Główna » Humoreski i opowiadania, WSZYSTKIE WPISY

IWONA BUCZKOWSKA “ZDRAPKA” III NAGRODA W TURNIEJU LITERACKIM W RAMACH XXV OGÓLNOPOLSKIEGO TURNIEJU SATYRY „ O ZŁOTĄ SZPILĘ” 2022

Autor: admin dnia 16 Grudzień 2022 Brak komentarzy

XXV OGÓLNOPOLSKI TURNIEJ SATYRY „ O ZŁOTĄ SZPILĘ” 2022

TURNIEJ LITERACKI

III NAGRODA

IWONA BUCZKOWSKA

ZDRAPKA

Usłyszałam od drzwi coś jakby dzwonek. Nie mógł to być jednak dzwonek, bo zepsuł się miesiąc temu i, jak twierdził mój mąż Karol, nie dał się naprawić.

Nie dał się! Już sobie wyobrażam, jak się bronił:

– Ach, ty, Karolu! Nie dam się zreperować! Ani się waż! – I iskrzył – czy co tam robią popsute dzwonki.

Taka prawda: mój mąż Karol w konfrontacji z dzwonkiem – przegrywa.

Coś znów chrobotnęło.

– I kogo tam diabli niosą? – zainteresowałam się, wyciągając głowę w kierunku przedpokoju.    Karol szybko wstał i poszedł sprawdzić. W konfrontacji ze mną mój mąż Karol również nie ma szans.

Jednak widać spytałam w złą godzinę i jeszcze wywołałam wilka z lasu, bo nagle w drzwiach ukazała się MAMUSIA. Nie moja! Moja to dzwoni, uprzedza, umawia się – a nie ukazuje się – nagle!

Mamusia wkroczyła do pokoju. W jednej ręce trzymała reklamówkę z Biedronki, drugą przyciskała do ucha telefon. Nic nie mówiła, tylko potakiwała miarowym ruchem głowy.

Na wszelki wypadek skryłam się w kuchni, gorączkowo myśląc, czy aby nie muszę czegoś pilnie załatwić na mieście. Stres był jednak tak silny, że nic nie przyszło mi do głowy. Wróciłam więc na pole walki.

Mamusia siedziała w moim fotelu (wszyscy wiedzą, że to mój fotel – wszyscy, nawet kot – tylko mamusia nie wie!) Rozsiadła się, pękatą siatkę ułożyła starannie na kolanach i – co było jakieś dojmująco nienaturalne – dalej nic nie mówiła.

Wciąż kiwała głową do telefonu i robiła to tak energicznie, że miałam wrażenie, iż jej się ona za chwilę urwie i spadnie za fotel…

Niestety… Okazuje się, że więzadła szyjne – zwłaszcza te stare, żylaste – bywają niezwykle wytrzymałe. Dodatkowo teściowa, jakby rozszyfrowawszy mój tok myślenia, bo naraz raptownie przestała kiwać, potarła szyję i jęknęła do telefonu:

– Tak się nie robi!

Przyznam, że rzadko z nią się zgadzam, ale tu akurat miała rację! „Tak się nie robi!”

Nie dość, że nie zadzwoni, nie uprzedzi, to jeszcze macha mi tu głową… nadaremnie! Włosami i łupieżem sieje po mieszkaniu. Teren znaczy!

Jak ostatnio pojechała do sanatorium, to trzy tygodnie nie przychodziła, a ja i tak przy sprzątaniu znajdowałam te jej wytlenione kłaki za fotelem.

Nagle teściowa kaszlnęła, wychrypiała do słuchawki:

– Tylko nikomu nie mów! –  i rozłączyła się.

Wyglądała, jakby się zakorkowała. Zaniepokoiłam się nawet (w końcu to w pewnym sensie rodzina) i szybko pomyślałam, czy by nie wezwać pogotowia. Może ją zabiorą i wieczór da się jeszcze uratować?

Ale znów, jakby czytała w moich myślach, bo dźwignęła się nieco, sięgnęła po stojącą na ławie moją filiżankę z moją herbatą, wypiła duszkiem (kurcze, a mogła być gorąca!!!) i już odetkana, rozkazała:

– Siadajcie!

Siedliśmy z Karolem na wersalce. W konfrontacji z mamusią przegrywamy obydwoje. Pochyliła się w naszą stronę i międląc uszy reklamówki poinformowała:

– Chciałabym, abyście mi to przechowali!

No, nie! – pomyślałam. – Mieszka w trzech pokojach sama, a my gnieciemy się tu we czwórkę! I jeszcze jakieś siatki z Biedronki będę jej przechowywać. Niedoczekanie!

– A co to jest? – spytał przytomnie Karol.

– No więc… to są pieniądze – wyznała teściowa.

– Pieniądze? Jakie znów pieniądze?! – Zirytował się.

– No, złotówki. W złotówkach mi wypłacili – oświadczyła.

Na dowód rozchyliła siatkę. W środku znajdowały się pozawijane w bankowe banderole, równiutkie pliki dwustuzłotówek.

Pierwszy odpowietrzył się Karol:

– Skąd mama to ma?! – spytał nazbyt ostro.

Teściowa nerwowo zacisnęła ręce na siatce i zaczęła się podnosić z fotela.

– Nie krzycz na matkę! – skarciłam go, wduszając ją z powrotem w plusz. – Bo… bo… matka jest tylko jedna! – przypomniało mi się.

– No, więc…? – wycedził, jak umiał, najspokojniej.

– Wygrałam… w zdrapkę. 150 tysięcy! – wyjaśniła.

– 150? – Karol spurpurowiał. – To… to trzeba zaraz zawieźć do banku!

– Kiedy ja właśnie z banku wypłaciłam. Bo te banki… Twój ojciec zawsze powtarzał: „Masz w domu, to wiesz, że masz!”

– Ale ktoś mógł mamę śledzić, okraść! – Zaniepokoiłam się szczerze.

– No, to właśnie przywiozłam do was. Macie alarm i jest was czworo, to zawsze ktoś może być w domu i mieć oko! – wyjaśniła.

– I oczywiście coś wam odpalę! – zapewniła, uśmiechając się szeroko, obnażając niedostatki w uzębieniu. Często miałam za złe teściowej, że tak rzadko się uśmiecha, ale dziś musiałam ponownie przyznać jej rację – dobrze robiła.

I wtedy pomyślałam, że może zbyt surowo ją dotąd oceniałam. W końcu to matka. Urodziła mi tego Karola. Schwarzenegger to on nie jest… no ale – mnie też do Penelopy Cruz trochę brakuje. To znaczy jej brakuje do mnie… To znaczy – ja jakby mam za dużo w stosunku do niej… No, mniejsza…

Popatrzyłam na mamusię życzliwiej – w pewnym sensie to też kobieta… Jakaś solidarność jajników powinna zaistnieć! Kucnęłam przy fotelu, ujęłam w swe młode silne ręce jej spracowane dłonie, aby wiedziała, że może na nas liczyć i że jesteśmy z nią na dobre (bo na złe to już byliśmy od dawna) i upewniłam się:

– I tu ma mama całą tę zdrapkę?

Kiwnęła głową i dodała:

– Najlepiej będzie schować w kasie!

– W naszej się nie zmieści, za mała – ocenił wielkość siatki Karol.

– Ale ja nie chcę do waszej! Kupisz większą, tylko solidną. I nie żałuj grosza! Ile tam zapłacisz, to ci oddam. W końcu stać mnie! – Potrząsnęła reklamówką.

– Ktoś jeszcze wie, że mama wygrała? – zainteresowałam się.

– Nie, dziecko, nikt… Tylko Sobiesiakowa, ale u niej, wiesz, kamień w wodę!

Karol jękną. Sobiesiakowa! No, to możemy się wkrótce spodziewać złodziei! – zawyrokował.

Zabiłam go wzrokiem, po czym z wyrozumiałością spojrzałam na teściową:

– Niech się mamusia nie przejmuje. Typowy mężczyzna! Cóż on wie o kobiecej przyjaźni? Jak można nie podzielić się taką nowiną z przyjaciółką? Ty, Karol nie kracz, tylko jedź i kup kasę! Porządną, na szyfr.

– Na szyfr to nie! – zaprotestowała mamusia. – Na klucz ma być! Szyfr to mogę zapomnieć, a klucz to klucz!

– Ale klucz można zgubić – ostrzegłam. – A hasło jak mamusia zapomni, to przypomnimy.

– Ale ja nie mam zamiaru nikomu zdradzać hasła! Ani dawać klucza! – zapewniła.

– No, tak… Ale gdyby coś się stało… By mamusia zachorowała… czy…

– No, chyba będziecie o mnie dbać? Bo ja to o was zawsze myślę.

Na dowód rozchyliła reklamówkę i wyjęła z niej plik dwusetek.

Ach! Serce wezbrało mi czułością. Jak mogłam ją tak źle oceniać przez te wszystkie lata!

Ale teraz się zmienię! Wewnętrznie i zewnętrznie… oczywiście.

Spojrzałam szybko na zegarek – może jeszcze zdążę do butiku. Ten seledynowy płaszczyk był taki cudny! I ta torebka do niego! Do oczu nabiegły mi łzy wzruszenia! Wyciągnęłam rękę i nie bacząc na nic, delikatnie pogładziłam ją po głowie.

Spojrzała na mnie, rozerwała banderolę, wyjęła jeden banknot i podała mi!

– Kup sobie odkurzacz, bo jak wróciłam z sanatorium, to znów znalazłam włosy za fotelem.

I uśmiechnęła się – zbyt szeroko.

Digg this!Dodaj do del.icio.us!Stumble this!Dodaj do Techorati!Share on Facebook!Seed Newsvine!Reddit!Dodaj do Yahoo!

Komentowanie wyłączone.