ANDRZEJ KLAWITTER “DZIEŃ DO NICZEGO”- WYRÓŻNIENIE W XII OGÓLNOPOLSKIM KONKURSIE SATYRYCZNYM „O STATUETKĘ STOLEMA” 2016
ANDRZEJ KLAWITTER
XII OGÓLNOPOLSKI KONKURS SATYRYCZNY
„O STATUETKĘ STOLEMA” 2016
WYRÓŻNIENIE
DZIEŃ DO NICZEGO
W roku mamy 365 dni (co cztery lata dzień więcej w lutym) i każdy jest czemuś poświęcony. Za coś tam czy z okazji czegoś tam. Mamy, więc dzień kobiet, dziecka, uśmiechu, książki, kominiarza, strażaka, policjanta, emeryta, obłapiania, całowania, zakochanych, świętych i przeklętych… Wszystkich nie da rady wyliczyć. Niektóre przypadają nawet w jednym dniu, bo kalendarz za krótki. Ale o jednym jakoś dotąd nikt nie pomyślał. Mianowicie o Dniu do Niczego.
Nie ma Dnia do Niczego, choćby się przeryło wszystkie kalendarze świata. I taki dzień należałoby ustanowić. On jest pilnie potrzebny dla wszystkich ludzi. Powód oczywisty. Ludzie zbyt często narzekają, że dziś mają dzień do niczego, kompletnie. Nic się nie klei, wszystko rozlatuje. Można śmiało założyć bez zabawy w statystykę, że to cała ziemska populacja. Co do łebka. Żaden inny dzień czegoś czy kogoś nie ma takiej liczebności. Najliczniejszy to Dzień Kobiet, ale to tylko jakaś połowa ludzkości. Więc koniecznie należy pomyśleć o wszystkich na tej ziemi. Nawet niemowlaki miewają dzień do niczego, tylko o tym nie wiedzą.
Sprawa wymaga więc poważnego potraktowania właśnie poprzez usankcjonowanie tego specjalnym dniem w kalendarzu, gdyż bez niego trochę trudno żyć w świecie obok tych, którym akurat szczęście jakoś sprzyja i ich dnie nie są akurat do niczego. Narzekającym przecież też się coś miłego należy – wielki szacunek podobnie jak kobietom, dzieciom i tak dalej. Jest oczywiste, że każdy ma jakieś uwagi czy obiekcje do jakiegoś konkretnego dnia i stwierdza, że dzisiejszy dzień jest do niczego. Powodów jest wiele, właściwie są nie do policzenia, ale każdy ważny, skoro tak ktoś mówi przynajmniej raz w życiu. No, żeby tylko raz! Trzeba narzekających jakoś podreperować na duchu, aby z tego powodu nie popadali w depresję. W takim dniu do niczego tacy niezadowoleni są zdolni do najgorszych rzeczy.
Na czym ów dzień miałby polegać? Byłby to dzień ruchomy? Otóż nie. Weźmy dzień 29 lutego w roku przestępnym. Aż się o to prosi. I może należałoby zacząć od nas, aby dać przykład całemu światu. Stworzenie święta Dnia do Niczego zadowoliłoby wszystkich – biednych i bogatych, głupich i mądrych, a nawet tych, którzy jeszcze się nie narodzili. To tak z grubsza. I to byłby także ten moment w sam raz na zwołanie zjazdu przedstawicieli tej ogromnej społeczności – wiele organizacji właśnie w ten sposób powstało.
Na naszym zjeździe stworzono by stowarzyszenie – Partię do Niczego. Zarząd reprezentowałby oczywiście Prezes do Niczego. I może nadszedłby taki szczęśliwy moment, że owo stowarzyszenie sięgnęłoby po władzę na cztery lata. Spełnienie marzeń. Wtedy to już na pewno nikt by nie miał prawa na cokolwiek narzekać, jak to się działo i dzieje, gdyż każda podejmowana decyzja byłaby do niczego, a więc zgodnie z oczekiwaniami wszystkich bez wyjątku. Pełna jednomyślność i aprobata.
Byłoby to jedyne stowarzyszenie, które naprawdę nie kryłoby swoich prawdziwych intencji, w pełni wiarygodne i godne swej nazwy. Bezgraniczne zaufanie do zarządu i prezesa do Niczego, gdyż władza nie okłamywałaby nikogo, nie mamiła obietnicami bez pokrycia, z których później by się wycofywała i robiła z tata wariata.
Ale tu zachodzi niestety obawa, że to marzenie tak dalece jest oderwane nawet od wyobraźni i fantazji, że i ono jest do niczego. Wygląda, zatem na to, że otworzyła się nam furtka do ustanowienia w kalendarzu innego święta – Dnia Marzeń do Niczego. A więc można by powiedzieć, że na jednym ogniu upichcilibyśmy dwie pieczenie do niczego. Smacznego!