Główna » Humoreski i opowiadania, WSZYSTKIE WPISY

IWONA BUCZKOWSKA “MAMUSIA”- III NAGRODA W TURNIEJU LITERACKIM W KATEGORII TEKSTÓW PROZATORSKICH W RAMACH XXI OGÓLNOPOLSKIEGO TURNIEJU SATYRY „ O ZŁOTĄ SZPILĘ” 2018

Autor: admin dnia 19 Styczeń 2019 Brak komentarzy

IWONA BUCZKOWSKA

XXI OGÓLNOPOLSKI TURNIEJ SATYRY „ O ZŁOTĄ SZPILĘ” 2018

TURNIEJ LITERACKI

TEKSTY PROZATORSKIE

III NAGRODA

MAMUSIA

Usłyszałam od drzwi coś jakby dzwonek. Nie mógł to być jednak dzwonek, bo zepsuł się miesiąc temu i, jak twierdził mój mąż Karol, nie dał się naprawić. Nie dał się! Już sobie wyobrażam jak się bronił! „Ach, ty Karolu! Nie dam się zreperować! Ani się waz!”— i iskrzył złowrogo, czy co tam robią popsute dzwonki.

Taka prawda: mój mąż Karol w konfrontacji z dzwonkiem — przegrywa.

Coś znów chrobotnęło.

- I kogo tam diabli niosą? – zainteresowałam się, spojrzawszy na Karola.

Wstał bez wahania i poszedł sprawdzić. W konfrontacji ze mną mój mąż Karol również nie miał szans. Jednak widać spytałam w złą godzinę i jeszcze wywołałam wilka z lasu, bo nagle w drzwiach ukazała się mamusia.

Nie moja! Moja to dzwoni, uprzedza, umawia się — a nie się ukazuje, nagle!

Mamusia wkroczyła do pokoju. W jednej ręce trzymała reklamówkę z Biedronki, drugą przyciskała do ucha telefon. Nic nie mówiła, tylko potakiwała miarowym ruchem głowy (choć widać było, że potrzeba wypowiedzi wzbiera w niej, niczym gorąca lawa w gardzieli wulkanu i w każdej chwili może nastąpić erupcja).

Na wszelki wypadek skryłam się w kuchni, gorączkowo myśląc, czy aby nie muszę czegoś pilnie załatwić na mieście. Stres był jednak tak silny, że nic nie przyszło mi do głowy. Wróciłam więc na pole walki.

Mamusia siedziała w moim fotelu (wszyscy wiedzą, że to mój fotel — wszyscy, nawet kot – tylko mamusia nie wie!) Rozsiadła się, pękatą siatkę ułożyła starannie na kolanach i – co było jakieś dojmująco nienaturalne — dalej nic nie mówiła. Wciąż kiwała głową do telefonu i robiła to tak energicznie, że miałam wrażenie, iż jej się ta jej wyondulowana czaszka za chwilę urwie i spadnie za fotel…

Niestety… Okazuje się, że więzadła szyjne, zwłaszcza te stare, żylaste, bywają niezwykle wytrzymałe. Dodatkowo teściowa, jakby rozszyfrowawszy mój tok myślenia, naraz raptownie przestała kiwać, potarta szyję i jęknęła do telefonu: „Tak się nie robi!”

Przyznam, że rzadko z nią się zgadzam, ale tu akurat miała rację! „Tak się nie robi!”

Nie dość, że nie zadzwoni, nie uprzedzi (mogłabym przecież musieć gdzieś wyjść na przykład…) to jeszcze macha mi tu głową… nadaremnie! Włosami i łupieżem sieje po mieszkaniu. Teren znaczy! Jak ostatnio pojechała do sanatorium, to trzy tygodnie nie przychodziła, a ja i tak przy sprzątaniu znajdowałam te jej wytlenione kłaki za fotelem.

Teściowa, wwiercając się we mnie wzrokiem, wychrypiała do słuchawki: „Tylko nikomu nie mów!” i rozłączyła się. Wyglądała, jakby się zakorkowała. Zaniepokoiłam się nawet (w końcu to w pewnym sensie rodzina) i szybko pomyślałam, czy by nie wezwać pogotowia. Może ją zabiorą i wieczór da się jeszcze uratować?

Ale znów, jakby czytała w moich myślach, bo dźwignęła się nieco, sięgnęła po stojącą na ławie moją filiżankę z moją herbatą, wypiła duszkiem (a mogła być gorąca!!!) i, już odetkana, rozkazała:

-  Siadajcie!

Siedliśmy z Karolem na wersalce. W konfrontacji z mamusią przegrywamy obydwoje. Pochyliła się w naszą stronę i międląc uszy reklamówki poinformowała:

-  Chciałabym, abyście mi to przechowali!

No, nie! — pomyślałam. – Mieszka w trzech pokojach — sama, a my gnieciemy się tu we czwórkę!

I jeszcze jakieś siatki z Biedronki będę jej przechowywać. Niedoczekanie!

-  A co to jest? — spytał przytomnie Karol

-  No więc… to są pieniądze. — wyznała teściowa

-  Pieniądze? Jakie znów pieniądze?! — zirytował się

-  No, złotówki. W złotówkach mi wypłacili — oświadczyła

Na dowód rozchyliła siatkę. W środku znajdowały się pozawijane w bankowe banderole, równiutkie pliki dwustuzłotówek.

Nigdy mi nie szły.

Jedyną osobą z którą chciałam się podzielić tą kocią sprawą, była Ala.

Ala to moja najlepsza przyjaciółka. Na pytanie czy chciałaby mieć kotka, psa czy chomika odpowiadała z pełną powagą, że ze zwierząt domowych wystarczy jej 10-letni brat.

I nikt nie wiedział, czy ta miłośniczka horrorów mówi poważnie, czy żartuje.

Kiedyś oświadczyła na lekcji wychowawczej, że rozwiązała problemy z nieznośnym braciszkiem i ma nadzieję, że nikt nie będzie rozkopywał ogródka. Wychowawczyni zawiadomiła policję.

Powalony na podłogę i skuty przez antyterrorystów tata Ali, próbował o trzeciej w nocy drżącym głosem wytłumaczyć komandosom, że’ jego synek jest od trzech dni na wycieczce w Warszawie.

Rozżalona Ala długo nie mogła zrozumieć, dlaczego gdy wrócił z aresztu, dwa dni później, przez miesiąc udawał, Ze ma tylko jedno dziecko. I nie jest to dziewczynka.

Kiedy ją pytam, czy w tym tygodniu znowu coś zakopała w ogródku, odpowiada „może”. Moja najlepsza przyjaciółka może i jest przerażająca, ale ma to swoje plusy. Chłopaki z klasy którzy nam dokuczali, zaprzestali tej praktyki po tym, jak znaleźli w jej szkolnej szafce składany szpadelek.

Zadzwoniłam do niej. Nie odebrała. Było to dziwne.

Powszechnie wiadomo, że o tych naprawdę ważnych sprawach najlepiej rozmawia się nocą. Nie ma więc nic dziwnego w sms-ach wysyłanych o godzinie 23.30 z pytaniem „Żyjesz? Co u ciebie? Nie macie pojęcia, jak to wspomaga koncentrację na porannej klasówce z matmy następnego dnia.

Na pytanie o pierwiastek trzeciego stopnia z 267 ma się ochotę napisać „co mnie to obchodzi, czy jak odpowiem dobrze to da mi Pani poduszkę”?

Kiedyś po takich nocnych rozmowach z Alą, Paulina na porannym WF-ie pobiegła w przeciwnym kierunku, a jak Pani zapytała czemu to zrobiła, odpowiedziała że w Polsce na rondach jeździ się w lewo.

I z kim ja mam teraz pogadać o dziwnym kocie.

Będę musiała poczekać do zajęć SKS-u.

Na tych zajęciach zawsze możemy sobie z Alą pogadać. Ponieważ należymy do grupy ,mniej utalentowanych” jeśli idzie o bieganie, unihokeja, ping-ponga, piłkę nożną i inne sporty których wykaz możecie znaleźć w internecie, trafiłyśmy do sekcji siatkówki.

Ostatecznie okazało się, że to dyscyplina dla nas, bo w drużynie musi być dwanaście dziewczyn, ale na boisku nigdy nie pojawia się więcej niż 9-ciu graczy. Siedzimy więc w zaszczytnych koszulkach z numerami I I i 12 i nie tracimy punktów.

Kiedyś  zirytowana zapytała, czy jest szansa że zainteresuje nas jakikolwiek sport olimpijski. Zgodnie stwierdziłyśmy że owszem.

Możemy uprawiać curling. Ala od razu zaoferowała, że przyniesie stare czajniki. Ja powiedziałam że mogę przynieść miotły od dziadków z garażu, tylko Pani musiałaby załatwić lód. Pani machnęła ręką i kazała kolejnemu utalentowanemu zawodnikowi ćwiczyć asy serwisowe. Nas nie zmusza do ćwiczenia asów.

Od czasu kiedy Ala powiedziała, że rodzice zakazują jej grać w karty, a poza tym, to ona woli damy, albo królowe, bo z nimi bardziej się utożsamia.

Zostałam więc sama z nocą, deszczem i rozmyślaniem o kocie.

Przełamując mój naturalny instynkt samozachowawczy wróciłam do lekcji. Otworzyłam zeszyt od historii. Lubiłam ten przedmiot, ale nie mam pamięci do dat.

Na ostatnich lekcjach mówiliśmy o starożytnym Egipcie. Ciekawy temat. Już po pierwszym słowie wiedziałam, że będzie źle. Bardzo źle. Polecenie brzmiało „Opisz rolę kotów w Starożytnym Egipcie”. Czemu dzisiaj wszystko o kotach? Nieważne. Jutro przepiszę to od kogoś. Sięgnęłam po biologię. „Narysuj szkielet kota i podpisz jego fragmenty”.

To już naprawdę przestało być śmieszne. Plastyka — „narysuj portret kota”. Matma „w schronisku znajduje się dwa razy więcej psów niż kotów…” . Polski — „kim jest podmiot liryczny w wierszu Wisławy Szymborskiej „Kot w pustym mieszkaniu”. Aaaaaa, obłęd.

Uciekać. Zatrzasnąć się w łazience i nie wychodzić, aż skończy się to szaleństwo. Niech to licho, łazienka zajęta.

Co tam deszcz. Idę na taras przewietrzyć umysł. Uchyliłam drzwi. Coś śmignęło mi pod nogami i schowało się w kuchni.

Co do..!?

Zimna krew.

Zachować zimną krew i trzeźwy umysł. Uzbroić się. Pech.

Cała broń jest schowana w kuchennych szufladach. Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu broni. Czy taboret może być bronią?

Zostawiłam kiedyś taboret w ciemnym przedpokoju. Tata się potknął, wyrżnął w futrynę i stracił dwa zęby. Stwierdził później, że podczas służby w wojsku miał w rękach wiele broni, ale nigdy tak strasznej jak taboret. Dentyście sprzedał historię o tym jak walczył z trzema osiłkami w obronie córki. Rozumiem, że kłamał. Co niby miał powiedzieć. Ze stracił dwa zęby bo musiał iść w nocy do łazienki?

A więc postanowione. Załatwię go taboretem.

Uzbrojona i niebezpieczna. Szybka i wściekła wtargnęłam do kuchni na trzy.

Szybko ogarnęłam sytuację. Otwarta lodówka. Wściekle rozszarpana makrela. Karteczka na lodówce z paskudnym charakterem pisma, prawie takim jak mój. Z trudem rozczytałam „wreszcie normalne żarcie, dzięki”‘.

Dwa dni później odwiedziłam Paulinę. Trumienka jak zwykle mnie ignorował i tylko wrzaski Pauliny zmusiły go do posunięcia się nieco na sofie. Musiałam siedzieć tuż obok niego udając, że mi to nie przeszkadza.

Gdy skończyłyśmy pogaduchy wstałam z sofy I machinalnie włożyłam rękę do pustej kieszeni. Nie była pusta. Wyciągnęłam ……. brakujące 5 złotych.

Digg this!Dodaj do del.icio.us!Stumble this!Dodaj do Techorati!Share on Facebook!Seed Newsvine!Reddit!Dodaj do Yahoo!

Komentowanie wyłączone.