„Franek Skipirzepa wraca” Łukasza Chwałko – Laureata II Miejsca w V Międzynarodowym Konkursie Literackim o nagrodę “Nie-Do-Rzeczki”
Portal Satyryczny Migielicz.pl przedstawia Państwu opowiadanie Łukasza Chwałko pt. „Franek Skipirzepa wraca” , za które otrzymał on II miejsce w V Międzynarodowym Konkursie Literackim o nagrodę “Nie-Do-Rzeczki” w Zgorzelcu , w kategorii niepoważnej, rozstrzygniętym w grudniu 2011r.
ŁUKASZ CHWAŁKO
“FRANEK SKIPIRZEPA WRACA”-
CZYLI TEKST RACZEJ NIEPOWAŻNY
Pies zaszczekał. Ze starej kamienicy wyszła kobieta w fartuchu, w rękach niosła miskę z praniem. Przywitała się z siedzącym przed wejściem niewidomym starcem i ruszyła w stronę sznurów do rozwieszenia prania. Po drodze minęła bawiące się na podwórku dzieci.
- Kasiu nie bij młodszego Stasia! – krzyknęła do dziewczynki.
- Ale Stasiu się zaczepia – odpowiedziała.
- Ja ci dam ty mały chuliganie! – kobieta ochrzaniła Jasia po czym zaczęła rozwieszać pranie.
Wtem na całym podwórku rozległ się dochodzący z okna krzyk:
- Uwaga, szybko! Franek Skipirzepa wraca.
Kruki i wrony poderwały się do nieba. Kobieta rozwieszająca pranie upuściła miskę z przerażeniem na ustach wypowiedziała – Jezus Maria!
I krzyknęła w stronę bawiących się na podwórku dzieci.
- Dzieci, szybko do domu! – Podnosząc miskę z praniem.
Dzieci udały się w stronę kamienicy.
- Franek wraca, ale będzie burdel – powiedział mały Stasiu podbijając nogą piłkę przed samym wejściem.
- Jasiu! – Krzyknęła Kobieta z praniem. Poczekała chwilę na najmniejszą Zuzię, która z braku innych zabawek ciągnęła stare sanki, pomimo upalnego letniego dnia. Na podwórku, wśród promieni powolnie zbliżającego się ku zachodowi słońca, pozostały porzucone zabawki, śmieci oraz siedzący przed wejściem do budynku starzec od czasu do czasu pykający swoim Popularnym bez filtra.
I wtedy na podwórku pojawił się on – Franek Skipirzepa – postrach dzielnicy, który od pewnego czasu cieszył się wolnością. Szedł lekko kulejąc jakby był gladiatorem, któremu udało się przeżyć jedną z kolejnych walk. Wchodząc do kamienicy przywitał się z siedzącym starcem, który to z racji swojego zaawansowanego wieku i związanej z tym bezbronnością nigdy nie był obiektem drwin i agresji ze strony Franka Skipirzepy.
- Dzień dobry panie sąsiad.
- A witam pana – starzec uniósł wzrok znad tlącego się papierosa. – Z Banderozy się wraca sąsiedzie, działo się coś?
- Ach… – Westchnął Franek masując swoje potłuczone kostki na pięściach.
- Może winka się pan napije? – zapytał starzec. – Mam tutaj coś dobrego.
Wyciągnął ze swojej reklamówki butelkę z ciemno-czerwoną zamuloną cieczą i podał ją Frankowi. Ten odkręcił wieko, wydostająca się z butelki woń natychmiast podrażniła jego drogi oddechowe.
- Trupa tym można by obudzić.
- Nie wątpię, nie wątpię. – Odpowiedział starzec z lekkim uśmiechem. – Weź pan sobie wszystko.
- Może się dzisiaj przydać – odpowiedział Franek łapiąc się za bolącą go od samego rana głowę. Wziął miksturę od niewidomego starca po czym wszedł do kamienicy i udał się do swojego mieszkania. Tymczasem na dworze słońce chyliło się ku zachodowi i nastawał zmrok. Większość lokatorów kamienicy powróciło do swoich mieszkań, wywołując tym samym trwający do późnych wieczornych godzin hałas. Z klatki schodowej dobiegały okrzyki przerażonych kobiet oraz wesołe śmiechy mężczyzn.
Mniej więcej w środku nocy, kiedy w kamienicy panował już względny spokój, pukanie do drzwi wyrwało Franka Skipirzepę ze snu. Ten spojrzał na drzwi i wtedy pukanie się powtórzyło.
- Powiedz Stefanowi, że oddam mu jutro te pieniądze. – Powiedział Franek przewidując powody odwiedzin o tej porze.
- Chyba już nie będziesz musiał. – Odrzekł głos z za drzwi.
Informacja ta zainteresowała Franka. Powolnie podniósł się z łóżka, założył klapki i w samych bokserkach i podkoszulce, która kiedyś była biała podszedł do drzwi.
- Kim jesteś. – Zapytał Franek przez zamknięte drzwi.
- Jestem Śmierć, przyszedłem zabrać cię ze sobą. – odpowiedział nieznajomy po czym usłyszał otwierające się w drzwiach zamki.
Franek uchyliwszy lekko drzwi zobaczył niewysokiego mężczyznę w czarnym kreszu z polsportu. Dokładnie zmierzył go wzrokiem.
- Barbiturany dwa piętra niżej, dobranoc. – Odpowiedział zatrzaskując drzwi przed nosem nieznajomego.
- Jebane ćpuny. – powiedział Franek i skierował swój powolny zmęczony krok w stronę łóżka. Szedł do czasu aż kątem oka nie zauważył stojącej pod ścianą postaci.
- Tak witasz swoich gości? – Odpowiedział nieznajomy, który przed chwilą pukał do drzwi Franka Skipirzepy.
- Kim jesteś?
- Powiedziałem ci, jestem Śmiercią i…
- Nie zapraszałem cię.
- Nigdy mnie nie zapraszają… Ale powinniśmy już iść.
- Ja idę spać. – Powiedział Franek podchodząc do swojego łóżka.
- Zdaje się, że to miejsce jest już zajęte. – Obaj spojrzeli na leżące ciało Franka Skipirzepy.
Szli razem chodnikiem wzdłuż ulicy. Franek Skipirzepa w samych bokserkach, podkoszulce, z kapciami na stopach, lekko kulejąc i jego nowy towarzysz w swoim czarnym kreszu.
- Chyba powinienem coś na siebie ubrać.
- Nie zapominaj, że nikt cię nie widzi. Ludzie zwykle nie widzą duchów. – Odpowiedział Nieznajomy nie odrywając wzroku z kierunku, w którym szedł.
- I chyba nie zamknąłem okna.
- To też już nie ma większego znaczenia.
Po przebyciu kilku ulic, Franek zauważył zbliżającego się z na przeciwka bladego starszego pana w kapciach z papierosem w ustach i gazetą w ręku.
- ¡Hola! ¿Cómo está? – Zapytał blady starszy człowiek.
- ¡Hola! Bien gracias. – odpowiedział Nieznajomy w kreszu.
Po czym dalej szli w swoją stronę.
- Kto to był? – Zapytał Franek Skipirzepa zatrzymując się.
- Znajomy z Hiszpanii… Filmowiec.
- Dlaczego nas widział?
- Bo też już nie żyje. – Odpowiedziała Śmierć po czym dodała. – Tak jak ty.
- I ty?
- Powiedzmy. –
Dotarli do ciemnego, zakurzonego pomieszczenia, do którego promienie światła wpadały jedynie przez świetliki pod sufitem. W pomieszczeniu znajdowało się kilka półek z książkami i szuflady.
- Tutaj musisz zostawić wszystko co masz. – Odezwał się Nieznajomy do Franka.
- Nie mam za wiele. – Odpowiedział Franek patrząc na swoje bokserki.
- A to? – Śmierć wskazała na zegarek Franka. – Niedługo zaczniesz żyć „w radosnym poczuciu bezczasowości”.
- I tak nie był mój, ale się przyzwyczaiłem. – Odpowiedział Franek zdejmując zegarek z ręki i przekazując go Nieznajomemu.
- „Czas to idea głupców”. – Powiedziała Śmierć unosząc wskazujący palec do góry a drugą ręką chowając zegarek Franka do jednej z szuflad. – Teraz możemy iść dalej.
Śmierć podeszła do dużych stalowych drzwi i z wielkim wysiłkiem próbowała je otworzyć.
- Może pomóc? – Zareagował Franek patrząc na zmagania Śmierci.
- Trzeba je kiedyś naoliwić.
- Odsuń się. – Franek Skipirzepa poprawił swoje kapcie, zaparł się odpowiednio i pewnym ruchem otworzył właz.
- A tak na ciebie narzekano.
- Kto?!
- Idziemy. – Powiedziała Śmierć pozostawiając pytanie Franka bez odpowiedzi.
Tymczasem u Franka Skipirzepy w mieszkaniu…
Otwarte okno spowodowało przeciąg. Firanki, gazety i inne lżejsze przedmioty zaczęły fruwać po całym pokoju przewracając leżący przy łóżku butelkę z winem, które Franek dostał od starszego sąsiada.
Weszli do ciemnego tunelu. Światło dochodzące z pomieszczenia, które przed chwilą opuścili pomału zanikało.
- Wiesz gdzie idziemy? – Zapytał Franek.
- Tak zaraz powinno pojawić się światełko.
- Jakie światełko?
- Patrz! – W oddali tunelu pojawiło się światło dochodzące z małej żarówki. – Idź Przed siebie… Prosto do tego światełka.
W pokoju Franka Skipirzepy zaczął rozprzestrzeniać się zapach rozlanego wina. Aromat był bardzo silny i gdy dotarł do leżącego denata ten zaczął kręcić nosem.
Idź, idź już jesteśmy blisko. – Kontynuowała Śmierć.
Franek Skipirzepa jednak oparł się tym namowom i przystanął łapiąc się za głowę.
- Coś mnie we łbie kręci.
- Niemożliwe przecież nie żyjesz.
- Ty wiesz co, ja chyba wracam.
- Jak to? Jesteśmy już blisko, musimy iść dalej!
- To idź a ja później do ciebie dojdę, zdaje mi się, że mam jeszcze coś do załatwienia – Odpowiedział Franek trzymając się za coraz bardziej bolącą go głowę.
- Dobra, tylko zaraz wracaj. – Powiedział Nieznajomy po czym zniknął w odległych mrokach tunelu.
- W życiu nie widziałem takiego frajera. – Pomyślał Franek po czym zawrócił.
Zatrzymał się w pomieszczeniu z szufladami, aby odzyskać pozostawiony tam zegarek. Przypadkowo otworzyły mu się inne szuflady z zegarkami, biżuterią itd., które też postanowił opróżnić.
Franek Skipirzepa powoli zaczął się przebudzać.
Usiadł na łóżku i sięgnął po przewróconą butelkę wina. Unoszący się aromat tym bardziej uderzył mu do głowy.
- Od dzisiaj nie piję.
Założył kapcie na stopy i postanowił się przejść. Przy wyjściu przywitał się z nim siedzący w tym samym co wcześniej miejscu starzec.
Coś Pan taki zmarnowany dzisiaj, znowu w Banderozie całą nockę się spędziło, co?
- Nie. – odpowiedział wpatrzony w podwórko Franek.
- To gdzieś pan był całą noc?
- Gdzieś indziej. I zwrócił wtedy uwagę na bawiące się dzieci, lecące ptaki i kobietę zbierającą pranie do miski. – „Dla kogo czas w wieczności i wieczność w czasie, ten wolny jest od wszelkiego cierpienia”.
- Tak jest panie sąsiad, dobrze powiedziane. – Odrzekł siedzący na schodach starzec, strzepując popiół ze swojego popularnego bez filtra.