DANUTA URBAŃSKA “MÓJ ORFEUSZ”- WYRÓŻNIENIE W XV OGÓLNOPOLSKIM KONKURSIE SATYRYCZNYM „O STATUETKĘ STOLEMA” 2019
DANUTA URBAŃSKA
XV OGÓLNOPOLSKI KONKURS SATYRYCZNY
„O STATUETKĘ STOLEMA” 2019
WYRÓŻNIENIE
MÓJ ORFEUSZ
Orfeusza poznałam w necie. Wiadomo, tak się teraz zawiera znajomości.
Fotkę wprawdzie wrzucił taką bardziej od Pierwszej Komunii i mocno zamazaną, ale co tam! Słowami mnie olśnił. My, baby, już tak mamy.
Nazywał mnie piękną Nieznajomą, pełną czaru Eurydyką, szczęściem i marzeniem… O sobie pisał, że samotny, zagubiony i wrażliwy, tęskniący za pokrewną duszą… Kit prawdziwy, ale dałam się złapać, jak pierwsza naiwna. Przez kilka wieczorów wzlatywałam pod niebo, kołysana orficką struną. Nie czułam wieku, zmarszczek, nadwagi.. Byłam młoda, piękna i upragniona.
Po pewnym czasie zdecydowaliśmy się na randkę w realu. Najpierw wpadłam w panikę, ale potem nakazałam sobie spokój. W końcu mam swoje lata. Zaczęłam od przeglądu generalnego. Wykosztowałam się na fryzjera i nową kieckę. W przyćmionym świetle było spoko, jak mawia młodzież.
Postanowiłam też zminimalizować oczekiwania i wykazać się dużą tolerancją. Żadna ze mnie Julia Roberts, więc i Brad Pitt się nie pojawi.
I nie pojawił się. Orfeusz był niski, chudy, żylasty. W spojrzeniu miał jakąś niepewność. Pomyślałam dzielnie, iż zewnętrzna postać natury nie czyni, po czym uśmiechnęłam się zachęcająco i wzięłam przywiędłą roślinę, którą ściskał jak linę okrętową.
Po przekroczeniu progu przybyło mu jakby pewności siebie.
- Fajnie sobie mieszkasz, Euryd…co tam, może …Edziu?
Zdrętwiałam. Edzia?
On zaś niezrażony: – Ja jestem Wacek, grabula!
Uścisnęłam wyciągniętą dłoń. To nie może być prawda, myślałam w popłochu. A może on sprawdza moją odporność na stres?
Tymczasem Orfeusz vel Wacek umościł się wygodnie przy stole. Uprzejmie dziabnął sałatkę, pewnie wolałby golonkę. Za to wina chlapnął z lubością. Ja też sobie nie żałowałam. Sapnął z ukontentowaniem i zażądał:
- Włącz telewizor.
Akurat były Wiadomości. To sprowokowało mego gościa do błyskotliwego monologu na temat sytuacji politycznej w kraju. Trzeba przyznać, że sprawiedliwie dołożył wszystkim ugrupowaniom, nie szczędząc przy tym epitetów i wulgaryzmów. Słuchałam jednym uchem i zastanawiałam się ponuro, kto mi w żabę zmienił poetycznego kochanka?
Gdzieś tak koło Pogody Wacek, uznawszy, iż wystarczająco olśnił mnie elokwencją, zaproponował:
- Może przesiądziemy się na kanapę?
Pomna swych wcześniejszych postanowień, z westchnieniem, przeniosłam się na mebel. Zaraz też chwyciły mnie niespodziewanie silne dłonie i zaczęły miętosić piersi, kusząco wychylające się z głębokiego dekoltu. Przeklinając w duch krój sukni, nie czułam nic oprócz umiarkowanego bólu.
Gdy jednak przyszło do uklepywania, odsunęłam się stanowczo i szepnęłam:
- Poczekajmy.
Odpowiedział mi rechot:
- Na co? Przecież jesteśmy dorośli, nie?
O, nie da się ukryć. Spróbowałam jednak inaczej:
- Porozmawiajmy! Wiesz, twoje listy były pełne czułości…
Wacuchna zakręcił się nagle, jakby oblazły go mrówki i wydukał:
- Wiesz, to nie ja pisałem. Mamy w zakładzie takiego jednego, Literat na niego mówimy. Mówię ci, bajerant, że hej!
Urwał nagle, bo chyba nie umiałam zapanować nad twarzą. A odczuwałam gwałtowną chęć ucieczki. Tylko dokąd? Byłam przecież u siebie.
Na szczęście Orfeusz wyczuł sytuację. – To ja już pójdę. Chyba ci się nie spodobałem, co?
Milczałam kamiennie. Wstał i ruszył ku drzwiom. Przystanął na chwilę:
- A wiesz, ty mi też nie bardzo – podbudował swoje ego i wyszedł. Z lustra spoziera na mnie rozmazane oblicze. Popijając resztki wina myślę smętnie, że jaka Eurydyka, taki Orfeusz.