Główna » AZ:Ukazało się na pasku, Maciej Gardziejewski

MG: UKAZAŁO SIĘ NA PASKU

Autor: admin dnia 5 Styczeń 2013 Brak komentarzy

CZY O TAKI LIST MARYSI CHODZIŁO?

Szanowna Pani, Moja Droga!

To wielka przyjemność móc pisać do Pani. Móc, bo pióro… (niestety, nie pióro a zwykły długopis) …które trzymam w dłoni, nie stawia oporu, ba, prowadzi mą dłoń po bezkresnej przestrzeni białej kartki, nie przesadzam, kto nie stał na skraju A4, nie toczył wzrokiem szukając oparcia, drogowskazu, temu są obce  uczucia mną targające; biały, jak mniemam, dla Ciebie jest również symbolem niewinności?

I móc, bo myśli o Pani, nie pozwalają, co ja mówię – pozwalają, pomyślisz jeszcze, że „pozwalają łaskawie” a to już krok, że „z łaski”, nie daj Boże (!) „z litości”. Nie, nie i  jeszcze raz – nie! Móc, bo myśli o Pani, sycą mój skromny dar literacki; zgodzisz się, że sztuka epistolografii niczym nie ustępuje, zwłaszcza ta najwyższego lotu, literaturze wysokiej? Mówiąc kolokwialnie, tej „na topie”, tej z najwyższej półki, zatem, sycąc mój dar subtelnego wyrażania myśli i  uczuć, których werbalizacja, niestety już od dawna stała się umiejętnością nielicznych, w świecie sms-ów, mejli, skajpów… – słyszę, jak unisono wykrzykujemy – Ohyda! Nazywają TO komunikatory, wybacz, że użyłem tego słowa, potrzebnego zapewne wielu ludziom, jak słowo „chomąto” czy „paszoł won”, cóż…  Finezja i pospolitość od wieków idą ramię w ramię, jednym słowem – Witaj!

Pozwolisz, że wrócę do wspomnień, jakże byś mogła nie pozwolić? List jeszcze nie ukończony, suchy znaczek spoczywa w zasięgu mojego wzroku… (już niedługo,  oj niedługo!) …poliżę go namiętnie a następnie opuszkami palców, docisnę w prawym górnym rogu, tak by ząbki nie wystawały poza krawędź koperty, dziewicza koperta jeszcze zieje pustką… Nie mogę się doczekać, kiedy wsunę w nią, złożoną na cztery kartkę. Tę kartkę.

Jakże byś mogła nie pozwolić, no jak? Ten list przyjdzie do Ciebie, nie sam oczywiście, boleję nad tym, że doniesie go jakiś prosty listonosz; doniesie w chrzęszczącej skórzanej torbie (żebyż to jeszcze była prawdziwa skóra) wraz  z setką  innych listów, wezwań, ponagleń pełnych fatalnej polszczyzny i błędów ortograficznych; i tymi listami wypełni pordzewiałe skrzynki pocztowe na Twojej ulicy i w ubogich kwartałach Twojego pięknego miasta. Mój list, wciśnięty między jakiś wulgarny anonim do zdradzanej żony, że…(wybacz mi konfabulację) …”twój stary rżnie tą ruda z naprzeciwka” a drukiem reklamującym szybszy Internet. A ja się pytam – szybszy, od czego? A, dajmy spokój. Migusiem do wspomnień. A jest co wspominać, przyznasz?

W zasadzie, przeżyliśmy razem niewiele, czymże jest jeden dzień w M. w Twoim towarzystwie, to  znaczy – ale mi się napisało „czymże jest?”, nie skreślam, jak widzisz, spontaniczność mną targa – ale zgódźmy się, ja na przykład się zgadzam, że jeden dzień to jest tylko jeden dzień, choć jako wspomnienie, to aż jeden dzień! Gdybym nie miał wspomnień… ale nie! Nie chcę ich nie mieć, ale gdybym nie miał, to co bym miał? Miałbym jeden dzień, ten nasz, pozbawiony wspomnień, wakat we wspomnieniach, wyrwaną kartkę w tym rozdziale życia.

Wiesz, słuchałem dzisiaj Koncertu brandenburskiego, CD które kupiłem w M. – oszałamiające! Żałuję, że nie zdołałem Cię przekonać do kupna tego arcydzieła, widać nie wykazałem się zapałem, który zapłodniłby  Twoją, godną zapłodnienia arcydziełem, duszę. Oczywiście. Pamiętam. Kupiłaś Rubika, muszę przyznać, właściwie nie musze ale chcę, albo po prostu przyznaję, że… miałaś absolutnie prawo. Co ja mówię? To on, Rubik, nie miał prawa tam leżeć, góra metr od Mozarta, Musorgskiego, Chopina… Nie! Muszę to powiedzieć z polotem godnym entuzjasty słowa – on leżał tam rozwalony jak pęto kaszanki pośród atłasowych etui wypełnionych klejnotami trufli. Tak, moja Galateo, nasza wrażliwość  muzyczna, intelektualna… w ogóle, estetyczna, została poddana ciężkiej próbie. Jeśli byłaś szczera, wyszłaś z tego zwycięska. A ja… cóż, dałem się ponieść snobistycznym emocjom mimo przeżytego pół wieku, jak to mówią sympatyczni robotnicy „pięć dych na karku”, Rubikon przekroczony, in vino veritas.

Ale nie, nie powiem – cześć Tereska! (wiem, że to nie Twoje imię) przecież wiesz, o czym mówię, droczysz się ze mną; ci okrutni filmowcy wykorzystali szlachetną dzikuskę i pozwolili ją wtrącić do więzienia, tak! Pozwolili! Już kończę, szybciutko zmierzam do finału. Obejrzałem dzisiaj, jak mi poleciłaś, „Fochy i amory”, „Kocham cię, jak nie wiem” i „Pozłotko”. Dobrze, że emitują jednym ciągiem. Wrażenia? MAM!

Dowiedziałem się i informuje, jak prosiłaś – Didżej Rura wystąpi w M. pod koniec listopada. Na zdjęciu nie wygląda na muzyka, ale – wielkie nieba! – czy Toulouse-Lautrec wyglądał na malarza, sama powiedz?

Potwierdź, jednym stuknięciem tipsa w guziczek swojej komóreczki, jednym transcendentalnym ok., że mój list przeczytałaś, oj znam Cię. Wiem, że czytasz od końca, jak „kryminały”, pierwsza musisz wiedzieć, kto zabił?

Pozwolisz, że kwestię dalszych kontaktów zostawimy otwartą? Nie wykluczam, że moje drogi oddechowe znów zaprowadzą mnie do tężni  w M. co tu się zastrzegać? Jak widzisz, słowa dotrzymałem, napisałem.

Załączam listę lektur, jak Ci zazdroszczę tego, co Cię czeka.

Możesz mi nie wierzyć, rozumiem Twój opór. Nie wiesz, bo skąd masz wiedzieć, ale przypuszczam, że mój jest większy. (To „mój jest większy”… co? Nie znałaś mnie takim, a?)

Żegnaj moja Nike z Samotraki, całuje Twoje białe dłonie. (Pamiętasz? Nie tylko nivea). Czesia z „Fochów i amorów” jakoś mi nie podchodzi, za to Sara Maria z „Pozłotka” – palce lizać, cała Ty!

Twój Pudzianek. (Hantle kupiłem)

Franciszek Sokrates Radziwiłł Jr.

(W podróży*)

.  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .

Czy o taki list Marysi chodziło? No to ma. Fachowiec układał, nie ma lipy. Tylko niech nie biega po całym M. z mordą na prawo i lewo, bo bywam tam w interesach. Żeby mnie palcami nie pokazywali. Najbliższym można.

Piszę to poniżej perforacji (to te dziurki, jak w papierze toaletowym) żeby mogła oderwać.

Jednym słowem, morda w kubeł! Zdjęcia z naszej, pożal się Boże, orgii niech prześle na poste restante. A na zdjęciach sama też jest, święta nie była, stracą wszystkie.

I niech tłumok zrozumie, że wybory za pasem, listy wyborcze zamknięte a fotel senatora to nie w  kij dmuchał. Zasiądę, to i pomogę jeszcze, mówiła, że brat bezrobotny. No.

Pamięta na kogo głosować? Krawata, co go dostała, z Prawdziwymi Rodakami, nie zgubiła? Pokazywać, agitować a wiedzieć swoje. Znaczy, moje.

Dopisek (W podróży*) podobno zrozumie, jak przeczyta T. Capote’a. Ma go na liście lektur. No.

Rysiek

Maciej Gardziejewski

Digg this!Dodaj do del.icio.us!Stumble this!Dodaj do Techorati!Share on Facebook!Seed Newsvine!Reddit!Dodaj do Yahoo!

Komentowanie wyłączone.