HALINA BOHUTA-STĄPEL “TEKST”- WYRÓŻNIENIE W TURNIEJU LITERACKIM W KATEGORII TEKSTY PROZATORSKIE W RAMACH XXIII OGÓLNOPOLSKIEGO TURNIEJU SATYRY „ O ZŁOTĄ SZPILĘ” 2020
HALINA BOHUTA-STĄPEL
XXIII OGÓLNOPOLSKI TURNIEJ SATYRY „ O ZŁOTĄ SZPILĘ” 2020
TURNIEJ LITERACKI
TEKSTY PROZATORSKIE
WYRÓŻNIENIE
PORANEK
Budzik nie zadzwonił, choć już powinien. Trzydzieści lat tego samego porannego rytuału — dźwięk budzika, uścisk żoninej dłoni, potem gorący prysznic i upojny aromat kawy parzonej przez kochającą żoneczkę.
Ale niekiedy, choć ostatnio coraz rzadziej, bywa nieco inaczej — budzik, uścisk żoninej dłoni, szybki seks, a dopiero potem prysznic i kawa. Przy takim wariancie uścisk jej dłoni bywa nieco dłuższy, cieplejszy i jakby bardziej czuły.
I taki jest właśnie teraz. Ale to coś, co niegdyś przy tym odczuwał, umiejscawiało się zawsze gdzieś tam w lędźwiach. A tym razem usadowiło się trochę poniżej grdyki i ma całkiem inny smak — zdecydowanie słodki, zupełnie inny niż lędźwiowe pikantne podszczypywanie.
Zdziwił się, bo ta słodycz była bardzo przyjemna, miał wrażenie, że jest jeszcze przyjemniejsza niż seksualna podnieta. Dotychczas uważał, że nic nie może równać się z seksem, a tu masz — chyba może. Bał się, że jeśli teraz wykona jakikolwiek ruch, to ta wszechogarniająca go słodycz ulotni się jak aromat codziennych porannych kaw. Nie wykonywał więc żadnego ruchu, z ogromną przyjemnością przyjmując żoniną pieszczotę.
No tak, ale jeśli żona głaszcze jego dłoń, to w tym czasie nie parzy mu kawy. A niech tam, myśl ta przemyka jak nic nie znacząca mucha, która właśnie bezczelnie usadowiła się na jego czole. Jest mu tak słodko, tak błogo, że nie ma chęci jej odpędzać i gotów jest wyszeptać faustowskie: „Trwaj, chwilo— Napawa się tym nowym, niezwykłym odczuciem spokojnie leżąc na wznak.
Żona dziwiła się często, jak można tak spać, gdyż sama zazwyczaj zwija się w kłębek jak kot, ale on nawet nie próbował jej tłumaczyć, że to właśnie jest ta właściwa, normalna pozycja normalnego, zdrowego mężczyzny.
No tak, zdrowego, choć ostatnio przytrafiały mu się drobne niedyspozycje – a to lekki bezdech, a to jakaś duszność, a to ucisk pod mostkiem, ale on ignorował je z taką nonszalancją, z jaką zbywał wszelkie niedogodności zawodowe. A tych los mu nie szczędził w ciągu trzydziestoletniej kariery dyrektorskiej.
No tak, teraz najbardziej przydałaby się kawa, pal licho seks i prysznic. Zatęsknił za jej aromatem, ale nie chciał żonie przerywać pieszczot, więc trwał w błogim bezruchu nie otwierając oczu. Zdziwiło go tylko, że cicha muzyka dochodząca jakby gdzieś tam z oddali była zupełnie inna niż ostry rock, który żona serwowała mu zawsze o poranku. Teraz to było coś z klasyki, coś kojąco spokojnego. Czyżby żona tak diametralnie zmieniła swoje upodobania?
Po chwili poczuł silny aromat, ale to nie była kawa. Drzewo sandałowe? Sosna? Tabaka? Mirra? No tak, kadzidło.
No dobrze, niech będzie kadzidło, byleby nie ulotniła się ta błogość, która konsekwentnie zaczęła zawłaszczać resztę jego ciała. Czuł już ją w ramionach, potem w mostku, a po chwili też w okolicy bioder. Mało tego, ta słodycz zalewała go nawet wówczas, gdy żona przestała go głaskać. Leżał nieruchomo napawając się nowym, błogim doznaniem.
Po chwili poczuł, że znów ktoś chwyta jego dłoń, ale to już nie była żona. Uścisk był twardy, mocny, krótki. Za chwilę kolejny, a potem następny, następny i następne. Próbował otworzyć oczy, żeby zobaczyć, co się dzieje, ale nie mógł, gdyż powieki miał jak z betonu albo ze stali.
Do intensywnych aromatów dołączył się jeszcze jeden – zapach lilii. I dźwięk dzwoneczków, a potem rozległa się muzyka organowa i męski tenorek wwiercił się w zapach lilii, kadzidła i w tę błogą słodycz, która zawładnęła już całym jego ciałem.
O, cholera, w testamencie zapomniał zaznaczyć, że w razie czego ceremonia ma być świecka.