… wierci…

Rzeczywiście, rzadkie szczęście, być na swoim miejscu…

Salsa, zumba, rumba, czacza, cyk, cyk, cyk, cyk… Nie usiedzę nigdzie dłużej niż minutę. Zaraz jadę na nagrania do telewizji. Dziwne, że tu z panem tyle gadam.

Doceniam poświęcenie i jestem pełen uznania, taki model wypoczynku wymaga chyba wielkiej determinacji i odwagi?

Ratował mnie WOPR, zwoził TOPR, reanimował patrol WOT. Ryzyk, panie, fizyk. Nie ma się co obcyndalać… czas huczy niczym wodospad… Stąd mam pokaźną kolekcję zegarków i motorówek, chociaż… niejako dla przeciwwagi stworzyłem też sporą bibliotekę. Tak, i tu, i tu…

000, czyta pan książki?!

To akurat średnio, chciałbym, nie mam kiedy, najwięcej oglądam, jestem estetą, rozumie pan, politurowane regały, złocone grzbiety… blask kominka i szklaneczka whisky… Ładnie się kadruje w streamingu z chałupy… he,he. I jednak nobilituje.

Z innej beczki. Skąd przydomek Helikopter?

Many Helikopter…, korzenie ksywy sięgają pokazów lotniczych w USA, gdzie podjąłem próbę wyjścia właśnie z beczki, tyle że korkociągiem…, oczywiście w śmigłowcu…

Zakończoną…?

Kompletną katastrofą.

Na pewno spora trauma.

Trauma, trauma, teraz wszędzie trauma. A ja mawiam krótko: życie… Przyjąłem tego dzwona na klatę. Dosłownie. Proszę, może pokażę…

Rzeczywiście, śmigłowiec siną farbą na piersi kłuty… w kuli ognia…

W kolorze…

No, panie Mariuszu…, jak to mówią, nie ma lipy.

Ani stypy, he, he. Za to jest inskrypcja, pan patrzy…

Eee, chyba sentencja…? Nie jest pan raczej nagrobkiem…

Jeszcze nie, ale można powiedzieć, że już jestem człowiekiem z marmuru, proszę: „Co cię nie zabije, to cię w z m o c n i”, cyzelowane w języku mandaryńskim… I bynajmniej się zgadza, bo mam w sobie kilka tytanowych klamerek.

Jest pan więc chodzącym dziełem sztuki, w tym sztuki tatuażu.           Nie przeczę. Ma się trochę wzorków i planów w tym temacie…

Na przykład?

Tu z tyłu, takie maleństwo: CARPE DIEM, od linii pośladków do barków. Motto… i przysłowiowa wisienka na torcie.

To pan zna to przysłowie?!

Jakie?

O wisience i torcie.

Nie. A trzeba?

No, właśnie w sumie…

No właśnie.

Podsumowując: CARPE DIEM na całe plecy, jako wisienka na torcie?

Chwytaj dzień, chwytaj dzień bracie, to sobie powtarzam…

I po prostu pan chwyta…

Jak leci.

Cóż pozostaje dodać? Jedynie: szapoba… SZAPOBA…! Dziękuję serdecznie za rozmowę.

Również podziękował! I mały szpej dla pana redaktora, termofor w kształcie serca. Dobry pod namiot.

O dziękuję…  Nie ma za co. Wielki szacun!Wieeelkie pozdro! Kocham was i się kochajcie! Bądźta sobą! biedę! Joooł!

Do widzenia do widzenia…

Digg this!Dodaj do del.icio.us!Stumble this!Dodaj do Techorati!Share on Facebook!Seed Newsvine!Reddit!Dodaj do Yahoo!

Komentowanie wyłączone.