BITWA POD GRUNWALDEM
I znowu nasi zwyciężyli pod Grunwaldem
Szczęk oręża, zakłady bukmacherskie i popkorn
Nie tylko z przeciwnikiem, ale i z niepogodą musieli zmagać się rycerze, którzy w sobotę 13 lipca starli się pod Grunwaldem. Triumfował zgodnie z faktami historycznymi polski król Władysław Jagiełło, wspomagany przez wielkiego księcia litewskiego Witolda.
Obie armie, krzyżacka i polsko-litewska wystawiły w sumie tysiąc dwustu rycerzy z Polski i innych krajów, zaprawionych w bojach rekonstruktorów bitew historycznych. Odwiedziliśmy ich obozy.
— Może padać! — zagadnąłem rycerza krzyżackiego.
— Trudno, deszcz czy upał, wychodzimy w pole i walczymy! — odparł Franek z Chorągwi Nadreńskiej, pseudonim Szajba, zaciężny u Krzyżaków. — Za to nam płacą. I zdradził mi tajemnicę, że polegnie jako ostatni, broniąc zaciekle wielkiego mistrza.
— Dostaną łupnia! — stwierdził krótko w obozie królewskim Jan z Chorągwi Krakowskiej. Zgodził się z nim Zigmas Kalesinskas, dyrektor Czerwonego Dworu, dawnej własności Tyszkiewiczów na Litwie. W Polsce przebywa na plenerze malarskim.
Bitwa w deszczu
Tuż przed bitwą zaczepił nas dowcipniś bukmacher.
— Przyjmuję zakłady, kto wygra — pokazał średniowieczny druk. Propozycja ta została skwitowana w tłumie salwą śmiechu.
Równo o 16 na polu bitwy pojawiły się obie armie. Jagiełło z wojskiem nie palił się do walki, wystawiając wroga na próbę czasu.
— Według Długosza 15 lipca 1410 roku mocno grzało słońce — zauważył w tłumie jakiś znawca historii. — A tutaj chmury!
Zagrzmiały armaty, zaczęło padać. Obie armie nie próżnowały.
— Sto dukatów za rynsztunek wielkiego mistrza! — wołano z obozu polskiego. — Chodź n0 który i odbierz? — odpowiadali Krzyżacy.
Naraz z obozu wielkiego mistrza wyjechali w kierunku króla z dwoma nagimi mieczami krzyżaccy posłowie, z których jeden wyróżniał się okazałą żółtą kapą okrywającą rumaka. Jak wiadomo, nie było to poselstwo pokoju, tylko prowokacja. Litwini nie wytrzymali, ruszyli na Krzyżaków. Z megafonów rozległa się “Bogurodzica”. I rozgorzała bitwa na całego. Deszcz nie zagłuszył szczęku oręża i jęku rannych. Okładano się mieczami na serio.
— Świeży popkorn! Borówki! — przekrzykiwali bitewny hałas krążący wśród 30-tysięcznej publiczności sprzedawcy towaru.
Wielki mistrz krzyżacki padł
Kulminacyjnym momentem bitwy było odebranie Polakom Wielkiej Chorągwi Krajowskiej, a następnie jej odbicie. To dodało naszym sił, a na dodatek Litwini, którzy na początku bitwy zostali zmuszeni do odwrotu, wrócili. W końcu stało się to, czego oczekiwali widzowie. Wielki mistrz Urlyk von Jungingen padł. Rozległy się oklaski.
— Za rok spróbuje znowu! — przewidywała publiczność.
Wielki mistrz opuścił pole bitwy na lawecie, wieziony przez swoich, “cudownie” zmartwychwstałych braci zakonnych, król Jagiełło i książę Witold odjechali zaś z triumfem do swoich obozów.
— Niech żyje król! — wiwatowali na widok Jagiełły harcerze z ZHP, którzy jak co roku licznie stawili się na Apel Grunwaldzki.
— Jesteśmy tu trzeci raz i bardzo nam się podoba! — wyznały nam harcerki z trzeciej zambrowskiej drużyny “Grota” z Zambrowa.
Na Polach Grunwaldzkich można było nie tylko obejrzeć interesującą rekonstrukcję bitwy, podczas której narrator przekazał sporą dawkę wiedzy historycznej. Było też atrakcje towarzyszące.
Było też na co wydać pieniądze. Plastikowy rycerz na koniu kosztował 20 złotych, mieczyk i tarcza 17 zł, miód pitny “Zawisza Czarny” 26 zł. Widzowie, którzy zdecydowali się przyjechać, choć skąpani w deszczu i błocie, wracali w sumie zadowoleni. Tym bardziej, że dojazd i odjazd z Pól Grunwaldzkich nie stworzył drugi rok z rzędu większych problemów natury komunikacyjnej.
Tekst i fot. Władysław Katarzyński