III Ogólnopolski Konkurs Poetycki Lira i Satyra nad Strugą 2024 – Wiersze laureatów Wyróżnienia
Wyróżnienie - godło Adur
Andrzej Wróblewski (Warszawa)
Spacer zaręczonych
Wśród łąk kwiecistych w środku lata
Szli polną drogą wprost przed siebie,
Oto ich los się w jedność splatał,
Po włosach biegał wiatru grzebień.
A na jej ręku lśnił pierścionek,
Którym on wyznał jej swą miłość,
Dwa serca biły, jak natchnione,
Jakby znużenia w nich nie było.
Z góry skowronek im zanucił
Pieśń w krystaliczne strojną tony,
Wiatr się zatrzymał, nagle ucichł,
By prezent brzmiał dla narzeczonych.
A na jej ręku lśnił pierścionek,
Którym on wyznał jej swą miłość,
Dwa serca biły, jak natchnione,
Jakby znużenia w nich nie było.
Stąpali wolno skryci w łanach
Żyta strojnego w kłosów mnogość,
Ta ścieżka w szatę z traw ubrana
Stanie się życia wspólną drogą.
A na jej ręku lśnił pierścionek,
Którym on wyznał jej swą miłość,
Dwa serca biły, jak natchnione,
Jakby znużenia w nich nie było.
Z oddali słychać było dzwony
Wróżące przebieg przyszłych zdarzeń,
Niedługo parę narzeczonych
Powiedzie dywan przed ołtarze.
A na jej ręku lśnił pierścionek,
Którym on wyznał jej swą miłość,
Dwa serca biły, jak natchnione,
Jakby znużenia w nich nie było.
Tusza Marcina
We wsi Piątki mieszkał Marcin,
Co jedzeniem nie pogardził,
Trawił wszelkie losu łaski,
Schaby, szynki i kiełbaski.
Na obiadki miska flaków,
Pyzy z worka pół ziemniaków
I z prosięcia sztuka mięsa,
Wszystko łykał w wielkich kęsach.
Na desery przysmak słodki,
Raz serniki, raz szarlotki,
A za innych osób radą
Nie pogardzał czekoladą.
Wszystko piwkiem to popijał,
Rósł mu brzuch i rosła szyja,
Mało sam się przy tym ruszał,
Więc obszerna kwitła tusza.
Ogłoszono w okolicy,
Aby przyszli ochotnicy
I pobiegli poprzez wioski
Cały dystans maratoński.
Marcin zaraz nabrał chęci,
By po biegu sukces święcić,
Choć rodzina ostrzegała:
Zgubi się twa masa ciała.
Konkurenci w jednej chwili,
Jak petardy wystrzelili,
Marcin już po pierwszym kroku
Zadyszany stanął z boku.
Niech ten przykład przykrej lekcji
Nas pobudzi do refleksji,
Strzeżmy się obfitej tuszy,
By gdziekolwiek z miejsca ruszyć.
Wyróżnienie - godło Chrząszcz
Iwonna Buczkowska (Warszawa)
Ostatnia wojna
Kiedy ostatnia wojna
okryje kirem świat,
nie będzie wreszcie wrogów,
nie będzie nikt się bał.
Kiedy ostatni pocisk
w ostatni trafi cel,
nie będzie nikt rozpaczał
ani radował się.
Gdy puste barykady
odsłoni cichy świt,
wygranych i przegranych
już nie rozróżni nikt.
Kiedy ostatnia wojna
wyleczy z ludzi świat,
nastanie wieczny pokój…
Gdy już nie będzie nas…
Facet nieduży
To był facet w rozmiarze „S”.
Delikatny, z duszą wrażliwą.
Ale kiedy podkurzył się –
jakbyś w ogień chlusnął oliwą.
Takie chuchro, mężczyzny ćwierć –
metr sześćdziesiąt razem z beretem,
lecz jak złościć potrafił się!
Mistrz riposty. Król pointy ciętej.
Gdy się wściekał, z usteczek w mig
wystrzelały słowa jak iskry.
Gdzie miał kogoś, wyjaśniać zwykł
metaforą – bo nie klął nigdy!
Uwielbiałam, gdy wpadał szał!
Jakież wtedy słał epitety!
Trzeba przyznać, posiadał dar
do porównań – godny poety.
Gniew nań zsyłał geniuszu błysk.
Ach, ta składnia i celność słowa!
Nie raz sonet wykrzyczał mi…
Bo też w złości pięknie rymował.
Tak nam razem płynęły dni…
Coś spaliłam, coś tam rozlałam –
on się wściekał, ja z krzyków tych
pięć poczytnych tomów wydałam.
Lecz ostatnio złagodniał mi –
zero kłótni… I zero weny!
Myślę, z czego będziemy żyć,
gdy przestaną wpływać tantiemy?
I poczułam, że tak mi brak
tych point celnych, cudnych metafor…
Drzwi do świata poezji, drań,
bezpowrotnie chce mi zatrzasnąć?!
Więc mu zrzędzę, przypalam stek –
a mój mikrus milczy jak skała!
Tym spokojem tak wnerwił mnie…
że z tych nerwów wiersz napisałam.
Wyróżnienie - godło Jaśmina
Lidia Lewandowska-Nayar (Warszawa)
Nocna wizyta
Nocy wędrowiec zajrzał w moje okno.
Mrugnął figlarnie, jakby chciał pogadać.
On dobrze wiedział, co znaczy samotność,
więc księżyc w pełni miałam za sąsiada.
Tęsknot bezbrzeżne wylałam mu morza.
Potem popłynął spokojnie po niebie.
Poznał mej duszy zaułki, bezdroża,
czy znów zapuka, gdy będę w potrzebie?
W rydwan świetlisty sny jak rącze konie
zaprzęgłam, pragnąc tej podniebnej jazdy,
bo tylko z tobą jutrzenka tak płonie.
Tylko przy tobie świeciły tak gwiazdy.
Dnieje…błądzimy w bezkresnej przestrzeni
pod jednym niebem, a tak oddaleni.
Nie spoczniemy, czyli letnie potyczki z komarem
Od lat wielu w polskiej mowie
krąży metafora stara
i czasami ktoś nam powie,
że „idzie uciąć komara”.
Już się zbliża do posłania.
Tuli głowę do podusi…
Lecz niestety, nic ze spania.
Raz po raz się zrywać musi.
I nie spocznie w swym mieszkaniu
nim komara nie ubije.
„No, gdzie się schowałeś, draniu?
Po cholerę toto żyje?”
W naszym domku letniskowym
Bardzo miła atmosfera.
Marzymy o tym i owym…
Nad łóżeczkiem moskitiera.
Pozamykaliśmy okna.
Sprawdziliśmy wszystkie ściany.
„Bzzyk, bzzyk…” – słyszę, a nie widzę
i to nie jest mój kochany…
A tak chcieliśmy być sami,
bo tworzymy fajną parę…
Lepiej zostać w monogamii
Niż w trójkącie żyć z komarem.