JAKUB BOLEC “KOCIOŁ ”- WYRÓŻNIENIE W XVI OGÓLNOPOLSKIM KONKURSIE SATYRYCZNYM „O STATUETKĘ STOLEMA” 2021
JAKUB BOLEC
RZESZÓW
XVI OGÓLNOPOLSKI KONKURS SATYRYCZNY
„O STATUETKĘ STOLEMA” 2021
WYRÓŻNIENIE
KOCIOŁ
Stanęli my pod broń, jak w obwieszczeniu: Powiat Dziadowo, gmina Samopały. Dziadostwo u nas z dziada pradziada, bida, że z nędzą za dużo powiedzieć.
Wołają nas MINISTRANCI, bośmy wojsko samego ministra, a wszystkie co do jednego stare kłusowniki. Mus był do partyzantki.
Na kleszcze zaszczepili. Robota po fachu, ino komendanta słuchać, a w lato przewąchać co kto na letnisku dziamie i meldować. Zaraz beret satelitarny i waciak maskujący zafasowałem.
Bez nawigacji, tudzież kamuflażu, obecnie nie poradzi. Ponadto motor służbowy marki wueska, chociaż spawana i swoje przejechała. Dubeltówki maszynowe, granatniki ppanc., wszystko igła, sztuka nówka.
Komendant nasz, wójt Popioła, jest człowiek ludzki. Z niejednego tartaku deski woził, a i innym dał dorobić, choć ni brat, swat ani drużba. Służba, jest służba! Kierownik mleczarni Śmietaniak i podleśniczy Malina byli za poruczników.
Chłopy śmy tutejsze, bitne, choć na bezrobociu, co zaś się tyczy morale, regulaminowo stuprocentowe. Pińcet złotych żołdu po lesie nie chodzi. Chromolił dziadostwo. Dzika ubić, krzaczek na parkiet puścić, z głodu człowiek nie fiknie.
Stało nas dwa bataliony, jeden KASZTANY, drugi PAŹDZIERZE, i dwie kompanie kosynierów, w tym motorowa, po naszemu RZEŹNIKI i od kasków ORZECHY.
Aż pojechalim na ćwiczenia. ZAGON 18, kryptonim KOCIOŁ POKOJU.
Okopalim się gruntownie. Po szyję. Bigosik bulgocze. Ogniska porozpalane. Ziemniaki w popiół i czekamy. KASZTANY za rzeką, też kartofle pieką. Aż przyszły rozkazy.
Terroryści-dywersanci przyczółek uchwycili. Kierownik Śmietaniak wąsa pod wiatr rozpuścił.
- IDĄ – mówi. – Gasić ogień. Bigosu nie ruszać.
Zaczęło się. Harce, podchody, po zwyczajności szarpaczka. Wreszcie, żeśmy się naszli w młodniku.
Natenczas wójt Popioła, w róg swój cętkowany wielki zadął, aż mu z uszów wosk wylazł, a z nosa bąbelki
- Poooszły w las ogary, kobuzy, komary. Ofensywa!
Przykazane było, żeby najsampierw nawracać, potem z dwururek prażyć. Jak ministrantom wypada. Tośmy się nawracali.
- Pójdziesz cepie na zad! Bo w gwizd plasnę i z pukawki wygarnę!
- Sam żeś cep, z ambony się wychyl, obaczym kto komu łeb zdurszlakuje!
- Całuj lochę w tabakierę! Bo przeciąg między uszami zrobię!
- Już ja cię kabanie śrutem ucałuję!
Natarlim plutonami, po naszemu kłusem. Lotny na rometach, za nimi wueski bez tłumików, dla przerażenia, jak strategia wymaga. Z drugiej strony tyż nasze chłopaki, choć KASZTANY nie z lipy strugani. I grzejem po łąkach, bęc na polanę. Wtem, jak granatami nie zaczną kropić. RACH! BACH! Tylko się liście i żołędzie sypią.
- Z motorów! – krzyczy wójt komendant Popioła. – Tyralierą! DARZBÓR! BIJ GRZYBÓW PAŹDZIERZE!
Zaterkotały dwurury… Już i z pepanców śmy palić zaczęli. Cztery junaki i cezeta ustrzelona. Zajęła się jakaś buda. Smolarze. Wszystkie zamroczone, znaczy neutralne. Aż tu na ścieżkę drzewa się kładą. Kocioł zamykają. Czekajcie purchawy, LEŚNE DZBANY! ORZESZKI!
Skoczyli nasze RZEŹNIKI zrobili w chabaziach przesiekę. Odskok! W najjaśniejszą cholerę, a i samą porę. Aż zajechalim na wioskę. Tam jedna popelina. Żadnego dla partyzanckiego rzemiosła zrozumienia. Ciołki miejscowe zaczęli się o prowiant szpulać, tośmy ich wikliną co bądź posmyrali. Czuj duch, na zdrowie!
Leżym, papierosy kurzym. Czekamy rozkazów. Aż, tędy owędy, ORZECHY drogę obsadzili, z kosiarzami naszymi od czoła się ścinają. KASZTANY od pleców zachodzą, z kapiszonów walą. Okrążenie…
Wójt kazał formować szpicę. Same jawki-pancerki. Aż strach oglądać. Podleśniczy Malina na przedzie, a zły jak chłop w suszę. Nic tam. Przebijamy się. Prują nasi, sieją zdrowo! Huraaa!
Raptem KASZTANY drona zapuścili – Jaśka Szyję na motolotni – przewagę powietrzną wywalczają. Ale i u nas technika, rakieta termiczna, jak poszła musiał flary rzucać. Na L4 wylądował.
Aż, masz ci los, regulaminowo… Nabojów brakło. Tłuką się nasze RZEŹNIKI z ORZECHAMI, o płot się oparli. W drzazgę wszystko. Wykopyrtnął się przystanek, już i na kiosk napierają. Nie wiadomo jak by się rzecz miała, gdyby komendant w róg nie świsnął.
Nabił fajkę komendant Popioła, pociągnął z cybucha. Jeszcze gdzieniegdzie strzały. Trzaskają się po licach. Ale już kotły wloką, za manierki łapią. Tak, koniec!
Strat, nie licząc kilku zgruchotanych kulasów, zabitych dwóch psów, konia i trochę kur zeżartych, nie było.
Położyli my cóś niecóś zabudowy, ale się z kotła wyrwali i przy bigosie w pokoju manewry skończyli.