HALINKA BOHUTA-STĄPEL– WYRÓŻNIENIE- W TURNIEJU LITERACKIM W KATEGORII TEKSTY PROZATORSKIE W RAMACH XXIV OGÓLNOPOLSKIEGO TURNIEJU SATYRY „ O ZŁOTĄ SZPILĘ” 2021
OGÓLNOPOLSKI TURNIEJ SATYRY „ O ZŁOTĄ SZPILĘ” 2021
TURNIEJ LITERACKI
TEKSTY PROZATORSKIE
WYRÓŻNIENIE
HALINKA BOHUTA-STĄPEL
Sprawcza siła miłości”
1/2
Omiotłem spojrzeniem jej nienaganną sylwetkę. Była piękna, choć w zeszłym tygodniu strzeliła jej osiemnastka i musiałem podjąć trudną decyzję o rozstaniu. Lada moment powinien podjechać laweciarz i za drobną opłatą zabierze ją do utylizacji. Łza zakręciła mi się w oku — osiemnaście wspólnych lat, ileż to wspomnień! Była urodzinowym prezentem od teściowej na moją trzydziedziechę.
Westchnąłem, pogładziłem jej karoserię i szepnąłem:
- Wiesz, będę zawsze o tobie pamiętał, bardzo cię kochałem.
- Ja ciebie też — usłyszałem w odpowiedzi.
Rozejrzałem się wokoło, ale nikogo w pobliżu nie dostrzegłem.
- No co, zdziwiony? To ja mówię, twoja ukochana mazdeczka! Wskakuj do środka, musimy sobie pogadać na odchodne.
Jak we śnie, kompletnie zdziwiony przekręciłem kluczyk w drzwiach samochodu i usiadłem za kierownicą.
- Nie miej wobec mnie żadnych wyrzutów sumienia. Wy, ludzie, dobrnąwszy do kresu swoich dni jesteście odprowadzani na cmentarz, a my, samochody — na złomowisko. No cóż, taka jest kolej rzeczy – usłyszałem, a było to wypowiedziane miękkim, lirycznym altem.
- Mazdeczko kochana, to ty umiesz mówić?! – wyszeptałem zdziwiony.
- No oczywiście. Szkoda, że wcześniej nie zdecydowałeś się na to wyznanie wobec mnie, ale — jak to wy, ludzie, mawiacie czasami — lepiej późno niż . . .
- Zaczekaj, zaczekaj … Więc ty gadasz?
- No tak. A co, nie słyszysz?
- No – słyszę, ale… Naprawdę nie wiem, co mam powiedzieć — szeptałam kompletnie zszokowany.
- A po co masz cokolwiek mówić? Lepiej, spełnij moją ostatnią prośbę i pocałuj mnie na odchodne w karoserię.
- Słucham?
- No wyjdźże z kabiny i pocałuj mnie w karoserię, proszę.
Otworzyłem drzwi i choć wydało mi się to głupie, pocałowałem ją w przedni zderzak.
A czy mógłbyś dać mi buziaka w przedni reflektor, ten prawy?
Otępiały ze zdumienia wykonałem także i to polecenie.
- Wiesz, chyba wiem, za co cię kochałam przez te całe osiemnaście lat — usłyszałem wróciwszy do kabiny. – Miałeś taką lekką stopę i nigdy nie zmuszałeś mnie do jazdy na zaciągniętym ręcznym… Tak bardzo chciałabym ci się czymś odwdzięczyć — szeptała dalej.
- Odwdzięczyć?! O rany, przecież czekamy na laweciarza — odparłem ze skruchą w głosie. – Wiesz, jesteś całkiem jeszcze niczego sobie, ja nie podjąłbym decyzji o złomowaniu gdyby nie ta ostatnia awaria silnika. Mechanik za naprawę rzucił mi taką kwotą, że…
Wiem, wiem, nie mów nic więcej — uspokajała mnie — ja i tak jestem niezmiernie szczęśliwa, że pod koniec mojego żywota usłyszałam od ciebie to miłosne wyznanie. Nawet nie mam ci za złe tych wyskoków za miasto, tych skoków w bok z tymi panienkami różnej maści i w różnym wieku…
- Ciii – szepnąłem. – Bojak żona to usłyszy, to…
- Nie usłyszy, przecież poszła do pracy, aja — no cóż — ja za parę godzin zamilknę na wieki. Alę na koniec, bardzo proszę, obejmij mnie tuż przy bagażniku i połaskocz w rurę wydechową, a obiecuję – nie pożałujesz tego. Z naszego uczucia zrodzi się coś niezwykłego, zobaczysz sam na własne oczy…
Jak to — z naszego uczucia? Ja człowiek, a ty
2/2
Oj tam, oj tam. W dobie LGBT to doprawdy nic nadzwyczajnego. Zrób to, o co cię proszę…
Wyszedłem z kabiny, objąłem jej tył, połaskotałem w rurę wydechową i — tak już jakoś sam z siebie — pocałowałem w klapę bagażnika.
Laweciarz obserwował w osłupieniu moje poczynania, więc rzuciwszy mu wyzywające spojrzenie przyłożyłem jeszcze krzepkiego całusa na przednich drzwiach.
- Kocham cię – dodałem ciepło i podałem kluczyki laweciarzowi, patrzącemu na mnie jak na wariata. Podpisałem dokumenty i wręczyłem mu gotówkę, ale banknoty paliły mnie w dłoń jak judaszowe srebrniki.
Idąc spać z łezką w oku zerknąłem na parking przed domem. Widok pustego miejsca po mojej mazdeczce ukłuł mnie boleśnie.
Ale jakież było moje zdziwienie, gdy rankiem na moim miejscu postojowym ujrzałem nowiutki samochodzik tej samej marki, ale lśniący, jakby prosto z salonu.
Wybiegłem na dwór. W stacyjce tkwiły kluczyki. Otworzyłem drzwi i usiadłem za kółkiem.
- Tatuśkuu kochany, jak dobrze, że już wstałeś, mój ty jedyny! – powiedziała dziecięcym głosikiem nowiutka mazdeczka. – Masz pozdrowienia od mamusi, ja pojawiłam się na tym świecie zupełnie bez komplikacji i bezboleśnie — szczebiotała w rytm odpalanego silnika, gdy ruszyliśmy w naszą pierwszą przejażdżkę po mieście.
No i tak to było, proszę Wysokiego Sądu. W ten oto sposób wszedłem w posiadanie najnowszego modelu samochodu marki Mazda i właśnie tak tłumaczę fakt poruszania się nim bez jakichkolwiek dokumentów.
A pomówienia tego typka, że jakobym zwinął mu samochód, to zwykłe kłamstwo, blaga i bezduszna ludzka podłość.